Rozdział 20

381 21 2
                                    

O 16:15 jestem już ubrana w sukienkę. Jest obcisła, niebieska i eksponuje mój ciążowy brzuszek. Pokazuje, że mam w sobie córkę lub syna Theo. Czeszę jeszcze włosy i myję zęby, kilka razy. W razie gdybyśmy mieli się całować. Boże, mam nadzieję, że tak się stanie. Modlę się o to. Moglibyśmy wziąć ślub i mieć więcej dzieci...

Chyba powinnam się zamknąć.

Biorę torebkę, wkładam do niej telefon i pieniądze, po czym biorę głęboki oddech. Siedzę na sofie przez dziesięć minut, w ciszy, przygotowując się do tego.

W końcu słyszę dzwonek do drzwi.

- Czas na obiad z twoim tatusiem - mówię do brzucha, głaszcząc go. - Chodźmy.

Wstaję, biorę torebkę i wychodzę.

- Shailene Woodley, ty i dziecko wyglądacie dzisiaj niezwykle - mówi Theo, kiedy otwieram drzwi.

Rumienię się. - Dzięki. Ty też dobrze wyglądasz, Tatusiu.

Theo nie uśmiecha się. Chyba nie spodobało mu się to określenie.

- Chodźmy.

To wydaje się takie prawdziwe... Jakbyśmy szli na randkę, jakby był moim mężem, jakbyśmy stworzyli nasze dziecko z miłości.

Cóż, ja zrobiłam to dziecko z miłości... A on przez alkohol.

Siedzimy cicho w aucie przez długo czas. Włącza radio, którego zaczynamy słuchać. Wkrótce dojeżdżamy do restauracji.

Zaczynam się zbierać po tym, jak Theo już zaparkował, ale zatrzymuje mnie.

- Otworzę ci drzwi - mówi, wychodząc i biegnąc na moją stronę. Cóż za dżentelmen.

- Dzięki - odpowiadam i wychodzę.

Na szczęście przestało już padać. Wchodzimy do restauracji. Wita nas kelner, do którego podchodzimy.

- Stolik dla dwóch. Rezerwacja numer sześćdziesiąt pięć - mówi Theo.

- Ach - mężczyzna sprawdza coś na komputerze, po czym patrzy na nas. - Dla dwóch? Wygląda bardziej, że dla trzech - uśmiecha się, wskazując na mój brzuch.

Czerwienię się. - No tak.

- Proszę za mną - kelner prowadzi nas do stolika przy oknie. Jest przykryty białym obrusem, a na środku stoją długie świece. Siadamy.

- Dziękujemy - mówi Theo.

Uśmiecham się.

- Więc...- zaczyna Theo. - Jak się ma on lub ona?

- Dziecko czuje się znakomicie. Możemy poznać płeć za niecały miesiąc.

- Powinniśmy? - Pyta Theo. - Mam na myśli to, że to dziecko już i tak jest wystarczającą niespodzianką.

- Myślę, że powinniśmy. Mam już dość niespodzianek. Śmiesznie by było, gdyby się okazało, że to jednak bliźniaki.

Theo parska śmiechem. - Boże, mam nadzieję, że nie.

- Ja też. I nie sądzę, żeby tak było, pewnie już byłabym większa.

- Witam - kelnerka podchodzi do nas ponownie. - Czy chcieliby państwo coś do picia? Muszę przyznać, że urocza z państwa para.

- Och, nie jesteśmy parą - mówi szybko Theo.

Ból uderza w moją klatkę piersiową. Nie chce nawet, żeby tak postrzegali nas ludzie. Znowu łamie mi serce, choć już zaczął je uzdrawiać.

- Poproszę tylko wodę - mówię cicho.

- A ja poproszę herbatę - stwierdza Theo.

Kelnerka kiwa głową i uśmiecha się. - Zaraz wrócę - informuje i odchodzi.

Rozmawiamy przez jakiś czas o dziecku. Mówię mu co robiłam, czego się dowiedziałam, w międzyczasie jemy to, co zamówiliśmy.

W którymś momencie zatrzymuje się przy nas starsza kobieta.

- Przepraszam, kochani, ale musiałam się przy was zatrzymać. Wasza dwójka tworzy naprawdę piękną parę - zerka na mój brzuch. - O jak uroczo! Spodziewacie się dziecka! To cudownie! - uśmiecha się. - Mam nadzieję, że będzie wiodło szczęśliwe życie.

Uśmiecham się, a Theo marszczy brwi.

- Um, nie jesteśmy parą. Tylko przyjaciółmi.

- Och, w takim razie ojciec dziecka nie byłby zadowolony, widząc was. Naprawdę wyglądacie jak para.

Cały świat myśli, że bylibyśmy dobrą parą. Ale nie Theo. I Ruth.

- Taa, możliwe - odpowiada wymijająco Theo.

- Przepraszam, że przeszkodziłam. Powinnam już iść.

- Nie przeszkadza nam pani - mówię szybko i uśmiecham się do niej. Theo zerka na mnie, jego brwi nadal są zmarszczone.

Kobieta uśmiecha się i odchodzi. Zerkam na swój brzuch i staram się nie rozpłakać.

- Zamierzasz robić to za każdym razem? - Pytam cicho.

- Hmm? - Chyba mnie nie słuchał.

- Spytałam, czy zamierzasz się tak zachowywać za każdym razem? - Pytam, tym razem głośniej.

- Zachowywać się jak?

- Udawać, że nie jesteś ojcem tego dziecka? Tak jakbyś nie chciał mieć ze mną nic do czynienia?

- Shailene, nie, nie zamierzam tego robić. Powiedziałem jej tylko, że nie jesteśmy parą, co jest prawdą, nie?

- Tak, ale zachowywałeś się tak, jakby to dziecko nie było twoje.

- Shai. Nie zamierzam udawać, że to nie jest nasze dziecko. Ale nie będę udawał, że jesteśmy parą. Cały świat wie, że spotykam się z Ruth. Nie chcę, żeby inni myśleli, że ją zdradzam. Nie mogę tego zrobić. Shai, wiesz że jestem z nią.

- Ja... oczywiście.

Nie rozmawiamy już, kiedy kończymy jedzenie. Wychodzimy w ciszy. Wracamy do domu w ciszy.

Odprowadza mnie do drzwi. - Cześć, Shailene. Zadzwonię do ciebie jutro.

- Okej.

Wsiada do swojego auta i odjeżdża. Zostawiając mnie i dziecko samych.

knocked her up PL (SHEO STORY) [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz