Rozdział 15

7.5K 443 43
                                    

Był już wieczór, gdy ja bez celu, pogrążona w myślach, dreptałam chodnikiem wzdłuż nieznanych ulic. Miasta, zwłaszcza te duże, były bezpiecznym miejscem od magicznych, którzy się tu nie pojawiali. Tak wszyscy sądzili.
A jednak byłam tu ja i Hectian, więc nie powinnam być zdziwiona, że inni też mogą tu być.

- Hej, uważaj! - ktoś krzyknął i szarpnął mnie za rękę, odciągając do tyłu. - Chcesz się zabić? - dodał ostrym tonem.

Nagle wyrwana z rozmyśleń, spojrzałam zdezorientowana na chłopaka. Miał piwne oczy, które patrzyły na mnie rozwścieczone. Krótkie brązowe, roztrzepane włosy. Był mniej więcej w moim wieku lub nieco starszy. Przewyższał mnie o głowę, a jego uścisk był silny, choć nie wyglądał na umięśnionego.

- Nie chce się zabić - odparłam, uwalniając rękę, którą cały czas trzymał.

- To patrz na światła! - wrzasnął.

Dopiero jak to powiedział zorientowałam się, że stoimy przed pasami, a na sygnlizatorze świeciło się czerwone światło.
Magiczni byliby zdruzgotani, gdybym tak poprostu zginęła potrącona przez samochód. Mimowolnie zaśmiałam się, na tą głupią myśl.

- Bawi cię to? - spytał zirytowany.

- Nie, ja tylko... Przepraszam i dziękuję - powiedziałam ze skruchą.

Światła zmieniły się i oboje przeszliśmy przez pasy. Idąc chodnikiem znów pogrążając się w myślach, zdeżyłam się z jakimś mężczyzną, który się śpieszył. Ale zdążył mnie jeszcze wyzwać od najgorszych.
Usiadłam na parapecie okna jakiegoś sklepu i zamknęłam na chwilę oczy, próbując przegonić wszystkie myśli.
Nigdy nie byłam aż tak nieuważna, a chciałam wrócić do mieszkania w jednym kawałku. Mieliśmy z Hectian'em jutro odbić Clarie. Dowiedział się, gdzie ją przetrzymują, i że narazie nic jej nie jest, ale nie mogłam jej tam zostawić. To z mojej winy wciąż jest w niebezpieczeństwie.

- Jeśli naprawdę nie masz myśli samobójczych, to lepiej wróć do domu - powiedział ostrym tonem chłopak, który uratował mnie na pasach.

Stał na przeciwko mnie, trzymając w ręce torebkę z apteki.

- O co ci chodzi? - spytałam, marszcząc brwi.

- Nie patrzysz jak chodzisz, a to się na pewno źle skończy - odparł chłodno, nadal stojąc przede mną.

- Nie rozumiem dlaczego się tak mną przejmujesz. Nie znasz mnie - odparłam spokojnym głosem, choć niepokoiła mnie jego "troska". - Ale spokojnie, już wracam do domu.
Nadal siedziałam, mając nadzieję, że odejdzie, ale tak się nie stało.

- No tak, człowiek przejmujący się innym człowiekiem, to nienaturalna sytuacja - westchnął ciężko i rozejrzał się wokół, po czym dodał. - Chodź, odprowadzę cię, inaczej zadręczą mnie wyrzuty sumienia jeśli umrzesz w głupi sposób.

- Sądzisz, że pozwolę się odprowadzić nieznajomemu?
Choć nie wyglądał na groźnego, to jego nagła troska i propozycja, była dziwna. W dzisiejszych czasach nikt nie oferuje pomocy, nie mając w tym korzyści.

- Jak tam chcesz. Skoro uważasz, że jestem gorszym towarzystwem od tych trzech kolesi po drugiej stronie ulicy, to pa - odparł obojętnie i ruszył swobodnym krokiem.

Nie rozumiałam o co mu chodzi, aż zobaczyłam trzech mężczyzn przyglądających się mi. Może i nie powinno się oceniać ludzi po wyglądzie, ale ich przyprawiał mnie o dreszcze. Strach wziął górę, otrząsnęłam się momentalnie i szybko ruszyłam w stronę mieszkania.
Był tylko jeden problem, nie wiedziałam jak daleko zeszłam, ani gdzie dokładnie byłam.

Naznaczona Ogniem Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz