Rozdział 17

7.6K 407 52
                                    

Ogień... tylko to widziałam wokół siebie. Nie było ziemi, nieba, słońca, czy choćby jednej gwiazdy. Nie słyszałam żadnych dźwięków, nawet szumu wiatru. Były tylko wysokie płomienie ognia, których blask raził w oczy.
Mimo wszystko czułam spokój, nawet wtedy, gdy próbowałam bezskutecznie przebić się przez niego. Miałam wrażenie, że nie więzi mnie, a chroni.
Ogień był moim azylem lecz co było po drugiej stronie?
Krzyczałam głośno, wołając Hectiana Jackoba... Valoriana, z nadzieją, że któryś z nich mi odpowie. Że odpowie ktokolwiek. Ale mimo, że słyszałam dźwięk wydobywający się z mojego gardła to jednak czułam, że odbija się od muru ognia.
Ta pustka i cisza zaczynała mnie przytłaczać.

Nagle w płomieniach pojawiła się dłoń... cała we krwi - zadrżałam ze strechu lecz nie byłam wstanie się ruszyć.
Później, ktoś przedostał się do mnie, bez problemu... Stanął na przeciwko mnie w kręgu ognia. Rozpoznałam go, ale miałam nadzieję, że to tylko okrutne omamy...
Całe jego ubrania były w strzepach... Całe ciało pokryte głębokimi, ociekającymi krwią ranami...
W oczach miał ogromną ulgę, ale i smutek... przytulił mnie i szepnął: "Pamiętaj kim jesteś! Nie Sarą, nie Hiobe. Jesteś Eveline! Poprostu, moją Eveline... "
Po tych słowach, jego bezwładne ciało osuneło się na ziemię. Nie byłam wstanie go utrzymać...
Upadłam na kolana, przykładając głowę do jego klatki piersiowej.
Z każdą łzą spływającą po moim policzku i krzykiem rozpaczy, serce kruszyło się coraz bardziej...
Gdy jego przestało bić... moja dusza trafiła do piekła.
Nigdy w życiu nie czułam takiego bólu... Żadna rana na ciele nie może równać się, z rozerwaną na strzępy duszą...
Tuliłam do siebie martwe ciało Davida, a pomiędzy niekontrolowanym krzykiem, w myślach krążyło mi tylko jedno "Wróć do mnie... błagam!"

- Eveline, to tylko zły sen... obudź się! - ktoś krzyczał mi nad uchem, potrząsając mnie za ramiona.

Otworzyłam natychmiast oczy i zobaczyłam przerażoną twarz Hectiana. Byliśmy nadal w jego kawalerce.
To był tylko sen... Tylko koszmar! - pomyślałam z ulgą. Jednak całe moje ciało, nadal czuło ból rozdartej duszy. Drżało z rozpaczy.
Na dłoniach czułam krew Davida, choć jej nie było.
Serce biło nienaturalnie szybko, a gardło miałam wyschnięte od krzyku. Policzki mokre od łez.

- Co ci się śniło? - spytał z troską Hectian, siedząc na łóżku obok mnie i trzymając moją dłoń. - Krzyczałaś jakby ktoś rozdzierał cię ze skóry.

- To tylko zły sen... Ale był tak realny... - odparłam cichym, łamiącym się głosem. Wtuliłam się w Hectiana, jak małe dziecko szukające schronienia w ramionach ojca.

Pozwolił mi na to, przez kilka minut głaskał mnie po głowie, a ja szlochałam, próbując się uspokoić i przekonać samą siebie, że to był tylko koszmar, który się nie spełni...

Nieważne jak bardzo broniłam się przed więzią mate. Nie ważne jak głęboko spychałam niechciane uczucia i jak trudne to było, bo teraz poprostu się poddałam. Zrozumiałam, że nie mogę z tym walczyć... Nie po tym jak zobaczyłam umierającego w moich ramionach Davida. Nawet jeśli był to tylko sen, to wiedziałam, że w takiej realnej sytuacji czułabym to samo. Może dlatego, że miałam nieodparte wrażenie, że w jakiś sposób uratował mnie... moją duszę.

****

Nie wyjawiłam im swojego snu. Nie tylko dlatego, że nie byłam w stanie wypowiedzieć tego na głos, ale również czułam, że nie był to zwykły koszmar.
Przypomniały mi się dziwne sny, które miałam wcześniej. Wizje przeszłości, w których widziałam rzeź magicznych, ich ostatnie chwile przed uwięzieniem. Czułam, że jest to w jakiś sposób połączone.
Może przez słowa Davida, których znaczenia nie do końca rozumiałam.
Poza tym, skąd wiedział o Hiobe?
Czy to moja podświadomość próbuje mi coś przekazać, czego nie dostrzegam? A może była to wizja przyszłości, tego co się wydarzy przy dzisiejszym starciu z magicznymi? Lub ostrzeżenie przed podjęciem złych decyzji...

Naznaczona Ogniem Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz