- A uważasz, że masz za co przepraszać? Przecież nic się nie stało – uśmiechnął się w bardzo łagodny sposób
-Chciałam odwrócić twoją uwagę, w jakiś sposób zmniejszyć ból,ale najwidoczniej się wygłupiłam – ciągle próbowałam sięusprawiedliwiać, jakby ten pocałunek miał sprowadzić na mnie wyrok
-Wcale nie – powiedział masując delikatnie moją rękę –pomogłaś, naprawdę nie czułem aż takiego bólu, to było miłe –powiedział - c.. - zaczął ale mu przerwałam
- Zapomnijmy o tym, proszę – spojrzałam na niego – nie powinnam była – ale jestem głupia, po co mu to wszystko mówię i jeszcze bardziej wszystko komplikuję
- Nie ma sprawy Wik, nie jestem facetem, który po jednym pocałunku będzie myślał nie wiadomo co. - a szkoda bo ja jestem taką dziewczyną
Dwadni później
-Pomogę Ci – powiedziałam – kiedy zauważyłam, że Alek nieudolnie próbuje założyć swoją koszulkę, wyglądał tak nieporadnie, tak uroczo, że mogłabym tak pomagać mu w nieskończoność
-Dziękuje, wiesz Wiktoria nie chciałbym, żeby się między nami coś zmieniło
-Co masz na myśli? - spojrzałam na niego przenikliwie
-Widzę, że mnie unikasz i nie wiem dlaczego – spojrzał na mnie smutnie- kogo jak kogo ale twoje milczenie łamie mi serce – to co powiedział rozbroiło moje
-Przepraszam, dziwnie się czuje po tym co się zdarzyło
- Nie masz się czego obawiać, już tego prawie nie pamiętam – a pamiętał i ja też pamiętałam, każdy szczegół,każde muśnięcie warg, ciepło i rdzawy posmak krwi
- Wiesz Alek ja tak już nie mogę... - zebrałam się w końcu na odwagę, by powiedzieć mu co czuje, ale..
-Tomek – usłyszeliśmy radosny pisk Kali – tak się cieszę, taksię martwiłam – kiedy weszliśmy do kuchni zauważyliśmy parę trzymającą się w objęciach i obdarzającą się czułymi pocałunkami. Momentalnie poczułam się skrępowana i zrobiło mi się gorąco
-Na nasze nieszczęście, najmocniej oberwał Aleksander –powiedział chłopak – cieszę, się że jesteś cały – poklepał chłopaka po zdrowym ramieniu
-Miałem dobrą opiekę – uśmiechnął się
-Nie zaprzeczam, na pewno. Wiesz nie mogłem sobie darować, że nieodwiozłem Cię tutaj
-Jestem cały Tomek, nic mi nie będzie – powiedział jeszcze trochęz bólem
-No ja wiem – spojrzał na mnie. - Przywiozłem wam śniadanie –powiedział Tomek i położył na stole bochenek chleba i pomidory
-Jak to zdobyłeś? - zaczęła radośnie Kala, oglądając produkty zkażdej możliwej strony. Niedopomyślenia było jak bardzo w tychczasach uszczęśliwiał zwykły kawałek chleba, czy właśnie pomidor.
-Nocowaliśmy u pewnej miłej rodziny rolników, bardzo popierali nasze działania, pomogli nam jak tylko mogli no i poczęstowali nasczym tylko mieli– uśmiechnął się szczerze wskazując dumnie na pożywienie
Kilkaminut później
-Wik, powinniśmy wracać już do siebie, znaczy do mieszkania, przeszkadzamy już im trochę, na pewno po takiej rozłące chcą spędzić razem trochę czasu i się sobą nacieszyć – powiedział Alek zbierając swoje rzeczy
- Pewnie masz rację – powiedziałam trochę smutno. Nie było mi przykro, ponieważ mieli siebie, ale zazdrościłam im tego, że właśnie w tych okrutnych czasach mogą doświadczyć trochę miłości, odrobiny szczęścia pośród huku i szumu wojny. Pół godziny później byliśmy już z Alkiem w swoim mieszkaniu, Kala podzieliła podarek jedzenia na pół, dlatego nie musieliśmy się dziś martwić o pożywienie, zresztą do jutra na pewno by nie zabrakło. Gdy weszłam do mieszkania od razu poczułam chłód jaki tam panował. Mieszkanie Kali miało w sobie ciepło, radość, natomiast to mieszkanie, niczym do siebie nie zachęcało.
- Dobrze wrócić do domu – powiedział Alek nastawiając wodę na herbatę
- Dom jest tam, gdzie ktoś na Ciebie czeka – powiedziałam, a łzy momentalnie napłynęły mi do oczu
- Ej Wiki – powiedział i znalazł się bliżej – Nie rób mi tego, nie mogę patrzeć na twoje łzy
- Zazdroszczę im - powiedziałam spoglądając w okno
- Komu? - zdziwił się
- Kali i Tomkowi
- A czego tu zazdrościć? - zapytał zdziwiony
- Tego, że mają siebie – westchnęłam i poszłam się położyć
Tydzień później
Ręka Alka prawie się już zagoiła i coraz częściej zaczął znów znikać z domu, co trochę mnie zasmucało, bo przyzwyczaiłam się do Jego obecności i nie chciałam znów przebywać sama w czterech ścianach.
-Jutro nie będzie już czego przemywać – powiedziałam radośnie,delikatnie odwijając jego ranę. - Wszystko zagoiło się tak jak powinno – ostatnie słowa zabrzmiały trochę smutnie
-Aż tak źle? – zmartwił się Alek
- Nie, właśnie aż tak dobrze – powiedziałam przemywając jego ramię wodą, po chwili straciłam równowagę i wpadłam na jego kolana – Yyy przepraszam – powiedziałam ze wstydem i spojrzałam w jego niebieskie oczy, po czym momentalnie się podniosłam
- Nic się nie stało – Był dla mnie taki miły, że zaczęłam się przyzwyczajać. Delikatnie odgarnął kosmyk, który opadł mi na twarz. - nie wiem jak bym bez Ciebie dał sobie radę - powiedział i pocałował mnie w obie dłonie. Poczułam się dziwnie niezręcznie, więc tylko posłałam mu delikatny uśmiech. Po chwili niezręcznej ciszy usłyszeliśmy pukanie
-Zaczekaj, przecież to może być każdy – zaczął zdenerwowany chłopak, gdy od razu pobiegłam w stronę drzwi wejściowych
-To ja Kala – powiedziała
-Nie możesz tak szybko ruszać do drzwi, nie możesz być tak lekkomyślna – powiedział zdenerwowany Aleksander, gdy Kala weszła za nami do kuchni
-Aluś więcej wyrozumiałości – popatrzyła na niego, gdy zauważyła, że poczułam się głupio - Mam coś dla Ciebie –powiedziała dziewczyna i sięgnęła do torby
-Co to ? - zapytałam, gdy ujrzałam kremową książeczkę
-Twoje papiery, możesz już wychodzić na ulicę, oczywiście nadal ostrożnie i z umiarem na początek
-Po prostu świetnie – powiedział Alek pod nosem – Idealnie w popołudniowe łapanki – mruknął i ruchem rąk zademonstrował klaśnięcie
- I mam propozycję – kontynuowała lekceważąc grymaśnego Aleksandra
- Jeszcze lepiej, to nie wróży nic dobrego – powiedział z udawanym uśmieszkiem
- Oj Aluś – popatrzyła na niego z politowaniem – Daruj sobie te komentarze, zaczyna mnie to powoli denerwować
- A mnie denerwuje, że ustalasz coś bez mojej wiedzy
- A mam się pytać o zgodę? Przecież jak dobrze pamiętam Wiktoria jest osobą poczytalną i sama o sobie decyduje
- Ty też zaczynasz mi dziś działać na nerwy – warknął
- Ona nie jest twoją własnością – powiedziała Kala spoglądając na niego wrogo – zrozum to wreszcie - Poczułam się jak idiotka, przez ten cały czas dyskutowali, jakby mnie tam w ogóle nie było
-Jaką ? - podniosłam głos, zanim Aleksander zdążył otworzyć usta, by znów odgryźć się Kalinie, choć sama byłam ciekawa jego kolejnego komentarza
-Będziesz moją prawą ręką w szpitalu na Leśnej, będziesz wolontariuszką...tak jakby-Super, w końcu będę coś robić – powiedziałam z uśmiechem
-Nawet w szpitalu możesz poznać kogoś ciekawego – powiedziała akcentując ostatnie wyrazy – przewija się tam dużo polskich żołnierzy – gdy to powiedziała Alek poszedł do pokoju –Dobrze, że poszedł mam go serdecznie dość, zachowuje się jakby ktoś nadepnął mu na odcisk
-Przestań Kala
-Dobrze, to co widzimy się pod szpitalem o siódmej?
-Pewnie
-Tak się cieszę. Spędzimy trochę więcej czasu ze sobą, uciekam do zobaczenia – powiedziała, przytuliła mnie do siebie i wyszła