Rozdział 20

6.6K 359 33
                                    

Wysoka na dwa metry, mała zatęchła piwniczka, okazała się tylko kolejnym etapem maskującym. Na jednej ze ścian, kobieta nacisnęła na coś co otworzyło kolejne przejście. Trzymając w dłoni włączoną latarkę, ruszyła przodem, a my zaraz za nią. Szliśmy kilkadziesiąt metrów, wąskim korytarzem obłożonym dookoła betonem. Na jego końcu znów otworzyła kolejne drzwi i tym razem, znaleźliśmy się w ogromnym jak hala sportowa pomieszczeniu.

Pod sufitem wisiało mnóstwo lamp, dobrze oświetlających całą przestrzeń. Po środku pomieszczenia był korytarz, po lewej stronie szereg kotar oddzielających łóżka. Po prawej natomiast, długi stół jadalny, a za nim kuchnia.
Nieprzypominało to Rządowej placówki w jakiej sądziłam, że się znajdziemy. Wyglądało to raczej jak... prowizoryczny, tymczasowy schron dla uciekinierów.

- To miejsce miało być początkowo bunkrem. Stworzono go w czasie drugiej wojny światowej, ale ostatecznie porzucono i zapomniano o tym miejscu. Odnaleziono je dwanaście lat temu i od tamtej pory jest idealną kryjówką magicznych - powiedziała z dumą kobieta, gdy nadal staliśmy przy wejściu. - Chodźcie na sam koniec, tam mamy prowizoryczny szpital - ruszyła przed siebie.

- Magiczni? - zdziwiłam się - Po czyjej stronie jesteś mamo? I kim jesteś?

- Jestem po stronie twojego ojca, po twojej stronie i wszystkich magicznych, którzy nie pałają rządzą zemsty - odparła z lekkim, smutnym uśmiechem. - To, kim się stałam po tym jak cię straciłam, wyjaśnię ci kiedy indziej. Teraz najważniejsza jest wojna, która już zbiera żniwa. Jacob połóż Clarie tutuj - wskazała łóżko operacyjne, które odgradzał tylko parawan - Ona jest zwykłym człowiekiem - skierowała słowa do starszej kobiety, ubranej w biały fartuch. W odpowiedzi skineła tylko głową.

Wraz z dwiema innymi kobietami, ale młodszymi otoczyły blondynke, a nas wyprowadziła moja mama, sadzając na krzesłach kawałek dalej. Podbiegła do nas następna i na polecenie mojej rodzicielki zaczęła opatrywać nam rany.

- Dlaczego nie wiedzieliśmy o tym miejscu? - spytał podejrzliwie Jacob. - Przecież jest bardzo wielu, którzy zaprzestali zemsty i chcą normalnie żyć.

- Tak wiem, ale problem polega na tym, że nie każdy nadaje się do tego miejsca - tłumaczyła spokojnie - Życie w ciągłym ukryciu pod ziemią jest bardzo trudne. Pozatym, ci którzy tu są zadeklarowali posłuszeństwo Vallorian'owi- przeniosła wzrok na mnie - Jemu, i tobie Sara. W czasie wojny, która była nieunikniona, chcą stanąć po stronie bogów by odzyskać swoją wolność.

- Ty wiesz, gdzie jest Valorian? - spytałam z nadzieją - Ale, chwila. Jak to zadeklarowali mi posłuszeństwo? - nagle dotarły do mnie jej słowa- Przecież nie jestem boginią!

- O tym porozmawiasz już z ojcem - uśmiechnęła się czule - I, tak, wiem gdzie jest. Ale spokojnie, na to przyjdzie czas. Chodźcie pokaże wam wasze "pokoje", gdzie odpoczniecie trochę. Ja muszę jeszcze wyjść, gdy wrócę wszystko wyjaśnimy.

Nie mieliśmy wyboru, jak tylko się zgodzić. Życie Cleri nie było już zagrożone, ale nadal była nieprzytomna. Ja i Jacob ledwo staliśmy na nogach i mimo, że oboje byliśmy ciekawi tego miejsca jak i wyjaśnień mojej mamy, to jednak również potrzebowaliśmy odzyskać siły.
Kobieta zaprowadziła nas do wolnych łóżek, które odgradzała tylko kotara. Idąc zauważyłam kilka osób stojących przy kuchni, którzy przyglądali się nam zaciekawieni, ale również jakby rozczarowani.
Nie takiej bogini oczekiwali?
Powinni wiedzieć że nie jestem taka jak Valorian, czy Hectian. Jestem poprostu taka jak oni.

*****

Niewiedziałam jak bardzo byłam zmęczona, dopóki się nie położyłam. Wtulając się w poduszkę niemal odrazu zasnęłam.
Ktoś jednak nagle zaczął mnie budzić, wyrywając z kojącego snu.

Naznaczona Ogniem Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz