VivienWstałam rano jak zwykle obudzona mdłościami. Zdarzają mi się już sporadycznie, więc cieszę się, że to powoli mija.
Razem z Claire obie siedzimy już później w kuchni, robiąc śniadanie. Po chwili drzwi się otwierają i przychodzi ,, święta" trójca. Gołym okiem widać, że musieli się nieźle schlać, bo Daimon i Luke się jeszcze zataczają. Aron natomiast idzie na luzie, śmiejąc się, więc zapewne humor mu dopisuje.-Zamierzacie tak iść do pracy? - mówi poważnym tonem Claire smarując pieczywo i ani razu nie patrząc na Daimona.
-Oczywiście. - odzywa się Luke.
Patrzę na Arona znacząco, ale chyba to niewiele daje.
-Możesz mi wytłumaczyć, dlaczego doprowadziłeś ich do takiego stanu?
-Ja?
-A kto? Może ja?!
-Czy ja im kazałem pić?
-To trzeba było im na to nie pozwolić. Sam masz mocną głowę, a oni nie.
-Czy ja wyglądam jak święta Teresa? - wzdycham na jego odpowiedź.
W końcu dochodzi do tego, że obie z Claire kładziemy chłopaków do łóżka, nie pozwalając im iść do pracy. Zostaje sama z Aronem w pokoju obok.-Nie mam siły. Na to wszystko. Chcę normalnego domu.
-Na razie nie mogę Ci go dać. Już niedługo..tylko...
-Nie wiem ile jeszcze czasu wytrzymam. Już nie mówiąc o tej walce. To wszystko jest chore. Nie możesz tak ryzykować swoim życiem...ja.. - po moich policzkach zaczynają spływać łzy. - Boję się o ciebie. - przytula mnie, delikatnie gladząc moje włosy na co się jeszcze bardziej rozklejam.
-Ćśś, będzie dobrze. Obiecuję. Kocham cię i nie pozwolę by coś ci się stało.
-Przecież to ty bierzesz udział w tej walce. - mówię zdławionym głosem.
-W sumie masz rację. - uśmiecha się, żeby mnie rozśmieszyć i mu się to udaje. - Aron! Możesz być poważny?
-Mogę. - przypiera mnie do ściany i zachłannie całuję. Po chwili przytomnieje i go odpycham.
- Czy zawsze wszystko musi sprowadzać się do jednego?
- Nie, ale może.- chciałabym powiedzieć,że powinien trochę przyhamować, ale z drugiej strony jest młody.-zaczyna całować moją szyję, a ja nie potrafię tego przerwać, bo również szaleję za jego dotykiem.
****
Aron
Pojechałem na siłownie,żeby trochę potrenować. Na razie nie ma żadnych wiadomości od Lancastera. Coś czuję,że to cisza przed burzą. Jestem również w stu procentach pewny,że to przegram. Serge nie pozwoli mi odejść. Załatwi mi kogoś, kto z łatwością mnie pokona, dlatego może warto trochę poćwiczyć. Podjeżdżam pod siłownię.Wysiadam, biorę swoje rzeczy i idę do środka. Jestem tu po raz pierwszy, bo jakoś w obliczu tego wszystkiego nie miałem ochoty poprawiać mojej formy. Może to był błąd. Wchodzę , proszę o kluczyk do szafki i idę do szatni. Przebieram się i jestem gotowy, by zacząć trenować. Wchodzę do sporej sali, w której trenują sami napakowani goście, którzy wyglądają tak jakby przed chwilą kogoś obrabowali. Moje wejście sieje zamęt, bo każdy nie odrywa o de mnie wzroku. Zastanawiam się czy dlatego,że jestem tu po raz pierwszy, czy może chodzi o coś innego. Jeżeli znowu trzeba się wkupić w łaski jakichś ludzi, którzy tu rządzą, to chyba zmienię lokal.
Nakładam rękawice i wybieram worek treningowy, czyli coś co lubię najbardziej. Uderzam jak najmocniej, wkładając siłę w każdy cios. Nie wiem ile dostałem czasu na spokój. Po chwili podchodzi do mnie jakiś umięśniony facet. Jest cały pokryty tatuażami. Głowę ma wygoloną po bokach, a w uszach srebrny kolczyk. Typowy mafiozo.

CZYTASZ
I Will Get You Back
RomancePisane na początku ,,mojej twórczości". Dużo błędów nadal tak jak w pierwszej części, czytasz na własną odpowiedzialność. -,,O czym chciałaś pogadać? - dlaczego to jest takie cholernie trudne?! -No tak. Więc, w życiu zdarzają się różne, dziwne rzec...