Rozdział 17

410 25 8
                                    

Następnego dnia budzę się z lekkim niepokojem i niecierpliwością.

Spotkam się z nim za dwie i pół godziny. Muszę się przygotować. Biorę szybki prysznic, myję głowę, po czym ubieram się w najciaśniejszą koszulkę, jaką mam, a do tego wygodne leginsy. Spoglądam jeszcze na siebie w dużym lustrze. Tak. Mój ciążowy brzuszek wyraźnie się odznacza. Zakładam jeszcze obszerny sweterek, czapkę i okulary przeciwsłoneczne. Boże, mam nadzieję, że nikt mnie nie rozpozna. Że jestem Shailene Woodley. Że jestem w ciąży.

Media w jakiś sposób dowiedziały się, że Theo przylatuje do Los Angeles. Nie wiedzą tylko kiedy... Ja wiem. Theo przylatuje dzisiaj.

Nawet jeśli wcześniej byłam na niego wściekła, to negatywne uczucie wydaje się ze mnie wyparowywać. Musi poznać prawdę o mojej ciąży, ale musi być także przy Ruth w tym ciężkim dla niej momencie.

Moje emocje potrafią się teraz zmienić w sekundę. To przez ciążę, ale denerwuje mnie fakt, że jestem tak emocjonalna. Mam nadzieję, że nie zranię tym w jakiś sposób Theo.

Kiedy jestem już gotowa, jadę na lotnisko. Za półtorej godziny go zobaczę. Dziewięćdziesiąt minut. Dziewięćdziesiąt minut i usłyszy jedną z najważniejszych rzeczy w życiu. Moje ręce zaczynają się trząść na kierownicy. Znowu zaczynam się załamywać.

Nie, nie. Muszę się ogarnąć. Muszę być spokojna. Bo gdy Theo się dowie, na pewno nie będzie spokojny.

Dowie się dzisiaj.

Kilka razy oddycham głęboko. Włączam muzykę i trafiam na Lanę Del Rey. Marina and the Diamonds. Milky Chance. Hozier. Florence and the Machine. Muzyka pozwala mi się uspokoić.

Zastanawiam się jak będzie wyglądał. Nadal będzie miał swoją niechlujną brodę czy już ją zgolił? Nie zwracałam uwagi na media przez ostatnie cztery miesiące. Nie chciałam czytać plotek na swój temat czy na temat Theo.

Tak bardzo chciałabym, żeby Theo mnie kochał. Tak naprawdę, a nie jak siostrę. Ale zamiast mnie, kocha Ruth. Tak sądzę, choć mam nadzieję, że nie.

Nie powinnam tak o niej myśleć. Przechodzi teraz trudny czas i nic na to nie może poradzić. Nie chciałabym być teraz w jej skórze. Nie do końca.

Nie zasługuje na to. Nikt na to nie zasługuje. Jej dziadek umiera na raka.

Może to co mówią jest prawdą? Kiedy jedna osoba umiera, druga się rodzi.

Mam nadzieję, że Theo nie będzie na mnie zły. Nie powinien być. Nie mogłam mu wcześniej powiedzieć, nie przez telefon. Szczerze mówiąc, jestem przerażona i nie wiem czy dam radę mu powiedzieć. Jednak to nie ma znaczenia, on musi się dowiedzieć. Teraz, na lotnisku. Kiedy tylko wyjdzie z samolotu, zamierzam mu powiedzieć. Zanim cokolwiek zrobi, zanim ja zrobię coś innego.

Wiem jednak, że może mi odebrać mowę.

Zanim przyjeżdżam na lotnisko, wpadam na pomysł. Może nie muszę mu nic mówić. Mogę mu to pokazać. Parkuję auto i sprawdzam czas. Samolot Theo ląduje za czterdzieści pięć minut. Gaszę silnik i zamykam oczy. Kładę ręce na brzuchu.

- Cześć, skarbie. Dzisiaj poznasz swojego tatę - szepczę. - Twój tatuś się z tobą dziś spotka.

Zakrywam się swetrem, dzięki czemu mój brzuch będzie mniej widoczny. Zakładam okulary i wysiadam z auta. Nikt nie zwraca na mnie uwagi, a przynajmniej mam taką nadzieję. Wchodzę na lotnisko i kieruję się na halę przylotów.

Patrzę na tablicę i widzę gdzie ma wylądować samolot Theo. Będzie tu za trzydzieści minut.

Zaczynają mi się trząść nogi. Ludzie przechodzą obok mnie, niektórzy się spieszą, a inni błądzą.

Dziewięć minut.

Jest już blisko.

Siadam na ławeczce i sprawdzam czas.

Siedem minut.

Już niedługo się dowie. Wzdycham i zamykam oczy. Mam nadzieję, że przyjmie to w miarę dobrze.

Trzy minuty. Trzy minuty zanim wyląduje.

Sprawdzam swój telefon, ale tak naprawdę nie mam na nim co robić. Nie mam konta na Twitterze, instagramie, czy Facebooku. Nie potrzebuję mediów społecznościowych. To tylko strata czasu. Dlaczego miałabym żyć w wirtualnym świecie, skoro wolę ten prawdziwy?

Minuta.

Zamykam oczy. Oddycham głęboko, wdech i wydech.

I wtedy otwieram oczy.

CDN.

knocked her up PL (SHEO STORY) [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz