Rozdział 1-Spotkanie po latach

349 10 0
                                    

Przemijający jesienny poranek powitał mnie mroźnym wiatrem i ogródkiem pełnym liści, które nocny wiatr porozrzucał niesfornie po całym ogrodzie. Spojrzałem od niechcenia na zegarek, a potem na grabie leżące nieopodal altanki i już wiedziałem, co będę robił przez następne pół godziny. Wziąłem głęboki oddech,  w powietrzu było czuć nadchodzące zmiany, ale nie miałem pojęcia co lub kto je wywoła. Ostatni raz spojrzałem się z poirytowaniem na ogród i na drzewa, a potem wziąłem się do roboty. Zgodnie z moimi założeniami  pół  godziny później skończyłem moje zadanie.  Spojrzałem się na niebo, a promienie słońca oślepiły mnie. W wiadomościach zapowiadali przelotne opady, jeżeli to były przelotne opady to ja byłem  królem Chin, ktoś bystry mógłby powiedzieć, że w Chinach nie ma króla, lecz na tym właśnie polegała cała ironia. Mój irytujący brat bliźniak zawołał mnie na śniadanie, szczerze mówiąc dość już miałem tych jego ,,uśmiechniętych” naleśników. Wróciłem do domu powolnym krokiem, nie śpieszyłem się ani trochę, ponieważ wiedziałem, co tam zobaczę. Moja rutyna patrzenia się na dwa puste miejsca przy stole powróciła. Jedno miejsce zawsze było zwolnione, przez naszego kochającego ojca. Był na tyle kochany, że póki robiliśmy to, czego od nas oczekiwał, to nie wchodził nam w paradę. Drugie puste miejsce prześladowało mnie od kilku lat. Nie tak dawno temu siedziała tam piękna, blond włosa kobieta o uśmiechu anioła, lecz aktualnie leżała kilka metrów pod ziemią. Od jej śmierci tak wiele się tu zmieniło. Mój brat przejął po niej obowiązek robienia śniadania, tylko nigdy nie wiedziałem, dlaczego robił te przeklęte ,, uśmiechnięte” naleśniki. Nienawidziłem ich, bo za bardzo przypominały mi o mamie. Mój brat od zawsze był synkiem rodziców. Ojciec uważał go za przykład do naśladowania. Po lekcjach chodził na zajęcia z szermierki lub gry na fortepianie. Czasami dorabiał sobie jako model. Ja natomiast zostałem czarną owcą w rodzinie. Buntownik, który znika na prawie cały dzień, ale i tak nikt prócz gosposi tego nie zauważał. Leniwie spojrzałem na zegarek i  przygotowałem się do wyjścia z domu.  Pierwszy wrzesień to najgorszy koszmar każdego ucznia. Niestety mój kalendarz wskazywał właśnie na ten nieszczęsny dzień. Wsiadłem na mój motor i ruszyłem prosto przed siebie. Wiatr we włosach, nagły przypływ adrenaliny i to poczucie wolności, za to właśnie ceniłem motory. Nim się obejrzałem stałem na parkingu przed tym okropnym budynkiem, w którym przez następne parę miesięcy będę spędzał większość swojego dnia. Idąc w stronę hali sportowej minąłem kilku nauczycieli, którzy z politowaniem patrzyli na mój galowy strój, o ile tak go można nazwać. Składał się on, jak co roku od śmierci mamy, z porwanych, czarnych dżinsów, białego podkoszulka i czarnej skórzanej kurtki. Na miejscu tradycyjnie stanąłem gdzieś na uboczu i obserwowałem, jak inni witają się ze swoimi przyjaciółmi, z którymi prawdopodobnie nie widzieli się przez sporą część wakacji. Jak dobrze, że to mój ostatni rok i nie będę musiał więcej oglądać tych pseudo ckliwych scen. Apel o dziwo minął jak z bicza strzelił, wychowawczyni także nie trzymała nas zbyt długo, wydawałoby się, że nic tego dnia nie mogło pójść źle. Idąc w stronę parkingu postanowiłem przystać na papierosa. Nie zdążyłem go zapalić, gdy zauważyłem idącą wprost pod koła autobusu dziewczynę. Nie zastanawiając się ani chwili ruszyłem jej na ratunek, można by rzec, że coś wręcz kazało mi to zrobić. Nim dziewczyna zrobiła pierwszy krok na ulice, pociągnąłem ją za rękę do tyłu. Niespodziewanie straciłem równowagę i potknąłem się razem z nią, co doprowadziło do tego, że oboje znaleźliśmy się w niezręcznej sytuacji. Ona leżała na trawie, a ja podtrzymując się na rękach wisiałem nad nią. Grupka przechodzących nieopodal uczniów wybuchła śmiechem i zaczęła robić zdjęcia. Spojrzałem się na nich wzrokiem zabójcy, a potem spojrzałem się na dziewczynę i zapytałem , czy wszystko z nią w porządku.  Nie odpowiedziała mi nic, a na jej twarzy pojawiły się rumieńce.  Przyjrzałem się jej uważnie, a potem powoli wstałem i podałem jej rękę. Ona niepewnie chwyciła moją dłoń i delikatnie ją podniosłem. Wydawało mi się, że kiedyś gdzieś widziałem tę twarz, ale nie miałem pojęcia kiedy. Jej piękne bursztynowe oczy wyglądały, jakby zaraz miały zalać się łzami. Odruchowo przytuliłem ją i starałem się ją uspokoić . Powiedziałem, że cieszę się, że nic jej się nie stało, wtedy dziewczyna po cichu nerwowo się zaśmiała. Znałem ten śmiech bardzo dobrze. To przypadkowe spotkanie po latach było czymś najmniej przypadkowym w naszym życiu.  Przez chwilę miałem wielką ochotę opowiedzieć jej, co się wydarzyło od naszego ostatniego spotkania i jak bardzo za nią tęskniłem. W moim sercu zapłonęła iskra nadziei, radości, którą szybko zgasiłem przypominając sobie, że tuż przed wyjazdem ona straciła pamięć. Dziewczyna badawczo przyglądała mi się przez moment, a później zaczęła iść w swoją stronę. Zatrzymałem ją i zaproponowałem, że podrzucę ją do domu. O dziwo nie miała nic przeciwko, być może jakaś jej część nadal mnie pamiętała i wiedziała, że może mi zaufać. Przez całą drogę nie odzywaliśmy się do siebie. Zatrzymałem się pod jej domem i uświadomiłem sobie, że to może wydać się jej dziwne, przecież ani razu od naszego ponownego spotkanie nie spytałem się jej gdzie mieszka.  Ona bez żadnych pytań zsiadła z mojego motoru i udała się w stronę swojego domu.
-Tak w ogóle to nazywam się Christopher!-wykrzyknąłem mając nadzieję, że mnie usłyszy
-Dziękuję za wszystko, Christopher!- krzyknęła i znikła za drzwiami.
Uśmiechnąłem się sam do siebie i wróciłem do domu. Przywitałem się z gosposią i pobiegłem do swojego pokoju. Wyjąłem karton, który od kilku lat chowałem pod łóżkiem. Wyciągnąłem z niego starą ramkę z naszą wspólną fotografią. Na zdjęciu ja i Ann trzymaliśmy się za ręce i uśmiechaliśmy się do siebie. Mieliśmy wtedy tylko po pięć lat. To było ostatnie zdjęcie, jakie zrobiła moja mama, dlatego też miałem do niego wielki sentyment. Włożyłem fotografię w ramkę i postawiłem na stoliku nocnym. Kilka minut później było słychać, iż mój głupkowaty brat wrócił do domu. Obwieszczał coś z wielką radością naszej gosposi, a potem nagle wparował do mojego pokoju i wskoczył na moje łóżko . Leżał na nim trzymając się za serce.
-Moja ukochana Anastazja wróciła!-jego okrzyk radości przyprawił mnie o mdłości. Postanowiłem zepsuć mu jego chwile uniesienia i sprowadzić go na ziemię.
-Jesteś tego świadomy, że Ann nas nie pamięta?
-Nic nie szkodzi! Przypomnę jej o sobie! Na pewno nie oprze się moim urokom i znów się we mnie zakocha.- po usłyszeniu jego wypowiedzi, złapałem się za głowę. Zapomniałem, że tego marzyciela nie łatwo sprowadzić z powrotem na ziemię. Zwłaszcza, gdy jego marzenia dotyczyły Ann.
-Wynoś się tłumoku z mojego pokoju i daj mi święty spokój!
Kiedy mój brat opuścił pokój, wmawiałem sobie, że już ostatni rok muszę go znosić. Po skończeniu szkoły miałem zamiar wyprowadzić się, jak najdalej od niego i tego przeklętego miasta.
Następny poranek zaczął się telefonem od mojego ukochanego ojca. Poinformował nas, że wyjeżdża w interesach i nie będzie go prawie cały miesiąc. Powiedział to, jakby kiedykolwiek tu mieszkał. On był tylko cieniem, duchem, który od czasu do czasu przewijał się nocą przez nasz dom. Ostatni raz przeprowadziłem z nim rozmowę w cztery oczy w dniu, gdy pochowaliśmy mamę. Potem ten człowiek przestał dla mnie istnieć. Pogrążył się w pracy i powoli zapominał, że ma rodzinę, ma nas, swoich osieroconych synów. Czasami, kiedy pojawia się w mieście i ma chwilę wolnego czasu zaprasza nas na obiad, ale ja nigdy nie przychodzę. Im rzadziej mam z nim do czynienia, tym łatwiej zapomnieć mi o jego istnieniu. Thomas zawołał mnie na śniadanie i znów zaserwował te beznadziejne naleśniki.  Po śniadaniu zebrałem się do szkoły i ruszyłem na moim ukochanym motorze. Coś mi podpowiadało, abym zatrzymał się w parku, który znajdował się pół kilometra od szkoły. Przystanąłem tam na papierosa. Po spaleniu go chciałem pojechać do szkoły, ale wewnętrzny głos kazał mi się wstrzymać i zaczekać chwilkę. Rozejrzałem się po parku i ku mojemu zaskoczeniu zauważyłem Ann siedzącą na ławce i mruczącą coś pod nosem. Postawiłem motor i podszedłem do niej. Na mój widok jej twarz lekko się zarumieniła.
-Coś się stało? Mogę ci jakoś pomóc, piękna nieznajoma?-udawałem, że jej nie znam.
-Cześć, Christopher! Ty to masz wyczucie czasu. Spóźniłam się na autobus i postanowiłam jechać rowerem, ale po drodze wjechałam chyba na coś ostrego i mam dziurę w oponie.
-Przypnij gdzieś rower i chodź za mną.
-Jak to robisz, że zjawiasz się, gdy cię potrzebuje? Taka sytuacja miała miejsce już drugi raz to nie może być przypadek.- dziewczyna zaśmiała się.
-Mam zamontowany radar niewiast w potrzebie.
-A więc jesteś moim rycerzem na lśniącym motorze?
-Jeżeli nie masz nic przeciwko, moja pani- pocałowałem ją w dłoń i posadziłem na moim motorze.
-Póki jesteś to ty, to nie mam nic przeciwko.-uśmiechnęła się do mnie ciepło i założyła kask. Jej słowa brzmiały jakby nadal mnie pamiętała.  Odpaliłem motor i udaliśmy się prosto do szkoły. Po dotarciu na miejsce odprowadziłem ją, aż do samej szatni. Ann na podziękowanie dała mi buziaka w policzek. Starałem nie dawać po sobie znać, że wiele to dla mnie znaczyło. Nie mogłem pozwolić uczuciom znów dać o sobie znać i próbowałem zdusić je w zarodku. Podczas mojej drogi do klasy zaczepił mnie mój brat. Wyglądał na bardzo wzburzonego.  Domyśliłem się, że kółko plotkarskie poinformowało go już o tym, że Ann przyjechała ze mną motorem do szkoły. Napady zazdrości mojego brata były ostatnią rzeczą, jaką miałem ochotę oglądać oraz wysłuchiwać. Udałem, że go nie widzę i poszedłem prosto do klasy. Zajęcia minęły w miarę szybko, a mój głupi brat dał mi święty spokój. Po lekcjach udałem się do szatni, a następnie czekałem przed wejściem do szkoły na Ann. Chciałem jej zaproponować podwózkę do domu. Dziewczyna wyszła ze szkoły w towarzystwie wielu dziewczyn i nie zauważyła mnie. Zakradłem się do tego tłumu i łapiąc ją za rękę pociągnąłem ją do tyłu. Grupa dziewczyn obejrzała się tylko i zachichotała.
-Do jutra!-krzyknęła machając do odchodzących dziewczyn, a potem spojrzała na mnie.- Hej, mój rycerzu! Myślałam, że się na mnie obraziłeś za tego buziaka. Przepraszam jeżeli poczułeś się niezręcznie.
-Czemu miałbym się na ciebie obrazić za buziaka?
-Spotkałam cię na długiej przerwie i chciałam z tobą pogadać. Wyglądałeś na bardzo zdenerwowanego. A kiedy zawołałam cię po imieniu spojrzałeś się tylko na mnie i poszedłeś gdzieś bez słowa.
-A jak byłem wtedy ubrany?
-W niebieski T-shirt z białym napisem…
-To by mój brat bliźniak-przerwałem jej- Nie przejmuj się , wiele osób nas ze sobą myli.
-To niesamowite, że jesteście tak bardzo do siebie podobni.
-Tylko z wyglądu, moja droga, tylko z wyglądu.
-Tak w ogóle to zapomniałam ci się przedstawić. Nazywam się Anastazja, ale przyjaciele mówią na mnie Ann.
-Miło mi cię poznać Anastazjo.- ucałowałem jej dłoń- Czy zechciałabyś pojechać ze mną na moim wierzchowcu na małą przejażdżkę?
-Jeżeli od razu po tej przejażdżce podrzucisz mnie do domu, to z wielką przyjemnością się z tobą przejadę.
Przytaknąłem i oboje wsiedliśmy na mój motor, a później ruszyłem przed siebie. Gdy wyjechaliśmy poza miasto, przyspieszyłem, a ona oplotła mnie swoimi rękami i wtuliła się w moje plecy. Im dłużej jechaliśmy tym pewniejsza siebie zaczynała się stawać. Stopniowo puszczała się mnie, aż na końcu podniosła obie ręce w górę. Wykrzykiwała różne rzeczy, a ja w tym czasie przeżywałem déjà vu. Nagle przypomniałem sobie co zdarzyło się na naszej wspólnej przejażdżce przed jej wyprowadzką i gwałtownie zahamowałem. Ustałem na poboczu, zdjąłem kask i pobiegłem na łąkę, która znajdowała się obok. Przez chwilę biegłem przed siebie widząc wciąż przed swoimi oczami tamten tragiczny wypadek. Potem bezsilnie opadłem na kolana i złapałem się za twarz. Czułem jak gorące łzy spływają mi po policzkach. Miałem wrażenie, że zaraz wypalą mi twarz, wtedy poczułem jej delikatne dłonie dotykające moich rąk.
-O co chodzi ?-zapytała z tym charakterystycznym dla niej matczynym zatroskaniem w głosie.
-Przypomniałem sobie coś strasznego. Wracajmy z powrotem do motoru. Odwiozę cię do domu.
-Zostaję z tobą Christopher! Opowiedz mi, co sobie przypomniałeś.
-Kiedyś pędziłem tak jak dziś, nawet szybciej, a ze mną jechała bliska mi osoba. Nagle zza zakrętu z lasu wybieg jeleń, a ja próbowałem zahamować. Nie potrafiłem zachować zimnej krwi i wpadłem w poślizg. Był wtedy zimowy wieczór. Jakimś sposobem wypadłem z motoru i wylądowałem w zaspie, lecz moja towarzyszka nie miała takiego szczęścia. Uderzyła w drzewo….
-I co się działo dalej?
-Ona nie przeżyła tego wypadku.- w pewnym sensie nie okłamałem jej. Otarłem łzy i odwiozłem ją do domu. Na pożegnanie Ann przytuliła mnie z całych sił i poklepała po ramieniu.
-Nie przejmuj się. Czasu nie możemy cofnąć. Nie obwiniaj się. Nie mogłeś przewidzieć, że to tak się skończy.

Wybierz mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz