Andreas niewiele pamiętał z tamtego momentu. Co jakiś czas miewał przebłyski. Krew, krzyk, przerażenie i widok Matsa mierzącego w stronę Cariny z pistoletu. Jej bezwładne ciało opadające na ziemię i to rozdzierające serce spojrzenie.
-Jak się dziś czujemy panie Wellinger?- zapytał lekarz, który właśnie wkroczył do jego szpitalnej sali.
-Nie wiem dlaczego mnie tu przywieźliście i dlaczego nikogo do mnie nie wpuszczacie. Leżę tu już drugi dzień i nawet nie mam z kim porozmawiać.
Lekarz westchnął i po raz kolejny wyrecytował formułkę, którą Andreas znał na pamięć, bo w ciągu tych dwóch dni słyszał ją trzydzieści sześć razy.
-Przywieźliśmmy tu pana, bo wpadł pan w histerię spowodowanej głębokim szokiem, który pan przeżył. Nie mogliśmy pana w takim stanie zostawić.
-Ale ja się bardzo dobrze czułem i czuję.
-Bo był pan na silnych lekach. Dzisiaj już ich panu nie daliśmy, więc będzie mógł pana ktoś odwiedzić, jeśli tylko pan sobie tego życzy.
-Oczywiście, że chcę! Gdzie mój telefon, muszę zadzwonić.
-Nie musi pan, czeka cały czas na korytarzu- lekarz uśmiechnął się i wyszedł, a chwilę później w drzwiach pojawił się Stephan. Zupełnie tak jakby do tej sali nagle wdarło się słońce. Andreas zamiast jakichś badziewnych leków potrzebował właśnie jego przy sobie. On był najlepszym antydepresantem.
-Czemu nic nie mówisz?- Andreas lekko się przestraszył, kiedy Stephan przez minutę nawet nie drgnął.
-Bo się zastanawiam czy najpierw powinienem cię przytulić czy skopać ci tyłek za to, że prawie tam zginąłeś, skoro miałeś się Carinie nie pokazywać.
-Wybieram pierwszą opcję!
-Ja też.
Stephan siedział obok łóżka Andreasa i gładził wierzch jego dłoni kciukiem, starając się omijać ten paskudny wenflon, na którego widok robiło mu się słabo.
-Narobił się wokół całej tej sprawy niezły burdel. Pismaki węszą, a jak wyjdziesz ze szpitala, to musisz się zgłosić na policję. No chyba, że chcesz rozmawiać teraz z policjantem, bo pilnuje sali Cariny.
Na sam dźwięk tego imienia Andreas się wzdrygnął. Chciał o nią zapytać, bo pomimo tego co zrobiła on nie potrafił przestać o niej myśleć.
-A co z nią? Przeżyje?
-Podobno tak, ale lepsza dla niej byłaby śmierć. Przysięgam, że jak spotkam ją gdzieś samą o ile kiedykolwiek wyjdzie z więzienia to pożałuje tego, że jeszcze żyje- Andeas nic na to nie odpowiedział, patrzył beznamiętnie w ścianę- Ej, chyba nie chcesz mi powiedzieć, że się o nią martwisz? Po tym wszystkim co nam zrobiła, jak chciała cię zabić ty jeszcze jej współczujesz?- Stephan już wręcz krzyczał. Wstał z krzesła i zaczął nerwowo krążyć po sali.
-Może zamiast się wydzierać, to spróbujesz mnie zrozumieć?- jego głos był spokojny, a wzrok ciągle wbity w ścianę na wprost łóżka- To nie jej wina, że tak się zachowywała. Ona jest chora, rozumiesz? Potrzebuje pomocy, a nie sądu i policji. To nie jest pierwsza lepsza kryminalistka, tylko moja przyjaciółka.
-Tak, wielka mi przyjaciółka, która nas prześladowała, zastraszała twojego przyjaciela, próbowała zabić Dianę i Richarda a potem ciebie!
-Przestań! To nie jej wina, że się zakochała i jej odbiło. Nie mogę jej za to nienawidzić.
-Ty chyba sobie jaja robisz! Wiesz co, chyba za dużo leków ci podali. Zadzwoń do mnie jak już to z ciebie wyparuje, cześć.
-Stephan poczek...- trzasnęły drzwi i Andreas został sam. Schował twarz w dłoniach i westchnął- Kurwa, po co się odzywałem?
Dwa dni później Andreas wrócił do domu. Ze szpitala odebrał go Markus, który odwiedzał go po tym, jak Stephan zrobił mu awanturę. Od tamtego czasu się do niego nie odzywał. Wellinger próbował się dodzwonić do chłopaka, ale bez skutku.
-Nie chcę cię pouczać, ale...- Markus zaczął rozmowę, kiedy usiadł obok swojego przyjaciela.
-To nie pouczaj. Słuchaj, wiem co powiesz. Pewnie to samo co Stephan, ale ja nie zmienię swojego zdania, rozumiesz? Ja jej muszę pomóc, a nie wykreślać ją z życiorysu.
-Jesteś egoistą, wiesz? Masz w dupie to, co czuje Stephan. I nie patrz tak na mnie, bo mówię ci jak jest. Jak ty to sobie wyobrażasz? Że będziesz ją odwiedzał w psychiatryku, bo tam na pewno skończy, ona wyjdzie po dwóch latach i co? Wprowadzi się koło ciebie i będzie patrzeć jak jesteście ze Stephanem szczęśliwi? Przecież ona przez to zwariowała, więc jeśli chcesz pomóc jej i ratować swój związek, który jak widzę się sypie to zapomnij o niej, rozumiesz? Nie zostanie sama. Ma rodzinę, przyjaciół. A ty przyjmij w końcu do wiadomości, że nie zbawisz całego świata.
-Czyli co ja mam zrobić?- powoli zaczynało do niego docierać, że Markus miał rację. On nie pomógłby Carinie. Tylko pogorszyłby sprawę.
-Po pierwsze to weź się wyśpij, bo wyglądasz jakbyś wstał z grobu. A potem masz się pogodzić ze Stephanem i powinieneś przemyśleć wyprowadzkę stąd. Im szybciej tym lepiej. Jakby co, to możesz zamieszkać u mnie. Wiesz, że mam dużo miejsca a nie lubię sprzątać, więc obaj będziemy mieli z tego korzyści.
-Dobrze, ale zacznę od tego pogodzenia się ze Stephanem. Nie mogę znieść tego, że znowu przeze mnie się pokłóciliśmy.
-Ehh, ja nie wiem jak on z tobą wytrzymuje.
-Taak, ja też nie.
CZYTASZ
Teammates 2
Fanfiction"Nie mogę patrzeć na to, jacy są szczęśliwi. On miał być mój. Tyle lat czekania na niego i starania się żeby mnie zauważył poszło na marne. Ten ich spokój nie będzie trwał długo. Już ja o to zadbam". Pozornie piękna historia o miłości z zakończenie...