wybieglismy z domu najszybciej jak moglismy i wsiedlismy wszyscy do samochodu. nie moglem pozwolic, zeby cos sie stalo jiminowi. on wiele razy pomogl mi w zyciu i zaluje tego co ostatnio zrobilem. chcialbym z nim jeszcze porozmawiac, by mogl mi wybaczyc jezeli nie zdaze, bede sie obwinial do konca zycia.
jin prowadzil, a namjoon wskazywal droge przy pomocy swojego nawigatora. jungkook siedzial obok mnie z tylu i uspokajal. ale ja nie moglem. balem sie, ze juz go nigdy nie zobacze. stalismy juz chwile w korku.
-mozesz szybciej? - powiedzialem glosno trzesac noga ze stresu.
-no stoimy, nic nie poradze.
-matko.. - spojrzalem nerwowo w okno - dobra ja wysiadam. hotel jest dwie ulice stad.
-co, czekaj..
wysiadlem szybko z samochodu przedostajac sie przez dlugi korek. w koncu, gdy doszedlem na chodnik, bieglem ile sil w nogach do miejsca w ktorym byl jimin. wbieglem do duzej sali i od razu do recepcjonistki.
-dziendobry, pokoj park jimina? - wypowiedzialem zdyszany z przerazeniem w oczach.
-dziendobry panie kim. numer 46.
pokierowalem sie w strone schodow i jak najdzybciej moglem wbieglem po nich co chwila zatrzymujac sie i szukajac pokoju. w koncu, gdy znalazlem pomieszczenie zapukalem nerwowo w drzwi.
-jimin?? jestes tam? otworz prosze!!
zero odpowiedzi.
-jimin, halo? bo wywaze drzwi.
wystarczylo pare sekund, bym zdecydwal ze musze je wywazyc.
popchnalem je z calej sily, ale nic z tego. uslyszalem przerazliwy glos jimina. sprawil on ze mialem wiecej sily i checi, by wejsc do srodka. w koncu udalo mi sie.
-jimin?
przede mna bylo tylko lozko na ktorym lezal telefon i portfel jimina. zrobilem ostroznie krok do przodu i poczulem, ze cos jest pod moja stopa. cofnalem sie lekko a pode mna ujrzalem kawalki rozbitej szklanki.
o nie..
szarpnalem za klamke od lazienki i zobaczylem go. calego zakrwawionego. lezal w wannie. jego twarz byla blada i cala mokra od placzu. wody mial do polowy brzucha, a lewa reka pelna krwi swobodnie lezala w wodzie. widzialem w tym meke chlopaka. zauwazylem dzieki temu przez co przechodzil, a ja go tak bardzo zaniedbywalem. dlaczego? dlaczego nie widzialem, ze jest az tak zle?
serce bilo mi szalenie. po moich policzkach od razu zaczely splywac lzy, a z ust wydobywac glosny krzyk. zdjalem z siebie koszulke i owinalem wokolo reki jimina.
-pomocy!! - krzyczalem placzac, tak aby kazdy na swiecie mogl mnie uslyszec. w rekach trzymalem jimina i tak czekalem placzac co chwila pociagajac nosem. jeszcze nigdy tak nie plakalem.
po chwili do pokoju wbiegla recepcjonistka, a za nia namjoon, jin i jungkook. patrzyli na mnie i jimina z przerazeniem.
-jezu, jimin! - krzyknal jungkook zakrywajac twarz w dloniach - niech pani dzowni po karetke!
-j-juz dzwonie - kobieta wyciagnela telefon a chlopcy nachylili sie nad jiminem.
jin przylozyl palce do jego reki.
-oddycha - odetchnal - dobrze ze udalo ci sie zatamowac krwawienie taehyung. teraz tylko poczekamy na karetke.
spojrzalem na recepcjonistke, ta wycierala sobie rekami oczy od placzu.
wtf
czemu ona mialaby plakac.
szybko o tym zapomnialem, bo zaraz na miejscu byla karetka. lekarze zabrali jimina a my pojechalismy za nimi.
hej kluseczki juz daleko zaszlismy. ciekawie sie zrobilo. milego dzionka albo nocki uwu
piekna yeri na koniec