7. Na Drzewach [poprawione]

795 29 34
                                    

Pearl Tuk

Idziemy już czwartą godzinę po Górach Mglistych rozdzieleni na dwie części. Pierwszą grupę prowadził Thorin. Ja niestety musiałam iść w drugiej połowie którą prowadził Balin.
       
Nagle ni stąd ni zowąd leciał w moją stronę olbrzymi głaz gdyby nie Fili który przykleił mnie do skały bym już nie żyła.
       
- Dziękuję Fili-powiedziałam i przytuliłam krasnoluda przede mną.
       
- Nie ma za co-powiedział i oddał przyjacielski (jak dla mnie) uścisk.
       
Nagle całą naszą grupę przygniotły kamienie. Usłyszałam tylko rozpaczliwy krzyk Thorina, Bilba i Dwalina. Obraz zaczął się rozmazywać i robić ciemny. Widziałam tylko uśmiechniętą twarz z jasnymi włosami. Zapewne Filiego który ucieszył się że nic mi nie jest. Potem poczułam ciepło bijące od któregoś z krasnoludów.

Thorin Dębowa Tarcza

Szliśmy rozdzieleni na dwie części. Pearl szła w tej drugiej bo była zbyt zmęczona by nadążyć za mną. Oferowałem jej pomoc że wezmę ją na ręce, ale mówiła że nie chce być dla mnie zbędnym balastem. Szybko pożałowałem decyzji że ją posłuchałem. Pół godziny później leżała pod kamieniami. Odkopał ją Fili i chciał wziąć na ręce, lecz go wyprzedziłem. Reszta się wykopała spod kamieni, byli cali i zdrowi tylko moja mała Pearl zemdlała. Zeszliśmy z gór i znajdowaliśmy się na polanie.
      
Pearl wyglądała tak niewinnie i delikatnie w moich ramionach. Przed nami był zniszczony stary domek.
      
- Robimy obóz! Dwalin rozpal ogień. Fili, Kili idźcie zobaczyć okolice i czy nic nam nie grozi. Bombur zrób coś do jedzenia. Dori, Nori, Ori macie pierwszą wartę. Następnie ja będę na warcie. - Powiedziałem i położyłem Pearl na sianie.
       
Ściągnąłem z siebie płaszcz i przykryłem Pearl. Usiadłem przy niej. Patrzyłem na jej spokojną twarz. Była taka delikatna, bezbronna, krucha, a jednocześnie taka wytrzymała, silna, odważna. Bo jak można inaczej wytłumaczyć to że znosi wędrówkę która by wykończyła nie jednego mężczyznę. Nagle usłyszałem głos Filiego.
        
- Wuju w okolicy niczego jak dotąd nie ma. Co jest z Pearl?
        
- Dobrze, nie widać jakiś strasznych obrażeń zewnętrznych. Jest trochę potłuczona, ale wyjdzie z tego. Jest silna. Zawołaj tutaj Bilba.
        
- Dobrze wujku.- Znów patrzyłem na moją malutką Pearl.
        
Po chwili usłyszałem jak Bilbo siada na przeciwko mnie.
        
- Czy... czy to... to już?-Zapytał płacząc Bilbo.
        
- Nie. Ona nie umarła i nie umrze podczas tej wyprawy. Nie pozwolę na to. Obiecałem jej że będzie ze mną rządzić Ereborem i dotrzymam tego.-Powiedziałem głaskając ją po głowie.
        
- Thorinie mam do ciebie pytanie. Czy mogę wiedzieć co wy dokładnie do siebie czujecie?-Zapytał spokojniejszym głosem.
        
- Co to za pytanie? Wiadomo kocham ją. Kocham nad swoje życie. Jest dla mnie najważniejsza.
        
- Więc oświadcz jej się gdy tylko się obudzi. Wiem że ona ciebie też kocha i przyjmie oświadczyny.
        
- Zrobię to, ale dopiero gdy nadejdzie na to odpowiedni czas. Mam nadzieje że nie jesteś za to na mnie zły?
        
- Nie, ale pamiętaj jeśli ją skrzywdzisz to wiec że jesteś trupem! Tak samo jeśli zmajstrujesz jej dziecko przed ślubem! Pamiętaj bo wtedy to ja Ci osobiście gardło poderznę!
        
- Bilbo czy ty siebie słyszysz? Gdybym ją skrzywdził to przysięgam ci że sam sobie gardło poderznę. No a jeśli chodzi o dziecko to ci nie obiecuje bo może być różnie-powiedziałem mocno wkurwiony.
        
- Wody!-Wychrypiała Pearl najgłośniej jak ją było stać.
        
- Kochanie, już spokojnie.-Powiedziałem i pomogłem się jej napić wody.
        
- Czy możecie się nie kłócić o moją przyszłość. Obydwoje się o mnie martwicie więc zróbcie coś by tak nie było. A teraz dajcie mi spać.- Powiedziała Pearl stabilniejszym głosem i znów zamknęła oczy.
        
- Dobrze kochanie, jak by co to mnie zawołaj.-Powiedziałem i złożyłem jej pocałunek na czole. Chciałem już odejść ale poczułem uścisk na moim nadgarstku.- Kochanie czy coś się stało?
          
- Tak, chcesz gdzieś iść i mnie zostawić samą. Masz tu ze mną spać.               

- Dobrze kochanie. Ale co się stało że chcesz bym został?
          
- No bo ty jesteś lepszy niż jakiekolwiek futro, a mi zimno.
          
- To już cię rozgrzewam kotku.-Powiedziałem i położyłem się obok Pearl by później się do niej przytulić.-I jak? Cieplej ci?
         
- A żebyś wiedział. Kocham cię i nie ważne kiedy mi się oświadczysz my już teraz jesteśmy rodziną.

-Dlaczego?
         
- Ale co dlaczego?- Zapytała z głupim uśmieszkiem na twarzy.

-Dlaczego powiedziałaś że jesteśmy rodziną? - Nie odpuszczę.

-Jak miałam dwanaście lat moi rodzice utopili się. Moim i mojego brata wychowaniem zajęli się wujkowie. Ale żaden nie chciał nas wziąć na stałe. I tak rok u jednego wujka, drugi u drugiego. Dopiero moja ciocia Mirabela Tuk wzięła nas na stałe dwa lata temu. Teraz Ty jesteś przy mnie i czy chcesz czy nie jesteście dla mnie rodziną.

-Myślałem że jesteś w ciąży.

-Skąd wpadłeś na ten pomysł? A z resztą jak bym miała być skoro nigdy nie współżyłam. -Powiedziała i jeszcze bardziej się we mnie wtuliła.
         
- No bo powiedziałaś że już jesteśmy rodziną.-Tłumaczyłem się.
         
- A chcesz mieć dzieci, kochanie? - Zapytała i spojrzała na mnie z wyczekiwaniem.
         
- Tak, a ty skarbie?-Powiedziałem przytulając, mocniej, dziewczynę.
        
- Chcę ci dać następcę tronu. Chcę nosić nasze dzieci pod sercem.
        
- Jeszcze będziesz miała okazję, a teraz śpij.-Powiedziałem i złożyłem pocałunek na jej czole.

**********

Jestem na warcie już jakąś godzinę. Patrzę się na południe, w stronę celu naszej wyprawy. Nagle usłyszałem wycie wargów.
         
- Wstawać uciekamy! Wargi!-Wrzeszczałem. Poszedłem do Pearl i kazałem jej biec za Gandalfem.
         
Gdy wstawała zaczęła ją boleć kostka. Wziąłem ją na ręce i zacząłem biec za kompanią. Obok ucha przeleciała mi strzała. Przyśpieszyłem jeszcze bardziej tępo biegu. Zauważyłem że kąpania wchodzi na drzewa.
            
Wiem że sam nie dam rady. Podbiegłem do sosny na której siedział Fili i Kili.
             
- Zaopiekujcie się Pearl, chłopcy. Ma problem z kostką.-Powiedziałem, a Kili i Fili pomogli mi ją posadzić na drzewie.
              
Pobiegłem do świerku obok. Wdrapałem się i zacząłem wysłuchiwać się czy przypadkiem nie nadciągają wrogowie. Niestety moje obawy się potwierdziły. Usłyszałem wycie wargów. Spojrzałem za siebie i zobaczyłem tam naradę.
              
Naradę najbardziej plugawych istot. Goblinów, orków, wargów i złych ludzi na swoich wielkich wilkach. Zapewne atakują okoliczne domostwa. I nagle usłyszałem najbardziej znienawidzony przez ze mnie język. Język tak straszny, szorstki, czarny (dop. od autorki nie chodzi mi o niemiecki).         
              
- Czarna mowa.-Cicho powiedziałem do siebie.
             
Obróciłem głowę i wtedy go zobaczyłem na białym wargu. Azoga Plugawego. Zmorę rodu Druina. Zmorę krasnoludów. Zmorę śródziemna. Powiedział coś w tym okropnym języku i wskazał na mnie palcem. Jego wargowie i orkowie zaczęli nas atakować. Gandalf, Kili, Fili, Pearl, Oin, Gloin, Bilbo, Bifur, Bombur, Dwalin, Balin, Dori, Ori, Nori i cała reszta zaczęli rzucać płonącymi szyszkami.
              
W powietrzu było czuć zwęgloną sierść. A wyk palących się orków, wargów i goblinów dało się usłyszeć z odległości tysiąca mil. Lecz oni nie podawali się. Wargi ciągle napierały na drzewa, aż w końcu choinki zaczęły się zwalać na siebie.

Thorin Dębowa Tarcza - nowa historia [w trakcie poprawy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz