Rozdział 13

9K 491 30
                                    

Pierwsze co poczułam, to otaczający mnie zewsząd aromatyczny zapach zupy. Pusty żołądek, od razu zaczął domagać się tego pysznego jedzenia.
Otworzyłam oczy i znów zobaczyłam całkiem obce mi pomieszczenie. Leżałem na wąskim łóżku, a na przeciw niego była szafa. Po drugiej stronie niedużego pokoju, była mała kuchnia we wnęce, okno i dzwi. Jedne do łazienki, a drugie wyjściowe . Wyglądało na kawalerkę, ale taką w wersji minimalnej.
Chwilę mi zajęło zanim przypomniałam sobie ostatnie wydarzenia.
Hectian, o ile to był on, uratował mnie i przyniósł tu.
David...
Wachałam się czy zostać, czy uciec i szukać pozostałych.
Ale gdy w końcu zeszłam z łóżka i chciałam założyć buty, dostrzegłam na szafie szarego, pluszowego wilka.
Przypominając sobie, że straciłam takiego samego w dzieciństwie, podeszłam i zdjęłam go.
Trzymając w dłoniach starą, wyblakłą maskotkę, nie mogłam zrozumieć skąd się tu wzięła.
To na pewno był mój wilk.
Wtedy usłyszałam przekręcany w drzwiach klucz, a po chwili do pomieszczenia wszedł mężczyzna, który mnie uratował.
Przez siwe włosy wyglądał starzej, choć patrząc na twarz i ciepłe spojrzenie z błękitnych oczu, nie mógł mieć więcej niż trzydzieści lat.
Uśmiechnął się przyjaźnie.

- Dawno wstałaś? Co prawda jest już popołudniu, ale nie chciałem cię budzić. No i musiałem na chwilę wyjść do sklepu - mówił swobodnie, jakbyśmy się znali od dawna. Od razu skierował się do kuchenki, zaglądając do garnka - Nie chcę się chwalić, ale moje potrawy są najlepsze w świecie, więc proszę, jedz - postawił na małym stoliku talerz pełen zupy.

- Kim pan jest? I skąd to ma? - spytałam z powagą, pokazując mu maskotkę.

- Jestem Hectian i nie mów mi Pan, bo czuje się staro - postawił drugi talerz i usiadł przy stole. - A co do wilka, to twoja mama zapomniała zabrać.

- Moja mama? - spytałam zaskoczona. - o czym pan mówi?
Moje serce na chwilę zmarło. Tak bardzo chciałam, aby ona żyła.

- Hectian - poprawił mnie. - Była tu tydzień temu. Do tej pory się zastanawiam, jak mnie znalazła - zaśmiał się.

- Tydzień temu? Więc moja mama żyje?! - nie mogłam uwierzyć w to co mówił i to tak spokojnie.

- Nie przyszła do ciebie? - teraz on się zdziwił. - Poczekaj, zjedzmy najpierw, a potem porozmawiamy na spokojnie.

- Chyba pan żartuje...

- Hectian - przerwał mi z naganą i wskazał krzesło, abym usiadła. - Musisz coś zjeść.

Choć sprawiał wrażenie beztroskiego, miłego, to jednak, gdy chciał, sam jego głos zmuszał do posłuchu, a spojrzenie przyprawiało o gęsią skórkę.
Usiadłam i zaczęłam jeść. Zupa smakowała jeszcze lepiej niż pachniała. A ja byłam okropnie głodna. Nie mogłam się powstrzymać i poprosiłam o dokładkę.
Hectian widząc jak jem, poprostu się uśmiechał zadowolony.

- Dziękuję, nigdy nie jadłam nic lepszego - powiedziałam szczerze. - A teraz, będę bardzo wdzięczna jeśli wyjaśni mi Pan... wyjaśnisz mi wszystko od początku - poprawiłam się, widząc jak mróży groźnie oczy.

- Od początku? Zależy co określasz początkiem - odparł spokojnie, opierając się o krzesło.

- Moment, w którym pojawiam się ja, moja mama i... Valorian. - nie byłam pewna czy mogę użyć słowa "tata".

- O związku twoich rodziców, opowiedzą ci oni sami - cały czas patrzył przyjaznym wzrokiem, co mnie trochę dekoncentrowało. - Jeśli chodzi o ciebie, to ja cię zabrałem z tego pola, dwanaście lat temu i zostawiłem przy drodze. Zaskoczona? - mówił spokojnie, uśmiechając się szeroko. A ja wytrzeszczyłam oczy, nic z tego nie rozumiejąc. Ale nic nie powiedziałam, a on kontynuował. - Musiałem cię ukryć. Nawet przed twoją matką i Valorianem. Tylko tak byłaś całkowicie bezpieczna. Obserwowałem cię czasem, przez te wszystkie lata. Ale nie jak, jakiś maniakalny prześladowca - uniósł ręce w geście obronnym - Tydzień temu, pojawiła się nagle twoja mama. Po długiej, dość przykrej rozmowie, powiedziałem jej gdzie jesteś. Myślałem, że się spotkałyście.

Naznaczona Ogniem Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz