Witaj braciszku

4.8K 184 28
                                    

Jejku moje opowiadanie wbiło 1K!!!!!!!!!!!!!!!!! 


Właśnie dojeżdżamy pod lotnisko przez całą drogę kluczowo trzymałam się Micha. Nie mogłam, bałam się, nie chciałam tam wracać... W momencie jak auto się zatrzymało moje ciało było jak sparaliżowane, łzy ciurkiem leciały po policzkach, a przed oczami miałam najgorsze sceny z mojego poprzedniego życia. Mich widząc mój stan przytulił mnie mocniej, otarł łzy. Szepcząc uspokajające słowa i gładząc mnie przy tym plecy. Gdy zobaczył, że mój stan się polepszył powiedział:
-Nie denerwuj się. Wszystko będzie dobrze. Za tydzień do ciebie przylecimy, i spowrotem zamieszkamy razem, więc nie masz co się martwić.- Nie odpowiedziałam mu, bo jego słowa dochodziły do mnie jak przez mgłę. Chłopak wstał i wyszedł z auta ze mną na rękach. Chłopaki  widząc mój stan posyłali mu pytające spojrzenia, ale nie odezwali się słowem. Mich zignorował ich pytanie. Chłopacy otworzyli drzwi na lotnisko przepuszczając Mich'a ze mną na rękach przodem. Wyszyscy kierujemy  się w stronę odpraw lotu do Sydney. Gdy doszliśmy do miejsca odpraw, zeszłam z rąk Micha i spojrzałam na wszystkich chłopaków. Ich oczy wyrażały smutek tak samo jak moje.
-Chłopaki kocham was, za tydzień widzę was u mnie i nie roznieście domu. -Powiedziałam lekko się uśmiechając na wspomnienie jak ostatnio byliśmy na misji , a Diego i Logan chcieli nam zrobić kolację . Kuchnia o mało co nie poszła z dymem! Diego wiedząc co mam na myśli posłał mi niewinny uśmiech i krzyknął "GRUPOWY PRZYTULAS!". Chłopaki słysząc to hasło rzucili się na mnie, mówiąc jak to mnie kochają. Gdy już wyznaliśmy sobie "doszczętną miłość" w głośnikach rozbrzmiał kobiecy głos oznajmiający, że "Pasażerów lotu do Sydney prosimy do bramki nr 3." Po usłyszeniu tych słów ostatni raz pożegnałam się z chłopakami i ruszyłam w stronę bramek.

Odprawa minęła bez przeszkód. Aktualnie siedzę w moim fotelu w uszach mam słuchawki z których wydobywa się muzyka, czuje jak moje powieki stają się ciężkie i odpływam w piękną krainę żelków, miłości, unicorn'ów  i wszystkiego o czym sobie zamarzę i co pozwoli mi oderwać myśli od danej sytuacji.


Śpię sobie spokojnie, aż tu nagle czuje jak ktoś mnie szturcha za ramię , tak kurwa ktoś śmie przerywać mi sen kurwa!!!!                                                                                                                                              -Czego kurwa?!- Wydarłam się na cały głos, otworzyłam oczy, i widzę przerażoną stewardesę. No tak przecież leciałam do tego śmiecia... Strzeliłam sobie w myślach faceplam'a za swoją głupotę. -O co chodzi?- Zapytałam ponownie już milszym głosem.

-N..no..booo..doo.doolecie ..cii..ee..liśśś..my.- Powiedziała drżącym głosem kobieta.

-Dobrze, dziękuje - Odpowiedziałam zbierając wszystkie swoje rzeczy i ruszając w stronę wyjścia z samolotu, potem prosto po odbiór walizek i do mojego skarba (czytaj auta).

W momencie jak wjeżdżam z lotniska, uświadamiam sobie, że nie wiem jak jechać... pisze,więc szybko do tego zjeba, że już jestem i ma mi wysłać adres. Bo chyba zapomniał. Nie mijają 3 minuty, a już wiem gdzie jechać. Od razu dodaje gazu. Chwilę óźniej jestem na miejscu. Wychodzę z samochodu, biorąc ze sobą tylko telefon i pistolet, który mam zawsze przy sobie, przed sobą widzę piękną, ogromna wille. Ta w której mieszkałam z chłopakami była ładniejsza. Smutne myśli znów mnie ogarneły. Kiedy tak się przyglądałam mój wzrok przykuły  drzwi, do których od razu podeszłam i zapukałam. Po chwili drzwi się otworzyły, a w nich stanął Luck. Ten chłopak był moim najgorszym koszmarem. Kiedyś byłam młoda i głupia. Zakochałam się w nim, a on jebany skurwiel jak się o tym dowiedział wyśmiał mnie i potraktował jak zwykłą szmatę przed cała szkołą, od tamtej pory przestałam mieć jakiekolwiek uczucia i wierzyć w miłość. Dopiero po czasie nauczyłam się kochać a to wszystko zasługa mojego gangu,  mojej prawdziwej rodziny.

-Jest Ashton? - Zapytałam niemiłym głosem.

-Może jest, może nie, a ty to kto?!- Zapytał równie niemile jak ja.

- Nie twoja sprawa, masz go w tej chwil zawołać!- Powiedziałam już donośniejszym głosem.
-Chyba śnisz laska. - Odpowiedział chłopak, i chciał zamknąć mi drzwi przed nosem. Byłam szybsza, zablokowałam je nogą i zwinnie dostałam się do domu. Idąc w nieznanym mi kierunku korytarzem. Usłuszałam odgłosy dochodzące z  salonu. Chyba. Poszłam tam czym prędzej i zobaczyłam  chłopaków siedzących na kanapie , oglądających mecz kosza.

-Kto przyszedł?! - Zaczął wydzierać się Ashton. Chłopak  nie słysząc odpowiedzi odwrócił się.- Kim ty jesteś?- Zapytał będąc wyraźnie niezadowolony z intruza w domu.

-Nie poznajesz mnie? -Zapytałam niemiłym głosem i obdażając go wzrokiem pełnym wstrętu i pogardy.

-Nie?  A powinenem?- Zapytał bardziej siebie niż mnie. Już miałam go oświecić, jednak zanim zdołżyłam powiedzieć słowo chłopak się odezwał.- Czy to naprawdę ty?- Odparł patrząc mi głęboko w oczy. Jakby szukając w nich odpowiedzi na swoje pytanie.

-Witaj braciszku...


Call me Meg ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz