Czekanie

2.3K 88 11
                                    

Na zamówienie BezimiennaOsoba
____________________________

Dni. Godziny. Minuty. Sekundy. Nie wiem ile czekam na Percy'ego. Ostatni raz widziałam go w czasie bitwy, a co jeśli... Moje serce zabiło mocniej. Nie. Szybko zaprzeczyłam, mój syn musi żyć. Jest herosem, synem Posejdona, na pewno nic mu się nie stało. Pewnie teraz jest na Olimpie, lub gdziekolwiek indziej bezpieczny. Usiłowałam sobie wmówić, że na pewno nic się nie wydarzyło, ale jednak co jeśli? Spojrzałam na zegar, było już dość późno, normalnie o tej porze już dawno śpię. Jednak nie czułam się senna, czy jakkolwiek zmęczona. Za bardzo się martwiłam, a o kogo? O mojego jedynego syna Percy'ego. Z każdą sekundą niepokoiłam się coraz bardziej. Na zewnątrz od dawna było już ciemno... Co jednak coś się naprawdę wydarzyło? Usłyszałam kroki w pomieszczeniu obok. W moim sercu pojawiła się nadzieja, że to może być Percy, ale szybko przygasła gdy zobaczyłam swojego męża na progu. Patrzył na mnie zatroskanym wzrokiem chyba domyślając się, dlaczego nie śpię. Zajął miejsce na przeciwko mnie, wiercąc we mnie wzrokiem. Nie powiedziałam nic. Gdy nie doczekał się żadnych słów z mojej strony, najwidoczniej sam postanowił rozpocząć konwersację

- Sally na pewno mu nic nie jest - zapewniał mnie

Jakoś w to nie wierzyłam

- A co jednak? - spytałam z powątpieniem

Mój mąż westchnął patrząc na mnie łagodnie

- Na pewno nic mu nie jest - odrzekł z pewnością w głosie

Mimo tego co mówił, nie potrafiłam po prostu w to uwierzyć. Mój niepokój o Percy'ego nie zmalał, wręcz urósł, a co jeśli jednak coś mu się stało? Co jeśli nie... Nie, nie on musi żyć. Wstałam z krzesła i zaczęłam chodzić w kółko, ignorując spojrzenia Paula. Nagle usłyszałam dość ciche pukanie do drzwi. Na początku sądziłam, że się przesłyszałam, ale gdy znowu usłyszałam pukanie serce podeszło mi do gardła. Zerwałam się jak nigdy dotąd iść otworzyć drzwi. Za mną podobnym tempem pobiegł Paul. Przekręciłam klucz w zamku, moje serce biło tak szybko jak nigdy dotąd. Nacisnęłam na klamkę, otwierając drwi. W wejściu stanął mój syn razem z Annabeth... Nie wyglądali za dobrze - Percy miał postrzępioną koszulkę, ale bez żadnych ran, co dało mu z pewnością przekleństwo Achillesa. Annabeth z kolei wyglądała o wiele gorzej. Jej zawsze czyste blond włosy, były w wieku miejscach brudne od krwi, podobnie jak jej koszulka. W wielu miejscach były widoczne ledwo zasklepione rany oraz ubrudzone ziemią plastry. Na jej twarzy były świeże smugi po łzach, co nie znaczyło dobrze. Zauważyłam też, że lekko utyka na prawą nogę

— Wejdźcie — powiedziałam natychmiast

Percy spojrzał na mnie z wdzięcznością. Przekroczył próg mieszkania, a zanim poszła Annabeth łkając cicho

— Przynieść ambrozję — poprosił Paula Percy

Mój mąż kiwnął głową, idąc w kierunku łazienki, gdzie mamy ambrozję i nektar. Percy razem z Annabeth udali się do salonu, nic mi nie pozostało poza pójściem za nimi. Chciałam wiedzieć wszystko w każdym nawet tym najmniejszym szczególe. Mój syn i Annabeth usiedli na kanapie, z kolei ja zajęłam jeden z dwóch foteli. Gdy patrzyłam na nich miałam dziwne wrażenie, że coś się zmieniło, coś wielkiego...

— Wygraliście? — spytałam z powątpieniem

— Tak — odpowiedział Percy, patrząc kątem oka na Annabeth

Zmarszczyłam lekko czoło, ale nie skomentowałam tego

— Luke nie żyje — mruknęła córka Ateny, wpatrując się tępo w podłogę

Luke? Co o nim Percy mi mówił... Luke był chyba tym złym... Tak! To on przyjął Kronosa, ale skoro był tym złym to dlaczego on tak jakby opłakują jego śmierć. Nie spytałam ich o to. Wiedziałam że wydarzyło się coś złego, a wolałam ich bardziej nie zasmucać. Spojrzałam na dwójkę i uśmiechnęłam się lekko

— Wszystko się ułoży — zapewniłam ich

Mój syn wysłał mi wdzięczne spojrzenie

— Mam nadzieję — mruknęła smutno Annabeth

Percy przytulił ją do siebie, a ja już byłam pewna tego że między nimi coś zaiskrzy.
___________________________

704 słowa

Trochę zmieniona wersja tego jak Paul i Sally dowiedzieli się o tym, że Percy żyje... xD. Wracając do tematu... Ostatnio z tym shotami to lekko w kratkę... Ale cieszcie się, że w ogóle cokolwiek napisałam ponieważ piszę tego osa w czasie gorączki ;-;... (Edit: a kończę półtora miesiąca później. A tak ogólnie to koniec byłby inny ale nie chciało mi się rozwijać tematu, jak miało być na początku i wyszło tyle, wiem że słabo Marta)

Zostawcie po sobie ślad!

𝐏𝐄𝐑𝐂𝐀𝐁𝐄𝐓𝐇, 𝐇𝐈𝐂𝐂𝐒𝐓𝐑𝐈𝐃 ● one shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz