Rozdział 20

287 12 13
                                    

 Podpalacz lasu wychodzi z kryjówki 

Bonnie 

Pierwsze co przedarło się do mojej świadomości to wycie syren. Otworzyłam oczy i usiadłam po czym rozejrzałam się zdezorientowana, znajdowałam się w karetce. Do mojej ręki była podłączona kroplówka i miałam maskę tlenową, strasznie piekło mnie gardło. Przez otwarte drzwi(?) wpadały promienie słoneczne. Do głowy zaczęły przypływać wspomnienia: wyprawa do domu Ash'a, kłótnia w lesie, pożar, pies Ash'a ratujący mnie przed spadającym drzewem, przejażdżka na jego grzbiecie i przybycie strażaków. Na ziemię sprowadziło mnie głośnię jęknięcie dochodzące z głębi karetki. Spojrzałam w stroną z której dochodził dźwięk, na noszach za mną siedział Ash. Głowę miał obwiązaną bandażem, spojrzał na mnie trochę nieprzytomnie i uśmiechnął się. Usłyszałam odgłos łap po czym kulka rudo-białego futra odbiła się od noszy na których się znajdowałam i przefrunęła mi nad głową, by wylądować przed (na) Ash'em. 

— Dobra robota — powiedział, a następnie podrapał go za uszami.

-—Wracaj! Nie wolno ci tam wchodzić! — do karetki karetki wpadła Serena, a za nią reszta.  

Jestem pewna że w tamtym momencie rudzielec wywrócił swoimi szmaragdowymi oczami, po czym pokazał Serenie język. Dziewczyna spiorunowała go spojrzeniem a Ash z całej siły starał się stłumić śmiech, jednak jego starania nic nie dały i już po chwili śmiał się w najlepsze, a ja razem z nim. Niebieskooka posłała nam wzburzone spojrzenie, co spowodowało u nas jeszcze większy napad śmiechu. Niestety do karetki weszła sanitariuszka i wszystkich wygoniła mówiąc że przeszkadzają nam w odpoczynku. Po wielu zapewnieniach że czujemy się świetnie  i bitwie na spojrzenia Ash'a  z lekarką (którą wygrał czarnowłosy) kobieta zgodziła się nas wypuścić. Na zewnątrz czekali na nas przyjaciele, pies od razu podbiegł do nogi brązowookiego. 

— Nie mówiłeś że masz psa — powiedział Clemont.

Chłopak wrzuszył tylko ramionami.

— Jak się wabi? — spytałam 

— Lycanrock — odparł Ash

— Lycanrock? Dziwne imię — mruknęła Irys 

- Mnie się podoba - stwierdziła May
-— Jak na psa jest bardzo mądry — wtrącił się Cilan — A do tego wierny.

W oczach czarnowłosego błysnęła duma.

— Lycanrock jest wyjątkowy — powiedział.

Wilczur wypiął dumnie pierś i szczeknął jakby popierał jego słowa. Nagle z brzucha Ash'a wydobyło się głośne burczenie.

— Wybaczcie nie jadłem nic od rana - powiedział chłopak — Co powiecie na obiad u mnie w domu?

Wszyscy parsknęliśmy śmiechem i poszliśmy w kierunku domu Ash'a. Zabrzmiał kolejny warkot i wszyscy spojrzeliśmy na czarnowłosego z politowaniem.

— Tym razem to nie mój brzuch — zaprzeczył zbulwersowany.

Lycanrock zatrzymał się i uniósł łeb, zaszeleściły krzaki, wynurzył się z nich warczący groźnie lew o płomiennorudej grzywie. Wszyscy zamarliśmy ze strachu, do moich uszu dotarło kolejne  warczenie tym razem dochodzące od wilczura, który odsłoniwszy zęby w groźnym grymasie stanął przed nami. Lew ryknął i rzucił się na niego, błysnęły pazury.

— Unik! A potem Bite! — krzyk Ash'a wyrwał nas z osłupienia.

Lycanrock z łatwością uskoczył po czym okręcił się wokół własnej osi i zagłębił zęby w łapie przeciwnika. Lew wyrwał kończynę z szczęk stworka i przejechał pazurami po jego pysku. Z moich ust wyrwał się okrzyk przerażenia, spojrzałam na brązowookiego. Wyglądał jakby nie za bardzo się przejął tym co się dzieje z jego psem. Wilczur zatoczył się od siły ciosu po czym stanął pewnie na łapach, po pazurach nie było nawet śladu. W to co potem ujrzałam nie mogłam uwierzyć, z paszczy lwa wyleciał słup ognia skierowany prosto na Lycanrocka. 

Pokemon Akademy [1] (Do Napisania Od Początku)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz