Jestem błędem

2.1K 99 50
                                    

Nie wiem czy to mogę zaliczyć do Percabeth, mimo wszystko... Ech... 

Zamówienie Corka__Posejdona

_____________________________________________________

Znajdowałem się pod wodą. Byłem tam już bardzo długo, ale czas nie był dla mnie jakoś szczególnie istotny. Tak naprawdę to nie wiedziałem nawet ile czasu minęło. Nie wiedziałem...

Nie miałem zamiaru wrócić na stały ląd. Moją głowę wypełniały przeróżne wątpliwości, co by się stało gdybym w końcu wyszedł. Nie byłem na to gotowy. Na pewno...

Wcześniej jeszcze bym się jeszcze jakoś zdobył by wyjść z wody i iść do obozu, ale po takim czasie, którego naprawdę nie znałem, po prostu nie potrafiłem. Bałem się...

Już nie płakałem... Pewnie zabrzmiało to dziwnie, że ja Percy Jackson płakałem... Niektórzy półbogowie myślą, że jestem pozbawiony tej umiejętności. Fajnie by było gdyby byłaby to prawda. Tak nie było...

- Co mu się stało? - do moich uszów dobiegł głos jednego z hipokampów, pytającego o to swojego prawdopodobnie przyjaciela. 

Udałem, że tego nie słyszałem. Ignorowałem wszystkie morskie stworzenia odkąd tu jestem. Chciałem by tak pozostało. Chciałem...

Nie miałem zamiaru prowadzić z kimś rozmowy. Nawet z hipokampami, które tak naprawdę nigdy niczego złego mi nie zrobiły. To nie one były temu wszystkiemu winne, w ani jednym procencie... 

To ja byłem winny. 

Sam siebie doprowadziłem do tego stanu. Sam doprowadziłem do krzywdy tylu osób... Byłem niebezpieczny. 

***

Biegłem w kierunku plaży. Dopiero co wróciłem z domu mojej mamy, ale po usłyszeniu tej jakże zabójczej dla mnie plotki, musiałem to natychmiast sprawdzić. Nie wierzyłem słowom jednego z synów Aresa, równie dobrze mógł mnie po prostu okłamać. Równie dobrze mogło to być zwykłe nic nie warte kłamstwo. 

Zobaczyłem ją siedzącą na piasku razem z nim. Moje serce pękło na dwie części.Jak ona śmiała mi to zrobić? Jak mogła być na randce z inną osobą niż ja w naszym miejscu... 

Nie byłem pewny własnych ruchów. Poczułem jedynie jak zimna lodowata woda z dotyka moich nóg i zaczyna rosnąc ku górze. Słyszałem jak ona wypowiada moje imię z czystym strachem. Kiedyś obiecałem jej, że nie będę więcej tego robił, ale skoro ona nie czuję żadnego zobowiązania wobec mnie, to czemu ja miałbym jakiekolwiek czuć? 

Nie panowałem do końca nad sobą. Woda sięgała moich bioder, a jakieś dziesięć metrów ode mnie szalał huragan. Niektórzy krzyczeli, ignorowałem to. Moje serce było złamane na pół. Nie docierały do mnie żadne słowa, nawet wypowiedziane przez osoby, na których wciąż mi zależało. 

Potem do moich uszów dotarł błagający krzyk Chejrona. Dopiero jego słowa obudziły moją pełną świadomość. Rozejrzałem się wokoło i zrobiłem krok do tyłu. Wszystko było zniszczone. Obozowicze patrzyli na mnie z przerażeniem. 

I wtedy zrobiłem jedną z głupszych rzeczy w moim życiu. 

Uciekłem.

***

Byłem niebezpieczny. 

Nie powinien się nawet urodzić... 

Byłem dzieckiem wielkiej trójki...

 Byłem dzieckiem błędu.

____________________________________________________________

650 słów

Tia to było.. Ech..  Jakby coś to zainspirowałam się angielskimi ff gdzie prawie zawsze tak jest ze zdradą Annabeth 

Ogółem to w końcu się ruszyłam i cokolwiek napisałam ponieważ na razie większość wolnego czasu spędziłam na czytanie ff o Jet Crew, albo na oglądanie YT. Zero weny

Mam nadzieję, że się spodobało. Moim zdaniem nie wyszło najgorszej, ale w głowie miałam zupełnie inny zarys tego wszystkiego. 

Zostawcie tradycyjnie ślad i do następnego! 

𝐏𝐄𝐑𝐂𝐀𝐁𝐄𝐓𝐇, 𝐇𝐈𝐂𝐂𝐒𝐓𝐑𝐈𝐃 ● one shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz