Rozdział 19

274 12 9
                                    

Warzna informacja w notce na dole 

Serena

Po tym jak zbadali mnie lekarze podeszłam do reszty.

- Jak czuje się Bonnie? - Spytałam.

- Nawdychała się za dużo dymu, lekarze mówią że to nic poważnego i za parę godzin odzyska przytomność - Odpowiedział Clemont.

Spojrzałam na stojącego pokemona, jego oczy ciągle były utkwione w płonącym lesie. Strażacy próbowali go z tamtąd zabrać, jednak stworek pozostawał nieugięty. 

- Jeszcze nigdy nie widziałem tak wiernego psa - Stwierdził Cilan.

Kiwnęłam tylko głową.

Lycanrock 

Stałem na skraju polany, a moje oczy utkwione były w lesie.  Wzrokiem próbowałem odnaleźć Ash'a. Niestety bez powodzenia. Za mną wyły syreny i krzątali się strażacy próbujący ugasić pożar. Kilka razy próbowali mnie stąd przepędzić, podtykali mi pod nos smakołyki które miały mnie zachęcić do pójścia za nimi, szybko jednak odkryli że nie robi to na mnie wrażenia. Nie zrażeni próbowali mnie przestraszyć, wrzeszczeli, uderzali kaskami o siebie, i lali wodą z węży kilka metrów od miejsca w którym siedziałem. To jednak też nie poskutkowało. Postanowili zabrać mnie z tamtąd siłą, skończyło się na tym że omal nie ugryzłem jednego ze strażaków. W końcu dali mi spokój, wiedząc już że nie ruszę się z miejsca. Do moich nozdrzy, przez odór dymu, dostał się znajomy zapach. Przez chwilę stałem zdezorientowany, ten zapach był taki znajomy... Tylko co to? Nagle dostałem olśnienia. To był Ash! Pognałem niczym strzała, szybko odnalazłem źródło zapachu. Do chłopaka dobiegłem chwilę zanim stracił przytomność, z jego głowy ciekła strużka krwi. Rozejrzałem się w około, jednak nikogo nie było w pobliżu. Zacząłem głośno szczekać, jednak nikt nie odpowiedział na moje wezwanie. Zdesperowany chwyciłem zębami kaptur bluzy chłopaka i zacząłem go ciągnąć w kierunku polany, skomląc i mając nadzieje że ktoś usłyszy moje wołanie o pomoc. Ciągnąc chłopaka przez las czułem jak siły mnie opuszczają, dym utrudniał oddychanie. Wlokłem go jeszcze kilka metrów, po czym wypuściłem kaptur jego bluzy, siadłem na ziemi i uniosłem łeb. Z mojego gardła wydobyło się pełne rozpaczy wycie, które potoczyło się echem przez spustoszony przez ogień las. Wyłem tak kilka minut starając się zagłuszyć syreny wyjące w oddali. Moje zmysły zarejestrowały odgłos kroków kilku osób. Z pomiędzy drzew wyłoniło się czterech strażaków. Trzech z nich podeszło do nieprzytomnego Ash'a, czwartu kucnął przy mnie.

- Dobra psina - powiedział i pogłaskał mnie po głowie, po czym wziął mnie na ramiona.

Tym razem nie stawiałem oporu. Mężczyzna delikatnie uniósł mnie nad ziemie, moje oczy ciągle były utkwione w Ash'u. Strażacy wynieśli nas z lasu. Chłopaka położyli na noszach i lekarze zabrali go do karetki, po czym zniknęli mi z oczu. Poruszyłem się niespokojnie w ramionach strażaka, ten roześmiał się. 

- Martwisz się o niego co? - spytał, poczym odstawił mnie na ziemie - Poczekaj tu chwilę, zaraz wracam.

Odstawił mnie na ziemię po czym odszedł, by za chwilę z butelką wody i garścią smakołyków. Nalał wody do miski i postawił na ziemi. Wypiłem wodę łapczywie, mężczyzna potknął mi pod nos smakołyki, zjadłem je z zapałem, po czym zwinąłem się w kłębek i poszłem spać.

***********************************************************************************************

Wybaczcie za tak długą nieobecność, ale miałam dużo na głowie. Spodziewaliście się perspektywy Lycanrocka? Mam robić też perspektywy innych pokemonów? I jeszcze jedno, wolicie rozdziały raz w tygodniu po 450 słów czy po 1500 raz na dwa tygodnie? dajcie znać w komentarzach. To na tyle. Pa!

Pokemon Akademy [1] (Do Napisania Od Początku)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz