AronWiadomość jaką zobaczyłem na swoim telefonie, była krótka.
Dzisiaj. 21.00. Bronx.
Mój plan jakkolwiek ułożyłem go w głowie, polegał na wytrzymaniu jak najdłużej w tej walce.
Podjechałem pod bar Terra Blues. Zamówiłem dwie szklanki Jack'a Daniel'sa. Czekałem.
Zdążyłem opróżnić już jedną szklankę. Przyjemne uczucie w gardle zapaliło mój przełyk i poczułem rozlewające się ciepło oraz rozluźnienie. Zacząłem myśleć o dziecku. Moim. Myśl, że będę ojcem, odwiedzała moje myśli, nie tak rzadko jak chciałem. Po prostu się boję.-Mclain? - facet w podeszłym wieku, podał mi dłoń, którą uścisnąłem, po czym usiadł koło mnie. Przesunąłem drugą szklankę w jego kierunku. Nie wyglądał na komisarza NYPD, ale coś czułem, że mogłem się zdziwić. Lata doświadczenia są wyryte na jego twarzy. Chcąc nie chcąc, musiały pozostawić jakieś piętno w postaci zmarszczek i spojrzenia, które nosiło sprawiedliwość i rezolutność.
-Zdziwiłem się, kiedy zadzwoniłeś i powiedziałeś, że chcesz ze mną rozmawiać. Tylko ze mną. Zazwyczaj nie umawiam się na drinka z osobami których nie znam,ale twoja informacja przez telefon bardzo mnie zaciekawiła. Szukamy Lancastera od kilku miesięcy, część ludzi złapaliśmy, ale ich głównego człowieka nie. Co masz mi ważnego do przekazania, jeśli o nich chodzi?
-Wiem, jak możecie ich złapać. Nawet Serga, tylko beze mnie, tego nie zrobicie.
***
Vivien
Aron zadzwonił i powiedział,że walczy dzisiaj o 21.00. Oczywiście zabronił mi podejmowania próby żeby się tam zjawić. W duszy cała dygotałam. Podobno w ciąży nie można się denerwować. Podobno.
Siedzieliśmy wszyscy w salonie, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Każdy się nie odzywał. Była równo dwudziesta. Aron choć miał jeszcze czas nie przyszedł, ani nie zadzwonił. Czułam się jakby moje serce pokonywało 120 uderzeń na minutę.
- Nie wytrzymam.- zerwałam się na równe nogi do drzwi. Luke w ostatniej chwili mnie złapał i mocno trzymał prowadząc do salonu.- Puść mnie! Ja muszę go zobaczyć!
- Pomyśl o dziecku. To nie jest miejsce by się tam pokazywać. Nie ty.- zaczęłam płakać z bezsilności.Nie chciałam myśleć,o tym,że może mu się coś stać, ale moje myśli bez przerwy jak na przekór błądziły w tym kierunku.
***
Zostało 20 minut. Nie wiem, czy to wszystko się uda. Za dużo rzeczy jest przeciwko mnie, jak zawsze.
Nie musiałem się długi zastanawiać, gdzie ma się odbyć ta pieprzona walka. Stary budynek na końcu ulicy, był miejscem, gdzie często musiałem się zjawiać. O tej godzinie, już siały się pustki. Niestety ten rejon ma złą historię, więc każdy woli unikać frywolnego chodzenia w tych okolicach. Po raz pierwszy zostawiłem swój samochód pod moim starym adresem. Przyjechałem tu tak jak zwykły nowojorczyk metrem. Kilka razy się przesiadłem.
Szedłem wzdłuż ulicy, a uliczne światło dawało słabą poświatę. Miałem kaptur na głowie i skórzaną kurtkę.
Dotarłem pod drzwi równo o 21. Otworzyłem je i pewnie wszedłem. Było cicho i ciemno. Domyśliłem się, że to wszystko będzie miało miejsce, gdzieś w czeluściach. Drewniane schody prowadzące do piwnicy. Wszystko mogło wydawać się jak z horroru i o to właśnie chodziło Sergowi. Stary, opuszczony budynek, do którego nikt nie zagląda bo zapewne tam coś straszy. Kto normalny by tu wszedł, żeby węszyć. Grupa dzieciaków, policja? Nie sądzę. Schody prowadziły do kolejnych schodów, tyle że pomiędzy były kolejne drzwi. Schodziłem i czułem przypływ adrenaliny. Zatęchły zapach powoli docierał do moich nozdrzy. Słyszałem już krzyki i harmider. Postawiłem nogę na przedostatni stopień. Wszystkie pary oczu zwróciły się w moją stronę. Pomyślałem, że głupotą jest przychodzenie tu bez żadnej broni.
CZYTASZ
I Will Get You Back
RomancePisane na początku ,,mojej twórczości". Dużo błędów nadal tak jak w pierwszej części, czytasz na własną odpowiedzialność. -,,O czym chciałaś pogadać? - dlaczego to jest takie cholernie trudne?! -No tak. Więc, w życiu zdarzają się różne, dziwne rzec...