Epilog

8.7K 543 193
                                    

Dwa miesiące później.

- Luna! Mamy mały problem - zawołał młody wilkołak, wbiegając do świeżo remontowanego domu.

- O co chodzi? - spytałam zmartwiona, przerywając malowanie ścian.

- Musisz sama to zobaczyć. Chodź szybko do głównego budynku. - odparł i wybiegł pierwszy.

Ten dom, który był remontowany miał być domem alfy i luny. Mój i Davida. Ale to w dalszej przyszłości.
Budynek główny mieszczący się kilkaset metrów dalej, był miejscem spotkań całej watahy. Wspólną jadalnią, siłownią basenem i wieloma innymi luksusami. Na piętrze były też pokoje dla wilkołaków, ktorzy nie mieli jeszcze swojej mate. Wokół budynku stawiane były mniejsze domy, dla tych którzy mieli już rodzinę.

Po drodze nie zauważyłam nikogo, co zaniepokoiło mnie jeszcze bardziej. Szybko wpadłam przez ogromne drzwi, kierując się najpierw do salonu lecz było pusto. Potem do jadalni i tam zastałam całe zgromadzenie. Była cała wataha, ale również moi biologiczni rodzice, adopcyjni, Jacob, Clarie, a nawet brat Davida, który nie chciał utrzymywać z nami kontaktu.
Na czele tego tłumu wypełniającego całą przednią część, który swoją drogą przyprawiał o klaustrofobie, stał David z miną jakby był panem i władcą całego świata. A wszyscy wokół usmiechali się szeroko do mnie.

- O co chodzi? Myślałam, że coś się stało- spytałam zdezorientowana. - Dlaczego są tu wszyscy? No oprócz Hectiana. - zauważyłam.

- Ekhm. Ja tu jestem. Nagrywam wszystko - odezwał się skupionym glosem Hectian, stojący w rogu z kamerą.

- Co wy wyprawiacie? - speszyłam się, uświadamiając sobie, że jestem w starych zniszczonych ubraniach, cała umazana farbą od malowania pokoju.

David podszedł do mnie wolnym krokiem, z zawadiacką miną. Wyjął z kieszeni małe pudełeczko.

- Rób to prawidłowo - skarciła go moja rodzicielka.

Zmróżył oczy zirytowany, ale nic jej nie odpowiedział, tylko uklęknąłnął przede mną, otworzył pudełeczko i wyciągnął w moją stronę.
Widząc pierścionek zamarłam, wstrzymując oddech, ale tylko na kilka sekund.

- Nawet nie pytaj, odpowiedź i tak brzmi NIE! - powiedziałam oschle, zanim on zdążył wydobyć choćby słowo.

- Eveline, no co ty?- odezwała się zaskoczona mama (adopcyjna).

- No co? Mate czy nie, znam go tylko dwa miesiące, poza tym - spojrzałam na bruneta, który stał już wyprostowany - Jemu chodzi tylko o to żebyśmy razem zamieszkali.

- Chwila, to ty nie jesteś w ciąży? - spytała moja rodzicielka.

- Coś ty wymyślił?!- wrzasnęłam na niego wściekła.

- Dobra, dosyć! Chciałem być miły- teraz to on się zezłościł, a mnie przeszły dreszcze - Nasze zwyczaje zaręczyn są inne niż ludzke. Tak samo wilkołak, nie jest wstanie trzymać się z daleka po naznaczeniu! Muszę mieć cię blisko siebie cały czas!

- To mogę się przeprowadzić do któregoś z pokoi, ale sama! - odparłam pojednawczo, nie chcąc wyciągać tej kłótni przed świadków.

- Uznajcie to za "tak"- skierował chytry uśmiech w stronę gapiów- A teraz wybaczcie na chwilę, muszę porozmawiać z narzeczoną.

Po tych słowach, chwycił mnie i przeżucił przez ramię, jakbym nic nie ważyła. Moje protesty i szarpanina były bezcelowe. Ruszył w stronę swojego gabinetu, który służył mu również za sypialnię.

- Wiedziałem, że będzie warto przyjść i to nagrać - usłyszałam rozbawionego Hectiana.

Przegrałam...
Do tej pory mieszkałam nadal u dziadków, będąc tylko pół dnia u Davida. Według wilkołaków powinnam odrazu z nim zamieszkać, wziąć ślub i urodzić dzieci...
Broniłam się przed tym, bałam się wspólnego życia, bałam się być Luną stada i boginią jednocześnie.
Ale po tym, co właśnie się stało w jadalni, wiedziałam, że David nie odpuści, a ja będąc zbyt blisko niego ulegnę...

Wygrałam wojnę, odzyskałam kontrolę, pomagam tworzyć nowy świat dla magicznych, więc... Tą jedną, małą bitwę mogę oddać walkowerem. Zresztą, przegrana nie jest taka straszna - pomyślałam, patrząc na rozpromienioną twarz Davida, który posadził mnie na łóżku i usiadł obok mnie. Ja również się uśmiechnęłam bedąc w pełni szczęśliwa.

*Tak o to, dotarliście do końca historii. Gratuluję wytrwałości 😉

Dziękuję wszystkim, którzy choć na chwilę tu zajrzeli i za ogromną motywację. Opowieść nie jest jakoś bardzo porywająca, tak jak każda inna moja praca, ale widząc, że wciąż ktoś to czyta, daje motywację aby nie rzucić tego w cholerę, spakować się i zaszyć w jakiejś jaskini na odludziu 🤣😍

Po ponad roku od publikacji, udało mi się to wreszcie dokończyć, z jakim efektem, oceńcie sami. Teraz to nawet hejty mnie nie wzruszą 😋

No cóż, to tyle, jeśli macie jakieś uwagi śmiało piszcie.

Pozdrawiam ❤

Naznaczona Ogniem Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz