Rozdział 26

6.4K 362 86
                                    

Po odzyskaniu kontroli, nie byłam do końca tą samą osobą. Byłam jednością z energią ognia, tak jak Hiobe, rozumiałam dlaczego zostałam naznaczona ogniem. On był początkiem wszystkiego, również magii. Teraz ja musiałam przywrócić światu zapomniane zasady, ale ofiary były potrzebne.
Miałam tylko niewielkie wyrzuty sumienia odbierając moc magicznym, którzy prowadzili pozostałych do odebrania władzy.
Reszta słysząc, że zostaną oszczędzeni, zgodzili się na rozejm i zaprzestania zemsty, o ile bogowie przywrócą im wolność.
Rozeszli się do swoich domów, czekając na wiadomość.

Dwa dni później, gdy odzyskaliśmy siły, odnalazłam Hectiana. Wraz z nim, Valorianem i moim białym wilkiem, dumnie i bez strachu stanęliśmy przed prezydentem.
Próbowali nas atakować, ale gdy zniszczyłam wraz z Valorianem całą ich siedzibę, zgodzili się negocjować. Wiedzieli co trójka bogów potrafi, nie tylko po tak małym pokazie.

- Nie możemy wam oddać połowy kraju! - oburzył się prezydent. - To zniszczy gospodarkę. Gdzie będą mieszkać ludzie, których chcecie wygnać?

- Chyba nie jesteś wystarczająco inteligentny na to stanowisko - zakpił Valorian- Zawołaj tych, którzy naprawdę tu rządzą - skrzyzował ręce na klatce piersiowej, nie mając zamiaru z nim więcej rozmawiać.

- Jesteśmy zbyt łagodni dla nich - wtrącił Hectian, znudzonym głosem- Powinniśmy poprostu postawić ich przed faktem dokonanym.

- Tak, bo napewno ludzie się nie zbuntują, jak nagle wkroczą bogowie, w tym nastolatka pokryta płomieniami, a u jej boku będzie bestia - biały wilk zawarczał groźnie- Daj spokój, przecież nie jesteś zbyt uroczy- zaśmiałm się, głaszcząc go po grzbiecie.

Prezydent chwilę wahał się, ale krople potu na jego twarzy świadczyły o tym, że się bał i chyba rozumiał, że sam sobie nie poradzi. Wykonał jeden telefon, a po pięciu minutach do gabinetu wbiegła sekretarka z otwartym laptopem w rękach. Nerwowo położyła go na biurku i skierowała w naszą stronę. Na ekranie widniały dwie połączone wideorozmowy.

- Jakie są wasze warunki na pokój?- odezwał się z powagą, jeden z mężczyzn.

- Chcemy połowę terytorium kraju- zaczął Valorian, który jako, że wywoływał największy autorytet, prowadził całe negocjacje - Przez dekade nie przekroczymy granicy, abyście mieli czas nas poznać i zaakceptować. Nikogo nie wygonimy z ich domów. Sami podejmą decyzję czy będą chcieli mieszkać w śród nas, czy się wyprowadzą, jeśli odejdą musicie zapewnić im mieszkanie. Granica będzie tylko dla nas, ale nie chcemy być traktowani jak zło, bo nim nie jesteśmy. Dawniej nasze moce pomagały zwykłym ludziom i chcemy przywrócić tą harmonię. Ponadto nie możecie zapomnieć, że to my jesteśmy bogami, których nie pokonacie. Nie będziemy się już ukrywać, będziemy wśród was. Ingerować, gdy będzie to konieczne i sami wymierzać karę jeśli ktoś nas zaatakuje.

Na chwilę zapadła cisza.

- To są rozsądne warunki pokoju, choć stwarza nam wiele problemów. Co do granic, uzgodnimy to jutro na spotkaniu. Potrzebujemy kilku dni, aby bez problemu spokojnie wszystko przygotować. - odezwał się mężczyzna na ekranie, a gdy Valorian się zgodził rozłączyli się.

- Chyba główka ze stołka poleci- zaśmiał się Hectian, w stronę prezydenta.

To była ważna rozmowa, czemu wyglądała jak komedia w jego towarzystwie?

Hectian nie był wcale zły, potrzebował tylko mieć władzę, a to mu zagwarantowałam. We trójkę staliśmy się przywódcami i sędziami magicznych. Nasz mały świat, miał wkrótce stać się tym czego pragnęli. Wolnym domem i sprawiedliwymi bogami.

***

Przez kilka kolejnych dni, nadal żyliśmy w ukryciu, aż prezydent ogłosił oficjalnie nowy porządek. A złamanie zasad było surowo karane. Wielu ludzi protestowało, nichcąc oddać swoich ziem, ani w ogóle nas tu nie chcąc.

- A chcecie zginąć? Albo trafić za kratki? - spytałam wyniośle, pojawiając się na jednym z takich zgromadzenie, siedząc dumnie na grzbiecie białego wilka. - Nowy porządek jest obietnicą pokoju, którego będziemy strzec. My też mamy prawo tu żyć, być wolni. Nie jesteśmy gorsi od was.

Widząc nas na własne oczy, chyba zrozumieli, że ich protest jest bezcelowy, nie mieli szans. Instynkt przetrwania podpowiadał im "uciekaj" i to właśnie robili. Podkulali ogony i uciekali.

- Wiesz, to ja wzbudzam taki strach, nie ty - powiedział David, dumny jak paw. - A tak w ogóle, kup sobie samochód, nie jestem twoją taksówką - prychnął.

- Oj, daj spokój, przecież widzę, że ci się to podoba - zlekceważyłam go, choć po prawdzie to nam obojgu dawało to dużo frajdy.

*****
Najtrudniejszym zadaniem, było przekroczenie domu dziadków, w którym jak się dowiedziałam byli również moi adopcyjni rodzice.
Powinnam iść sama, ale bałam się ich reakcji, bałam się, że tego nie zniosę, więc zmusiłam Davida, aby mi towarzyszył.

- Eveline? - zdziwiła się moim widokiem mama, która otworzyła drzwi.

- Chciałam was zobaczyć ostatni raz- wydukałam ze spuszczonym wzrokiem, nie chcąc dostrzec u niej odrazy.

Wiedzieli kim jestem, wszyscy wiedzieli po tym jak telewizja trąbiła o nowym porządku cały dzień, pokazując wciąż nasze twarze.

- Ostatni? - jej głos załamał się. Nieoczekiwanie rzuciła mi się na szyję tuląc do siebie jak małe dziecko - Co ty sobie wyobrażasz smarkulo? Zostajemy na waszym terytorium, więc nawet nie myśl, że uda ci się od nas uciec.

- Ale... - byłam zaskoczona.

- Nieważne kim teraz jesteś, nigdy nie przestaniesz być naszą córką- odparła pośpiesznie, ciągnąc mnie do środka.
David został całkowicie pominięty, ale chyba to rozumiał i nieco wahając się ruszył za nami do środka.

- Cóż, trochę się pozmieniało- burknął dziadek, nie patrząc na nas - Nadal nie żywię sympatii do magicznych, ale nie wypre się jedynej wnuczki.

Wyglądał trochę jakby był zmuszony, aby to powiedzieć.

- Myślałam, że będziecie mnie nienawidzić i że jako pierwsi wyprowadzicie się stąd- powiedziałam czując ulgę, że przyjęli mnie w taki sposób.

- Taki mieliśmy zamiar - odparł dziadek, ale szybko zamilk, gdy babcia szturchnęła go łokciem w bok.

- To był dla nas cios - powiedziała- Różne ochydne myśli przychodzą w takiej chwili. Wybacz nam, nadal oswajamy się z tym. Mimo wszystko jesteś naszą Eveline i jeśli tylko chcesz, nadal będziemy twoją rodziną, choć odnalazłaś już biologicznych rodziców.

- Oczywiście, że nadal chce być częścią waszej rodziny! - rozpłakałam się i wtuliłam w staruszkę.

- A kim jest ten mięśniak? - spytał podejrzliwie tata, patrząc na Davida- To twój ochroniarz?

- Jestem David, jej mate, narzeczony, przyszły mąż. Od niedawna alfa małego stada, ale szybko się powiększy... tato- odparł na luzie.
Wszyscy wytrzeszczyli oczy zszokowani, a ja miałam ochotę go udusić.

- Ale nie jesteś w ciąży, prawda- spytała mama.

- Nie! - wysyczałam wściekła i zażenowana, zapewne cała czerwona na twarzy.

- I oby to się nie zmieniło przez dekadę- powiedział groźnie tata, mierząc się wzrokiem z Davidem, który był od niego nieco wyższy.

****

Clarie, również została na naszym terytorium, choć jej rodzina wyprowadziła się, to nie byli w stanie zmusić jej by z nimi odeszła. Fascynował ją nasz świat, a przede wszystkim pewien chłopak władający żywiołem powietrza. Nie mogłam sobie przypomnieć, kiedy ona i Jacob zbliżyli się do siebie w taki sposób.

Moja biologiczna mama... nie była taka jak ją pamiętałam. Odkąd mnie straciła, robiła wszystko, aby mnie odnaleźć. Ale wymagało to wpływów, więc stopniowo pięła się na szczeblach urzędowych, by w końcu zająć stanowisko dyrektorki w tajnej placówce rzadowej. Niewdawała się w szczegóły, ewidentnie niezbyt dumna z tego jakie rozkazy musiała wykonywać. Zmieniło ją to bardzo, tworząc dystans miedzy ludźmi.
Obecnie zgłosiła się jako ochotnicza, by monitorować magicznych i zdawać raporty, gdyby ewentualnie planowali zająć cały kraj. Nikt oprócz garstki, nadal nie wiedział, że jest moją matką, co dawało nam przewagę, a ona sama zrobiła z siebie podwójnego szpiega. Cóż, na naszą korzyść oczywiście.

Naznaczona Ogniem Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz