Rozdział 21

6.3K 367 42
                                    

Valorian, zaczął opowiadać o  Hectianie, Hiobe, ich przeszłości, a my słuchaliśmy nie przerywając mu pytaniami, które się piętrzyły z każdym słowem.

"Początku nie pamięta rzadno z nas. Ciężko spamiętać wszystk,  jak się żyje wieki. Nie jesteśmy rodzeństwem, za które nas uważają inni. Ale pozwoliliśmy w to wierzyć, sami w to uwierzyliśmy i tak się traktowaliśmy. To dzięki Hiobe staliśmy się  godni miana bogów. Ona nas prowadziła, ona trzymała nas razem. Jednakże, był jeden problem. Hectian był jedynym z nas, który używając mocy postarzał się. Z biegiem lat zaczęło go to mocno frustrować. Zwłaszcza podczas wojen, gdy my walczyliśmy, on stał na uboczu tylko obserwując. Hiobe jednak znalazła na to rozwiązanie. Sama się nie ujawniała przed ludźmi więc stała w cieniu Hectiana, posyłając mu swoją energię. Mógł bez konsekwencji używać mocy. Mocy, która jest na prawdę ogromna i potężna.
Mimo dobrych chęci, Hectian czuł się z tym coraz gorzej, jak czarna owca w rodzinie. Zaczął się od nas odsuwać i wykorzystywać ludzi oraz magicznych, umiejąc perfekcyjnie nimi manipulować. A sam poprostu uciekał, gdy wiedział, że nic nie zyska lub przegra bitwę. Pewnego razu popełnił ogromny błąd, zapragnął być królem, nie magicznych lecz ludzi. Zdradził obecnemu wówczas królowi gdzie jest wioska. Sądził, że tak jak zawsze władca zostanie pokonany, a on wśližnie się na jego miejsce.
Niestety zlekceważył przebiegłość króla, który znając slabe punkty magicznych, pod osłoną nocy nagle w tajemnicy przed wszystkimi, ruszył całym wojskiem na wioskę.
Rozpętała się rześ. Ginęli po obu stronach. Hectian gdzieś się ukrył, przyglądając się tylko temu, a my nie mogliśmy bronić jednej strony, mordując drugą. Hiobe podjęła najgorszą i najtrudniejszą decyzję tworząc barierę, która uwięziła magicznych. Chciała ich w ten sposób ochronić i dać nam czas na ustanowienie pokoju.
Jednak o tym nie było mowy. Ludzie nierozumieli, jak dużo dobrego wpływu na ich życie mieli magiczni. Sam byłem bezsilny, a Hectian zaszył się w swojej kryjówce, ani razu się nie pokazując, aż do czasu gdy w jakiś sposób dowiedział się, że będę miał dziecko. Obaj byliśmy pewni, że urodzi się z mocą Hiobe. Hectian uważał, że jako ludzkie dziecko nie będzie wstanie kontrolować mocy Hiobe. Obaj wiedzieliśmy, że gdy my obdarzeni tak ogromną mocą jesteśmy blisko siebie, nasza energia oddziałuje na siebie. Wzrasta, staje się silniejsza. Dlatego podjąłem decyzję, aby opuścić was, aby moc Hiobe nie ujawniła się tak szybko. Bałem się, że może cię zabić Saro. A gdy mur zaczął pękać, bałem się, że magiczni dowiedzą się o tobie, wampiry potrafią wyczuć każdą moc. Bałem się, że nie zdołał cię obronić "

- Ja, przepraszam - wtrącił zdezorientowany Jacob - Ale dlaczego nikt nie wiedział o Hiobe? Znamy tylko dwóch bogów, dlaczego ona się ukrywała?

- Hiobe miała z nas wszystkich najsilniejszą moc, ale była zbyt empatyczna, łagodna, naiwna. Pomogła by każdemu, nawet jeśli ryzykowałaby własnym bezpieczeństwem. Uznaliśmy, że ukrycie jej istnienia, będzie słusznym rozwiązaniem w obawie, że ktoś może wykorzystać jej moc lub nawet przejąć w jakiś sposób.

- Poczekaj, coś mi tu nie pasuje - teraz to ja się wtrąciłam. - Mówisz, że Hiobe była taka łagodna. Ale gdy przejęła kontrolę nad moim ciałem, odebrała wampirzycy jej moc. Czułam wtedy siłę Hiobe, jej władczość złość. To nie ta sama osoba, o której mówisz.

- Tak, masz rację - odparł posępnie Valorian - To co przejęło nad tobą kontrolę, nie była całkowicie Hiobe, tylko jej cząstka, a reszta to sama energia ognia. Hiobe z trudem kontrolowała tą siłę. Żywioł, którym była, nie jest łagodny jak woda, działa impulsywnie, stosownie do danej sytuacji. Hiobe uważała, że ci którzy mają moc powinni używać jej wyłącznie dla dobra ogółu, nie niszcząc, nie krzywdząc, nie zabijając. Rześ, której byłaś wtedy świadkiem, mocno zraniło tą cząstkę duszy Hiobe, która zawsze będzie w tobie tkwić. To wasze połączenie jest idealną luką dla energii ognia, by móc się ujawnić. Przejąć pożądaną kontrolę.

- Hectian twierdził, że nie powinnam tego blokować. Pozwolić Hiobe przejąć kontrolę, bo może mnie to zniszczyć - mówiłam, czując narastający strach.

- Po części ma rację. Twoje ciało jest jak zwykłych magicznych, może nie być w stanie utrzymać w ryzach takiego ognia. Z drugiej jednak strony, nie możesz pozwolić Hiobe przejąć całkowitej kontroli, bo ostatecznie zabije to twoją duszę. Ty nie możesz dusić ognia, a on nie może dusić ciebie. Musisz znaleźć równowagę. Ty i energia ognia, bez Hiobe - poważny i zmartwiony wyraz twarzy Valoriana, napawał mnie jeszcze większym strachem.

- Więc, Eveline jest jak niestabilna bomba - zakpil Jacob - a na polu bitwy będzie jej zapalnik.

- O czym ty mówisz? - zdziwiła się moja mama.

- No jak to. Jej mate jest po tej złej stronie. Eveline pod wpływem silnych emocji, może nieświadomie przepuścić Hiobe. I bum, bomba eksploduje. Niewiadomo tylko kogo dosięgnie.

- Jesteś związana więzią matę?! I to z kimś takim?! Mam nadzieję, że to nie alfa! - krzyknęła do mnie wściekła.

- Przecież nie zrobiłam tego specjalnie i wcale tego nie chcę! - zirytowałam się jej nagłym wyrzutem. - A David, jest betą i nie chce zemsty, ale jego brat alfa tak! - nie broniłam go świadomie, to samo tak wychodziło.

- Wiedziałeś o tym? - spytała Valoriana.

- Tak. Ale nie możemy z tym nic zarobić- odparł spokojnie, ze współczuciem patrząc na mnie - A jedynie odciągnąć go od pola walki.

- Odciągnąć? Niby jak? Na smyczy? - prychnęła wściekła, kręcąc się nerwowo po pomieszczeniu - Będzie w samym centrum. Jedyne wyjście, to zabić go na samym początku!

- NAWET SIĘ NIE WAŻ! - powiedziałam ostrym, groźnym tonem, wstając z miejsca - David nie zasłużył na śmierć tylko dlatego, że jest związany więzią ze mną!

- Czy pani na prawdę jest matką Eveline? - odezwał się Jacob z niesmakiem patrząc na nią- Zabijając jej matę, zabija pani ją. Czego właściwie pani od niej oczekuje? Podpożądkowania się i bezmyślnego podąrzania za rozkazami?

- Niczego nie wiesz - spojrzała na niego z wyższością - SARA - podkreśliła moje pierwotne imię - Jest kimś więcej niż moją córką, którą mi odebrano. Więź mate, nie jest jej przeznaczeniem.

- Wiesz, nie powinnaś się wypowiadać akurat na ten temat - wtrącił się srogo Valorian do mamy, nadal siedząc oparty na krześle - Jesteś jedynym tu człowiekiem i mimo, że na prawdę wiele ci zawdzięczamy, a Sara jest twoją córką, to przede wszystkim ona należy do świata magicznych. Nie możesz decydować o tak ważnej kwestii jak więź mate. Mi też to się nie podoba, ale nawet ja nie posunąłbym się do zabicia mate własnej córki.

Uraziły ją jego słowa. Posłała mu tylko chłodne spojrzenie i wyszła z pokoju.

Byłam wdzięczna Valorianowi za jego postawę. Ale w tym momencie zrozumiałam, że moja rodzicielka nie jest już tą osobą, którą pamiętałam, może tak na prawdę nie znałam jej w ogóle. A po drugie zauważyłam, że między nimi nie ma żadnej miłości. Troska, zaufanie, oddanie, przyjaźń, może tak, ale nie miłość.
Nic nie było takie jak sądziłam.

Naznaczona Ogniem Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz