Rozdział 10

9.9K 524 26
                                    

Wszyscy usiedliśmy na skórzanych kanapach w salonie. Choć cały dom był wspaniale urządzony, miał dużo przestrzeni, a przez oszklone ściany na całym parterze wpadało mnóstwo promieni słonecznych, nawet teraz wieczorową porą, to czułam się tu niekomfortowo. Może dlatego, że budynek był za wielki, tylko dla czterech osób. Nie czułam w nim domowej atmosfery, więc aby nieco to zmienić i móc skupić się na rozmowie, zrobiłam dla wszystkich gorącą czekoladę. Na podłodze rozłożyłam kilkanaście poduszek, na których usiadłam i zmusiłam do tego samego Clarr, okrywając nas cienkim kocem. Chłopaki nadal siedzieli na drugiej kanapie, na przeciwko nas naśmiewając się ze mnie. Miałam to gdzieś co sobie myślą, chciałam poczuć się jak w bezpiecznym, przytulnym domu.

- Ethan, mój o trzy lata starszy brat był alfą i przejął przywództwo po śmierci naszego ojca, sześć lat temu - zaczął opowiadać David jako pierwszy, mając bardzo poważny wyraz twarzy - Miesiąc temu powiedział mi, że w końcu znalazł mate. Lune, dla naszego stada. Niestety okazało się, że ona również jest władającą żywiołem, ale nic więcej o niej nie wiem bo następnego dnia Ethan, gdzieś pojechał i już nie wrócił. Szukaliśmy go wszędzie, ale trop się urywał na skraju lasu, jakby nagle zapadł się pod ziemię. Pierwsze dwa tygodnie udawało mi się utrzymać "stado" z pomocą chłopaków, których poznałaś. Później bez słowa zaczęli odchodzić wszyscy, oprócz nich.

- Mogę o coś spytać? - odezwała się niepewnie po chwili Clarr, a gdy obaj przytakneli, kontynuowała - Bardzo mi przykro spowodu twojego brata, ale... Nie mogę zrozumieć, po czyjej jesteście stronie - patrzyła Davidowi prosto w oczy, a na jej twarzy nie dostrzegłam żadnych emocji. - Wszyscy magiczni chcą zemsty na ludziach i Vallorianie. Wy nie?

- To nie jest takie proste - mówił spokojnie, zerkając na mnie. - Miałem siedem lat, gdy zostaliśmy uwięzieni. To naprawdę było dla nas piekłem i na początku my, wilkołaki najbardziej pragneliśmy zemsty. Lecz coraz częściej zdarzało się, że mate była zwykłym człowiekiem... - nagle zamilkł, mając nieobecny wzrok.

- Zaprzestaliśmy zemsty na ludziach - kontynuował Andrè za Davida. - Ale gdy nas atakują, niewachamy się przed zabiciem ich. Jeśli chodzi o bogów, to przykro mi Ev, ale oni muszą zapłacić za to co nam zrobili - jego oczy przepełnione były nienawiścią.

Patrząc na Davida byłam prawie pewna, że mate o których mówił zostały przez nich zabite w szale zemsty...

- Tak naprawdę, to nikt nie wie co wydarzyło się kilkaset lat temu i gdzie byliście uwięzieni - starałam się mówić spokojnie, ale czułam, że atmosfera staje się napięta. - Chciałabym to wszystko zrozumieć, bo pomimo iż nigdy nie poznałam ojca, to jestem pewna, że miał ważny powód aby to zrobić.

- Powodem było to, że istniejemy - odezwał się David, widząc, że Andrè ledwo się kontroluje, aby nie wybuchnąć. - Zostaliśmy zaatakowani przez żołnierzy, bez ostrzeżenia mordowali wszystkich. Niszczyli wszystko. Vallorian wybrał ludzi, a nas uwięził abyśmy im więcej nie zagrażali - mówił z powagą, ale tak jakby to wszystko niedotyczyło jego. - Nagle każdego po kolei, który jeszcze żył, otoczyła błękitna mgła, przez którą staliśmy się żywym posągiem. Nie mogłem się ruszyć, nawet drgnąć, ale gdy mgła wniknęła w nas, zobaczyliśmy Valloriana. Jego twarz nie mająca żadnych emocji, była odsłonięta. Obok niego, stał chyba jego brat Hectian, ale ten tchórz nie zdjął kaptura. Wyciągnął dłonie przed siebie, w których pojawił się ogień. Żołnierze przyglądali się temu wszystkiemu z triumfem i szyderczym uśmiechem, czekając na nasz koniec - wstał i podszedł do szyby, patrząc na zachód słońca. - Chyba myśleli tak samo jak my, że bogowie nas zabiją. Tak jednak się nie stało. Wszystko toczyło się bardzo szybko. Hectian, cały stanął w ogniu, a Vallorian otoczył go błękitną mgłą. Efekt połączenia ich magii był niesamowity, ciężko to opisać, ale pomimo sytuacji w jakiej byliśmy, patrzyłem na to z zachwytem. Może dlatego, że byłem dzieckiem. Nagle błękitno pomarańczowy ogień, który otaczał Hectian'a, zaczął wić się po ziemi niczym rój węży. Bałem się, że spłone żywcem, lecz gdy płomienie mnie otoczyły, czułem tylko ich ciepło, a później...

- Potworny ból - przerwał mu Andrè, a jego oczy przepełnione były cierpieniem, wspominając tamte chwile. Oparł łokcie o kolana i przechylił się w naszą stronę. - Można go porównać do porażenia prądem lub jakby uderzył w nas piorun. Trwało to kilka sekund, po czym traciliśmy przytomność, nie wiem na jak długo. Po przebudzeniu nic nie czuliśmy, nie mogliśmy się ruszyć. Nic nie widzieliśmy, ani nie słyszeliśmy oprócz naszych myśli. Jakbyśmy utkneli w bezkresnej otchłani. Najgorsze jednak było to, że nie mogliśmy użyć naszych mocy. Czuliśmy ją, jest częścią naszej duszy nie tylko ciała, dlatego przytłaczało nas to jeszcze bardziej. To były piekielne katusze.

Przez cały czas, gdy oni mówili miałam wrażenie, że opowiadają jakiś przerażający film, a nie prawdziwe wydarzenia. Nawet nie wiem kiedy, z moich oczu popłynęły łzy.
Nie mogłam zrozumieć, dlaczego bogowie im to zrobili. Dlaczego dopuścili, aby połowa magicznych została zabita, a resztę skazali na takie piekło.
W pomieszczeniu zrobiło się okropnie duszno. Brakowało mi powietrza.

- Muszę się przejść - powiedziałam cicho, podnosząc się z podłogi.

- O nie moja droga, nigdzie nie pójdziesz - powiedział oschle David, stając tuż przede mną i zmuszając abym usiadła.

Opadłam spowrotem na poduszki, zdezorientowana jego zachowaniem.
W tym momencie przerażał mnie. Clarr również, bo widziałam jak próbuje odsunąć się aby mieć możliwość ucieczki.
Choć czułam, że mnie nie skrzywdzi, to byłam gotowa w każdej chwili użyć magii. Miałam jednak nadzieję, że nie będę musiała stawać przeciwko niemu.

- Nie uciekniesz przed tym. Jesteś tego częścią czy chcesz, czy nie. Choć nie ty zawiniłaś - kontynuował, siedząc na szklanej ławie i pochylając się w moją stronę. - Mieliśmy sobie wszystko wyjaśnić, a jest coś czego nie chciałem ci mówić, ale muszę to z siebie wyrzucić - ten brak emocji na jego twarzy, przerażał jeszcze bardziej. - Wilkołak, gdy poczuje więź mate odrazu chce być blisko niej, ja jednak odwlekałem to, bo domyślałem się kim jesteś. Poprostu to czułem. Nie mogłem się z tym pogodzić. Nie chciałem mate, która jest córką boga. Tak samo, jak ty nie chcesz mnie. Ale mimowolnie obserwowałem cię, a gdy coś ci zagrażało walczyłem sam ze sobą, aby ci pomóc. Rozszarpać każdego, kto choćby cię tknie - westchnął ciężko i wstał, nadal patrząc mi w oczy. - Krew płynąca w twoich żyłach, wciąż jest dla mnie problemem, ale myśl, że może ci się coś stać, że już nigdy cię nie zobaczę, jest gorsza. Poza tym nie jesteś taka, jak początkowo myślałem. Nie masz nic wspólnego ze swoim ojcem.

Zabolało.
Mimo, że nie chciałam tej więzi, broniłam się przed tym co czułam w jego obecności, to fakt, że on również tego nie chciał ranił mnie.

- Sam widzisz, że więź mate wcale nie jest darem - odparłam ostrzejszym tonem niż zamierzałam. - Moglibyśmy wrócić do głównego tematu? Bo teraz już nie wiem czy wy mi pomagacie, czy może to jest wasz sposób na zemstę - usiadłam na kanapie z założonymi rękoma, aby się choć trochę odsunąć od Davida.

- Tu się robi jakiś melodramat - prychneła Clarr, wstając z podłogi i przeciągając zdrętwiałe mięśnie. - Może wpierw skupcie się na tych magicznych i wojsku, które nas szuka, a jestem pewna, że wkrótce znajdzie. A na koniec tego bałaganu, możecie zastanowić się nad jakąś romantyczną kolacją i wyznać swoje uczucia. Ev... - spojrzała na mnie, delikatnie uśmiechając się. - David mówił prawdę, przez cały czas. Może sprawiają wrażenie morderczych bestiì, ale są po twojej stronie. Po mojej też, prawda chłopaki? Nie wbijecie we mnie swoich kłów? - spytała z nadzieją, przybierając tak słodką minę, że wszyscy i również ja, nagle parskneliśmy śmiechem po chwilowym szoku z jej wypowiedzi.

- To może przerwa na posiłek? - spytał Andrè.

Przyjęliśmy tą propozycję z ulgą, ale jako że nie mieli prawie nic w lodówce, chłopak złożył dość spore zamówienie w pizzerii.

Napięta atmosfera nieco się rozluźniła, ale starałam się nie patrzeć Davidowi w oczy. Ta cała sytuacja była dziwna i krępująca.

Jedliśmy pizzę w salonie, rozłożeni na szerokiej kanapie, oglądając jakiś film akcji. Nie miałyśmy z Clarr prawa głosu przy jego wyborze. Choć film okazał się nawet ciekawy, to w którymś momencie mimowolnie zasnęłam.

Naznaczona Ogniem Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz