Rozdział 8

393 18 4
                                    

NAPAD

*PERSPEKTYWA ASH'A*

Zacząłem gorączkowo myśleć nie miałem przy sobie pieniędzy (czego oczywiście nie powiedziałem bo zostanie serem szwajcarskim nie było na mojej liście życzeń). Jednak panika wzięła na demną górę i zrobiłem rzecz którą pod żadnym pozorem nie powinno się robić. Bowiem nadepnąłem mu na but tak mocno że ten krzyknął zaskoczony i mnie puścił. Zacząłem uciekać za moimi plecami usłyszałem głos porywacza - On ucieka łapać go! - Obruciłęm głowę by zobaczyć jak zza drzew wyłania się jeszcze trójka napastników. Usłyszałem huk wystrzału z broni kula trafiła w moją prawą dłoń i przeszła na wylot. Poczułem piekący bul a do oczu zaczęły napływać łzy. Nawet jeśli ich zgubię to i tak znajdą mnie po śladach krwi które zostawiłem. Gdyby zaczęło padać deszcz na pewno zmył by krew. Pomyślałem i jak na zawołanie nad moją głową zaczęły się zbierać burzowe chmury. Pierwsze krople deszczu zaczęły uderzać o ziemię. Po chwili rozpadało się na dobre. Biegłem dalej nagle poczułem jak na coś wpadam. Runołęm jak długi na ziemię a to coś na co wpadłem upadło na mnie.

*PERSPEKTYWA SERENY*
(Z ŚWIATA W KTÓRYM JEST ASH)

Śpieszyłam się do domu gdy coś we mnie wybiegło siła uderzenia powaliła nas obu na ziemię. Naszczęście upadłam na coś miękkiego. Moim "materacem" okazał się - Ash! - krzyknęłam zaskoczona - ała...- mruknął w odpowiedzi chłopak. Dopiero po chwili zobaczyłam że jego prawa ręka jest cała w krwi a koło niej na trawie zaczęła pojawiać się szybko rosnąca kałuża którą rozmywał deszcz. - Jesteś ranny! - Krzyknęłam wystraszona zeszłam z niego a ten podniósł się do pozycji siedzącej. - To nic takiego - powiedział - O nie idziesz że mną do domu a tam moja mama zabierze cię do szpitala gdzie ci to opatrzą - postanowiłam a ten tylko przewrócił oczami w odpowiedzi i poszliśmy do mojego domu. - Matko święta co ci się stało w rękę!? - krzyknęła moja mama gdy zobaczyła nas w domu - Czemu wszyscy tak dramatyzują to tylko skaleczenie! - zaprotestował Ash. Widać było że był zdenerwowany całą tą sytuacją a oczy ciągle miał rozszerzone ze strachu. Parę minut później (mimo protestów chłopaka) siedzieliśmy w samochodzie i jechaliśmy do szpitala. Ręka Ash'a była zawinięta w bandaż który już zdążył zmienić swój kolor z białego na czerwony. Deszcz przystał podać gdy dotarliśmy na miejsce. Mama i Ash poszli do recepcji po chwili chłopak oddała się z lekarzem a mama postanowiła zadzwonić do jego mamy i poinformować ją o zdarzeniu i miejscu pobytu jej syna. Jakieś 15 minut potem przyszedł lekarz mama podeszła do niego i zaczeła z nim rozmawiać. Podeszłam bliżej by móc podsłuchać rozmowę -... Właśnie opatrują mu ranę na szczęście nie wydało się zaskarżenie - powiedział lekarz - A wiadomo co zrobił sobie w rękę? - spytała mama - Tak jest to rana postrzałowa prawdo podobnie ktoś na niego napadł wskazuje na to parę siniaków i zadrapań na ręce wokół rany znaleziono proch strzelniczy - odparł lekarz. Oddaliłam się od nich nie chciałam słyszeć nic więcej. Nie mogłam w to uwierzyć Ash został napadnięty. Tylko czemu? Co oni od niego chcieli? Nagle przypomniało mi się pytanie które zadałam mu gdy oprowadzałam go po szkole. - Bransoletka... - wyszeptałam

❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤

Jak wam się rozdział podobał sorki jak trochę nudny ale wena pojechała na wakacje i nie wrzuciła a co gorsza nie zabrała mnie ze sobą! Sorki za wszystkie błędy w następnym tygodniu rozdziału nie będzie na bank bo mam dwa sprawdziany i uczyć się muszę ech szkoła to na tyle pa.

Pokemon Akademy [1] (Do Napisania Od Początku)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz