"Po­ran­ki nie ciągną się w nies­kończo­ność..."

21 0 0
                                    

Rano kiedy się obudziłam On już był na nogach i ubierał się cicho chcąc najprawdopodobniej nie doprowadzić do mojego przedwczesnego przebudzenia, gdyż było jeszcze bardzo wcześnie. Uważnie obserwowałam każdy jego ruch, jego dobrze zbudowane plecy i atletyczne ramiona, które sprawiały, że pożądanie, które budziło się we mnie było jeszcze bardziej wyraźne, gdyż moje policzki natychmiast oblały się rumieńcem.Mogłabym tak wpatrywać się w niego bez końca,ale przecież poranki nie ciągną się przecież w nieskończoność.

-Wychodzisz ? - zapytałam cicho opierając się na ramieniu gdy założył już swoją koszulę, a moja twarz nabrała już swojej naturalnej barwy.

-Idę kupić nam coś do jedzenia, zbyt wiele nie zostało, a przecież coś musimy jeść– powiedział lekko zdezorientowany wiążąc sznurowadła w swoich brązowych trzewikach.

-Mogę iść z tobą? - zapytałam niepewnie i od razu podniosłam się z łóżka, choć tak naprawdę wiedziałam co najprawdopodobniej usłyszę.

- Nie – odpowiedział szorstko z dezaprobatą, wyraźnie zmieniając barwę swojego głosu.– Nie potrzebujemy dodatkowych kłopotów – gdy to powiedział poczułam dziwny ból przeszywający całe moje ciało, jego słowa trafiły mnie jak kula w pierś uciekających ofiar popołudniowej Warszawskiej łapanki. Poczułam jak pod powiekami zbierają mi się łzy.

- A więc jestem dla Ciebie tylko kłopotem? - zapytałam drżącym głosem. Nie chciałam pokazywać swojej słabości, ale w tym momencie nie potrafiłam tego kontrolować, więc zwyczajnie, jak małe dziecko odwróciłam twarz.

- Nie... nie, wiesz o co mi chodzi – dźwięk jego głosu znów stał się łagodny, mimo to na niego nie spojrzałam. Skoro tak niewiele ze mną rozmawiał, nie mogłam być pewna co też naprawdę o mnie myśli i czy po takim czasie nadal nie przeszkadza mu moja obecność. Bo przecież byłoby mu łatwiej gdyby martwił się tylko o siebie. - Wiktoria nie zrozum mnie źle, po prostu bezpieczniej będzie jeśli pójdę sam – wyczułam w jego głosie coś na miarę skruchy.

-Okej – odpowiedziałam, po czym smutnie wstałam i zaczęłam ścielić łóżko

-W szafie masz ubrania po mojej ci.. mamie i siostrze. Jeżeli jeszcze mole ich nie zjadły to możesz sobie coś wziąć, bo dzisiejszy dzień również zapowiada się bardzo mroźny - natychmiast zmienił temat chcąc załagodzić moją reakcje.

- Dobrze – odpowiedziałam nadal przygnębiona jego słowami- Alek – podeszłam do niego, najbliżej jak tylko mi pozwolił. W tym momencie chciałam mu wyznać, że chyba coś zaczynam do niego czuć, że to nie jest coś błahego, bo nie mogę przestać o tym myśleć, ale tak samo jak chciałam mu to powiedzieć, tak samo również nie mogłam się przemóc by to zrobić. Nie wiedziałam jak może zareagować na moje słowa, więc zwyczajnie stałam przed nim jak słup soli. Spojrzał na moją sylwetkę, która dosyć mocno prześwitywała przez koszulę nocną,po chwili jednak szybko się otrząsnął i spojrzał mi w oczy lekko nieśmiało.

- Muszę już iść – powiedział szybko i nerwowo, jakby sam poczuł się w tej sytuacji dosyć niekomfortowo i wyszedł, a ja lekko się uśmiechnęłam.. Sama nie wiedziałam jak powinnam była to zinterpretować. W każdym bądź razie opcje są dwie, a ja miałam ogromną nadzieje, że jednak była to ta, którą to ja chciałam. Skoro moje ciało wprawia go w zakłopotanie może wcale nie traktuje mnie jako zwykłą sierotkę nad którą sprawuje opiekę. Ta reakcja dała mi wiele sprzecznych myśli i złudnych nadziei.

W świecie huku i szumuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz