Nieważne, jak bardzo próbowałam się uspokoić, mdłości nie ustępowały. Gdyby ktokolwiek wpadł na pomysł odwiedzenia trzeciego piętra dokładnie w tym momencie, zapewne nie miałby problemu z zauważeniem zielonego odcienia mojej skóry. Nie pamiętam, kiedy ostatnio czułam się tak źle. Zabawne, że nawet informacja o moich rzekomych zaręczynach ze Scorpiusem nie wywołała u mnie tak skrajnej reakcji. Może wynikało to z faktu, że perspektywa spędzenia reszty życia z moim przyjacielem—idiotą, choć budziła we mnie wściekłość, nie była najgorszą rzeczą jaka mogła mnie spotkać. Za to bycie wydaloną ze szkoły zdecydowanie mogło zniszczyć wszystkie moje plany na przyszłość.
Potter, na domiar złego, postanowił się spóźnić — na spotkanie, które sam zorganizował. Przysięgam, ten człowiek doprowadzi mnie kiedyś do szaleństwa. Całe szczęście, jeśli mój plan się powiedzie, będę musiała znaleźć siłę na znoszenie go jedynie do końca roku, co i tak wydawało się wiecznością.
Westchnęłam z irytacją, kiedy w końcu Gryfon pojawił się na horyzoncie, wychodząc zza zakrętu z uśmiechem na ustach, zupełnie jakby nie miał zamiaru złamać kilkunastu punktów regulaminu. Zmarszczyłam brwi, mierząc go spojrzeniem w nadziei, że być może nieco przyspieszy kroku, ale on wydawał się zupełnie niezainteresowany moją złością. Nie wiem dlaczego, ale jakaś część mnie była zdziwiona, widząc go w zwykłych jeansach i koszulce. Chyba gryfońska czerwień rzeczywiście działała mi na nerwy, bo, nawet mimo spóźnienia chłopaka, wyglądał dużo bardziej... przystępnie niż zazwyczaj. Postanowiłam jednak zignorować to niecodzienne spostrzeżenie, zaciskając pięści, gdy Potter zatrzymał się obok mnie i oparł się nonszalancko o ścianę.
— Możesz mi wyjaśnić, dlaczego spotykamy się przy posągu Jednookiej Wiedźmy, zamiast próbować wymknąć się ze szkoły? – spytałam na powitanie, nie siląc się na przyjazny ton.
— Zawsze jesteś taka czarująca o poranku? – odparł chłopak, uśmiechając się z politowaniem.
Zgromiłam go spojrzeniem, przypominając sobie, że zmusił mnie do wstania o szóstej rano w niedzielę. Pomysł ten wydawał mi się całkiem logiczny, z uwagi na naturę tego, co chcieliśmy zrobić, w końcu im mniej świadków, tym lepiej. Kiedy jednak Potter spóźnił się na spotkanie, skazując mnie na najdłuższe pół godziny w moim życiu, zupełnie przestałam widzieć sens w utracie drogocennych godzin snu.
— Tylko dla ciebie – mruknęłam i westchnęłam z irytacją. – Możemy, łaskawie, przystąpić do działania?
Chłopak uśmiechnął się kpiąco, po czym odepchnął się od ściany i ustawił naprzeciwko wiedźmy.
— Dissendium – powiedział, nie wyciągając nawet różdżki, a ja otworzyłam usta, gdy garb czarownicy rozstąpił się na boki, ukazując ziejącą ciemnością dziurę.
— Nie mów, że istnieje tajne przejście do Hogsmeade, a ja spędziłam sześć lat życia w niewiedzy – wymamrotałam z niedowierzaniem.
Potter zachichotał i wszedł do tunelu, natychmiast znikając z mojego pola widzenia. Przełknęłam ślinę, zauważając, że owe przejście było najwyraźniej zjeżdżalnią, prowadzącą... no właśnie, dokąd? Zaklęłam w myślach i podążyłam za Gryfonem, próbując zignorować mdłości, które powróciły ze zdwojoną siłą. Ciekawe, jakby Potter bawił się, gdybym na niego zwymiotowała.
Musiałam zamknąć oczy, gdy tylko zaczęłam zjeżdżać w dół z ogromną prędkością. Naprawdę starałam się nie krzyczeć, ale pewnych rzeczy po prostu nie da trzymać w sobie, czego skutkiem był mój wrzask, słyszalny zapewne w całym zamku. Zjeżdżalnia okazała się dosyć krótka, ale nie mogłam postrzegać tego jako zalety. Zanim zdołałam opanować swoją panikę, wylądowałam prosto na Potterze, który popłakał się ze śmiechu, słysząc moje piski. Nie przestał rechotać nawet wtedy, gdy powaliłam go na ziemię swoim impetem.
CZYTASZ
Kryzysowy Narzeczony ✔ [James S. Potter x OC]
FanfictionValentina Zabini nie miała nic przeciwko wyjściu za mąż. Kiedyś. Ewentualnie. Nie był to jej życiowy cel, ale czasami nawet ona nie mogła powstrzymać się od wyobrażania sobie tego magicznego dnia - dnia ślubu z kimś, kogo kochała ponad wszystko. Mim...