Rozdział 23

5.9K 341 36
                                    

Clarie odzyskała już przytomność i czuła się dobrze. Z wyjątkiem nogi, która jeszcze bolała i utykała na niej. Mimo, że była człowiekiem pozwolono jej zostać w schronie, aż to wszystko minie, w końccu to przyjaciółka boginii...
Moja mama- Esme i Valorian, gdzieś znikneli, aż do wieczora. Wrócili, gdy my już spaliśmy. Podczas ich nieobecności, siedzieliśmy przy stole w jadalni lub kręciliśmy się bez celu. Nikt nie chciał z nami za bardzo rozmawiać, zbywając nas tylko szybkimi odpowiedziami na zadane pytania.
Było to dziwne, ale Jacob uważał, że oni nadal żyją życiem sprzed zamknięcia za barierą. Wtedy czasy były inne, nikt nie ośmieliłby się wdawać w rozmowy z przywódcami, a tym bardziej z bogami. Jacob pęczniał pychą dostrzegając, że według mieszkańców jest jednym z wyżej postawionych. Dodatkowo, gdy tylko spytaliśmy się czy możemy zrobić sobie coś do jedzenia, odrazu znajdował się ktoś by nas wyręczyć. Nigdzie nie chcieli naszej pomocy, a rozrywki nie było tu rzadnej, więc nudząc się potwornie, zasnęliśmy wcześniej.
Jak oni mogą tak żyć? Ja po jednym dniu mam dość tego miejsca!

Esme obudziła nas o czwartej nad ranem, by "uświadomić nas" jaki jest plan. Wytyczyli mi zadanie, którego miałam się trzymać. Jacob miał stać obok mnie i ochraniać. Jego silna magia powietrza, była idealną bronią i tarczą. Clarie została w schronie wraz z innymi dziećmi. Wszyscy powyżej osiemnastego roku życia, zdolni do używania mocy, byli już gotowi do wyjścia.

- Nie skrzywdzisz Davida, prawda? - skierowałam groźne słowa do mamy.

- Mnie tam przecież nie będzie, to wasza walka - odparła oschle, urażona moją postawą względem niej.

- Ale mogłaś zlecić to komuś.

- Nie zrobiłam tego. Moja pierwsza reakcja na twoją więź z wilkolakiem, była odruchem matki, która martwi się o swoje dziecko. Przepraszam za to. Valorian wytłumaczył mi dokładnie jaką krzywdę bym ci wyrządziła. - powiedziała lagodnie ze skruchą.

Czując ulgę po jej słowach, przytuliłam ją, po czym wyszłam wraz z pozostałymi.
Na zewnątrz musieliśmy przedrzeć się kilometr przez las, aby dotrzeć do samochodów, które na nas czekały. Było ich aż sześć i odrazu przykuwały wzrok, swoim nowym i solidnym wyglądem.

- Może na pierwszy rzut oka wyglądają zwyczajnie, ale wszystkie są opancerzone- szepnął zafascynowany Jacob - Tylko Rządowi takie mają, no i garstka milionerów. Ciekawe jak je zdobyła.

- Fakt, moja mama to chodząca zagadka. Ale chyba wolę tego nie wiedzieć- odparłam zmartwiona, bojąc się, że mogłaby okazać się kimś złym.

Godzinna, szybka jazda minęła w całkowitej ciszy. Każdy znał swoje zadanie, ale nie mógł wiedzieć co nas czeka na miejscu.
Kolumna czarnych, wyjątkowych samochodów wzbudzała zainteresowanie mijających pieszych, rowerzystów, czy innych kierowców. Nie jechaliśmy przez miasta, tylko same wioski i boczne mało uczęszczane drogi.
Nikt nie wiedział co planujemy. Nikt nie znał naszych ruchów. Nikt nie wiedział kto siedzi w samochodach. Może właśnie dlatego zostaliśmy zaatakowani.

Ja, Jacob i Valorian, oraz jakiś mężczyzna, który prowadził pojazd, jechaliśmy jako pierwsi. Nagle auto zaczęło mocno chamować, zjeżdżając trochę na bok. Ci za nami, również z trudem wychamowali by nie uderzyć w nikogo. Siedziałam z tylu i dopiero po chwili zobaczyłam powód nagłego zatrzymania.
Byliśmy na odludziu, wszędzie dookoła same pola uprawne i tylko jeden mały las z jeziorkiem. Na drodze przed nami... Był wysoki mur stworzony z ziemi, który musiał powstać przed chwilą, inaczej kierowca zauważył by to wcześniej i nie chamował tak gwałtownie.

- Więc miejsce walki zostało przeniesione- odezwał się Valorian.

Ziemia przed nami rozproszyła się, osuwając w dół niczym piasek wysypany z wiaderka. W tym momencie, ukazała się chyba cała chorda popleczników Jeffa z nim na czele. Nie byłam w stanie naliczyć ilu ich było, ale wśród gromady wielkich wilków odrazu dostrzegłam Davida. Jego sierść znacząco się wyróżniała. Zamarłam w bezruchu, a jedyne co słyszałam to moje szybko bijące serce. Fala różnych emocji zalała mnie w jednej chwili. Radość, tęsknota, euforia, ale również smutek ból i strach. Wiedziałam, że tak będzie, ale mimo to, nie sądziłam, że będą to aż tak silne emocje. Przecież nie chciałam tej więzi, nie znałam zbytnio Davida i nic do niego nie czułam, ale teraz... jakby opadła jakaś zasłona, uwalniając to czego niedostrzegałam. Pragnęłam do niego pobiec...

- Ev, otrząśnij się- powiedział Jacob, kładąc rękę na moim ramieniu.

Zamrugałam kilkakrotnie, wracając do rzeczywistości. Mialam swoje zadanie do wykonania i tego musiałam się trzymać. Emocje opadły, zostawiając tylko smutek.

- Pamiętasz mój plan? - szepnął mi do ucha, a ja skinełam twierdząco głową- Zrób to, jak tylko nadarzy się okazja.

Valorian spojrzał na nas podejrzliwie, chyba słysząc słowa chłopaka, ale nic na to nie powiedział. Wysiadł jako pierwszy, a my i pozostali zaraz za nim, stając na przeciw morderczej chordzie magicznych.

- Cóż za miłe zaskoczenie- odezwał się Jeff, mężczyzna z blizną na twarzy, którego widok przywoływał strach. - Sądziliśmy, że to przywódcy ludzi, a tu sam Bóg zaszczycił nas swoją obecnością- szydził pewny siebie.

- Możemy to wszystko skończyć spokojnie, bez rozlewu krwi - mówił władczym tonem Valorian, nadal stojąc obok samochodu - Zapewnie wam wszystkim miejsce, w którym...

- Daruj sobie te puste obietnice- przerwał mu wściekły- Ty nas zniszczyłeś, zdradziłeś! Zapłacisz za to, ludzie też! Władza będzie teraz należeć do nas! - wrzasnął, dając znak do ataku.

W ciągu sekundy rozpętało się piekło. Patrzyłam przerażona jak wampiry i wilkołaki biegną w naszą stronę, a władający żywiołami zostając w miejscu używali mocy.
Nasi "żołnierze " których była garstka w porównaniu do liczebności wroga, natychmiast otoczyli nas by chronić. Wampiry mimo iż były bardzo szybkie i silne, zostały odepchnięte przez mocne podmuchy powietrza. Wilkołaki albo wyrzucane w górę przez wznoszenie ziemi, albo oddalały się same przez złowieszcze kule ognia, którego panicznie się bały. Używane były również samochody, które fruwały w powietrzu niczym zabawka, by później przygnieść przeciwnika.
David, jego brat, Jeff oraz prawdopodobnie przywódca wampirów, stali nadal w miejscu tylko się przyglądając, tak samo jak ja i Valorian.

- Teraz Saro- powiedział z powagą, gdy wszyscy inni zacięcie walczyli, mimo odnoszonych poważnych ran.

Drżąc na całym ciele ze strachu, wpatrzona we wściekłe, mordercze oczy białego wilka, chwilę wahałam się bojąc, że mogę zrobić mu krzywdę. Oboje poddaliśmy się więzi mate, czułam to i mimo okoliczności byłam pewna, że nie skrzywdzimy siebie nawzajem. Ale powtarzałam sobie w myślach, że to nie my tu jesteśmy najważniejsi. Nie powinnam się rozpraszać.
Spojrzałam na Valoriana i oniemiałam widząc wokół niego złotą aurę, która nadawała mu jeszcze potężniejszy, dumny i władczy charakter. W tej chwili był prawdziwym bogiem, przed którym każdy drży ze strachu. Nad jego dłonią tworzyła się tego samego koloru kula energii. W sumie to niewiedziałam jaka jest jego moc, tylko tyle, że niepodobna do zwykłych magicznych.
Otrząsnełam się z podziwu, ale również strachu, przybierając tą samą postawę.
Jestem jego córką. Jestem boginią. Mogę być potężna, tak jak on. Mogę przerwać tą rzeź! Muszę tylko... przestać się bać i uwierzyć, że dam radę....

Naznaczona Ogniem Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz