Do wczoraj nie miałam pojęcia o kimś takim jak Joseph Nicolas Pancrace Royer (1705-55).
To kompozytor i klawesynista francuski doby późnego baroku.
Jego muzyka jest dziwna i pewnie dlatego nie mogę jej przestać słuchać. A wcale nie jestem fanem klawesynu. Nie pałam do niego wstrętem, ale mało która muzyka na nim przypada mi do gustu, a Royer? On pasuje do tego instrumentu jak moim zdaniem mało kto i co!
Np. utwór pt. Vertigo. Co to w ogóle jest, ja nie wiem, ale uwielbiam. Plus wideo jest świetnie zrobione :)
A tu jest Marsz Scytów.
Ta muzyka - a zwłaszcza owe Vertigo - ma niesamowitą atmosferę i trudno mi jest znaleźć rzeczy, które wywoływałyby u mnie podobne odczucia... ale to u mnie.
I pomyśleć, że pewnie bym na Royera nie trafiła, gdybym nie oglądała na YT tego, jak Jean Rondeau (czyli ten z brodą) gra Les Sauvages z Les Indes Galantes pana Jeana Philippe'a Rameau i jest na bosaka. Ale to pasuje, bo Les Indes to opera o Indianach :)
A tu jest oryginalna wersja z orkiestrą, chórem i solistami.
To jest moc.
No to dosyć tych Francuzów na razie, Wasze zamówienia co do kompozytorów postaram się zrealizować jak najszybciej w kolejności: Rossini, Czajkowski, Beethoven.
Adieu!