Kolejne 2 dni minęły nam tak samo, ale 5 miałam dziwne przeczucia i się nie myliłam. Z Łukaszem zaczęłam dogadywać się jako tako, ale nadal było tu coś nie tak i nie potrafiłam powiedzieć co. Gdyby ktoś na początku mojej znajomości z blondynem powiedział, że to się tak skończy, powiedziałabym mu, że chyba ma coś z głową.
Szliśmy jak zwykle ostatni, bo Łukasz strasznie się ociągał, nagle się zatrzymał.
- Zróbmy chwilę przerwy. - powiedział siadając na ziemi.
- Łukasz nie ma czasu, wstawaj.
Chłopak jednak mnie zignorował.
Pociągnęłam go.
- Chodź.
- Daj spokój. - powiedział.
- Łukasz zaraz ich zgubimy.
- Przesadzasz są tu nie daleko.
- Proszę Cię chodź mam złe przeczucia.
Blondyn westchnął i się podniósł.
- Nawet odpocząć nie można. - wymruczał.
Ruszyliśmy w poszukiwaniu naszej klasy, jednak ich już nie było.
- Wiedziałam. - powiedziałam. - wiedziałam, że tak będzie.
Popatrzył na mnie unosząc jedną brew.
- Zgubiliśmy ich i to Twoja wina. - powiedziałam uderzając pięścią w jego klatkę piersiową, był ode mnie wyższy o półtorej głowy.
- Przesadzasz nikogo nie zgubiliśmy, za raz ich znajdziemy tylko nie panikuj. Chodź.
Włóczyliśmy się po lesie bez żadnych skutków nie było po nich śladu. Oparłam się o pień drzewa i zjechałam w dół, załamana schowałam twarz w rękach.
- Ej mała nie panikuj, musimy teraz tylko wrócić tą samą drogą do schroniska. - powiedział wstając i się rozglądając.
Wszystko do o koła wyglądało tak samo i nie miałam bladego pojęcia którędy się tu dostaliśmy.
- No pięknie jeszcze my się zgubiliśmy. - powiedziałam patrząc na zdezorientowanego chłopaka. - Niech pomyślę i czyja to wina?
- Nie mów tyle i daj mi chwilę pomyśleć. - powiedział rozglądając się. - Tam. - wskazał przed siebie.
Nic nie mówiąc ruszyła za chłopakiem. Dopiero kiedy zaczęło się ściemniać odezwał się.
- Łukasz przechodzimy tędy 4 raz, przyznaj że zgubiłeś drogę. - powiedziałam już wyczerpana.
- Nie prawda. - bronił się i szedł dalej prosto przed siebie.
- Nie mam już siły. - zaczęłam marudzić.
- Nie możemy tu zostać. - powiedział rozglądając się po polanie. - Patrz. - wskazał na coś małego w oddali, obstawiam, że był to domek. - Chodź. - powiedział i ruszył przed siebie, nie odwracając się. Ruszyłam za nim.
***
Po jakiś 4h błąkania się po lesie, byłem już zrezygnowany, zgubiłem drogę i to już dobrych 3 h temu! ale nie dałem tego po sobie poznać. Zuza zaczynała marudzić wtedy spostrzegłem mały domek.
- Chodź. - rzuciłem za nią i nie odwracając się ruszyłem do przodu.
Byliśmy już całkiem nie daleko, kiedy ona się zatrzymała.
- Co robisz? - zapytałem zaskoczony.
- Nie wejdę tam. - zaczęła się ubierać.
- Ależ tak. - powiedziałem.
CZYTASZ
Od nienawiści do miłości...
Novela JuvenilOpowiadanie o dwójce nastolatków, którzy się nienawidzą. Rywalizują ze sobą od 2 lat, od pierwszego dnia ich znajomości. Na każdym kroku chcą sobie dopiec za wszelką cenę. Mają swoich przyjaciół i swoje światy. Pewnego dnia ona wpada na pomysł 10 dn...