LXV

5.1K 205 23
                                    


Po 5 godzinnym locie dotarłam wreszcie na miejsce. Wysiadłam z samolotu, kiedy odebrałam już swój bagaż, przyszła pora na ostatnią podróż w tym dniu, do akademika. Wsiadłam do taksówki i podałam mężczyźnie adres. Całą drogę patrzyłam przez okno, na ludzi, było ich tu mnóstwo. Cieszyłam się, co było widzieć po moim uśmiechu, ale kiedy tylko zobaczyłam całującą się parę na moście poczułam ukłucie w sercu. Bolało mnie to, że już nigdy nie zobaczę tych cudownych niebieskich oczu, które tak bardzo kochałam. Oparłam się na siedzeniu i spojrzałam przed siebie. Po 30 minutach jazdy, mężczyzna zatrzymał taksówkę przed akademikiem. Budynek ten robił wrażenie, był doskonale. Podziękowałam mężczyźnie i ruszyłam schodami do góry, weszłam do środka. Pierwsze co to musiałam się zameldować. Ruszyłam korytarzem czytając uważnie napisy na drzwiach. "Toaleta", "Wyposażenie" w końcu trafiłam na drzwi z napisem "Meldunek". Zapukałam do drzwi i kiedy usłyszałam "proszę" weszłam do środka.

Za biurkiem siedziała kobieta przed pięćdziesiątką.

- Dzień dobry, chciałabym się zameldować.

- Proszę to wypełnić. - podała mi kilka kartek, w których musiałam wpisać podstawowe dane.

- Już. - podałam jej plik.

Kobieta zszyła je zszywaczem.

- Proszę to jest klucz do twojego pokoju, nie zgub go bo za nowy płacisz z własnej kieszeni, jeśli czegoś byś nie wiedziała zapytaj swojej współlokatorki, albo udaj się do punktu Informacji, wszystko jasne? - spojrzała na mnie.

- Tak. - uśmiechnęłam się do niej.

- A więc gratuluję przyjęcia. - uśmiechnęła się.

- Dziękuję. - odparłam tym samym i wyszłam.

Szłam korytarzem ciągnąc za sobą moją walizkę na kółkach. Musiałam znaleźć pokój numer... 333. Wspięłam się po schodach do góry. Chodziłam tak po korytarzu, aż w końcu zorientowałam się, że się zgubiłam. Rozejrzałam się po korytarzu i spojrzałam na plan, który dała mi kobieta.

- Zgubiłaś się? - usłyszałam z góry.

- Chyba tak.

Podniosłam głowę do góry, ale natknęłam się na klatkę piersiową, spojrzałam jeszcze wyżej.

Przede mną stał wysoki, o ile nie powiedzieć, że olbrzymi rudzielec z mnóstwem piegów na twarzy, serio miał ponad dwa metry.

- Pomóc Ci? - zapytał z przyjaznym uśmiechem.

- Tak, chyba jednak sama się tu nie odnajdę. - powiedziałam lekko zawstydzona tą sytuacją.

Ruszyliśmy wzdłuż korytarza.

- Jestem David. - podał mi rękę.

- Zuza. - uścisnęłam jego olbrzymią dłoń.

- Skąd jesteś? - zapytał.

- Z Polski.

- Mam tam dziadków. - powiedział z uśmiechem.

- Serio? Gdzie mieszkają?

- Opole.

- Ja jestem z Łodzi.

- Łódź piękne miasto.

- Tak. - pokiwałam głową.

- Właściwie to jaki masz pokój? - zapytał.

Spojrzałam na numer pokoju przed, którym się zatrzymaliśmy.

- O tutaj. - wskazałam na drzwi.

- Serio?

- Tak. - odparłam wsadzając klucz do zamka.

Od nienawiści do miłości...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz