— Tak sobie myślę... — mruknęłam cicho, wpatrując się tępym wzrokiem w płomienie.
Siedziałam — o zgrozo — w Pokoju Wspólnym Gryffindoru, co ostatnimi czasy zdarzało mi się niezwykle często. James uparł się, że nie zamierza słuchać komentarzy innych ludzi; byłam jego narzeczoną, a to najwyraźniej dawało mi prawo do spędzania czasu w miejscu, które uważał za tymczasowy dom, przynajmniej podczas pobytu w szkole.
Potter leżał z głową na moich kolanach, a na jego twarzy widniał błogi uśmiech. Czarne włosy chłopaka wyglądały jakby nie czesał ich od co najmniej tygodnia, ale ja wiedziałam, że taki stan rzeczy spowodowany był jedynie wiatrem i pędem powietrza; nawet OWUTEMy nie mogły zmusić Jamiego do zaprzestania treningów Quidditcha — szczególnie zważywszy na nową miotłę i perspektywę zbliżającego się końca sezonu.
— O czym? — spytał nieprzytomnym tonem, a ja westchnęłam cicho. Skłoniło go to do otworzenia oczu i spojrzenia na mnie z uwagą.
— Pamiętasz swoją propozycję? Tę o korkach z Eliksirów?
James parsknął śmiechem, a ja zacisnęłam zęby, widząc radosne ogniki w jego spojrzeniu. Nie po raz pierwszy zauważyłam, że tęczówki chłopaka przybierały kolor mlecznej czekolady, gdy był rozbawiony, a ciemniały, gdy jego nastrój ulegał pogorszeniu. Może nie brzmiało to jak normalne zjawisko, ale w świecie magii działy się dużo dziwniejsze rzeczy.
— Oczywiście, że tak. Jak mógłbym zapomnieć ten wyraz twarzy, pełen złości i tłumionej ekscytacji? — zaśmiał się, a ja wywróciłam oczami.
— Potter, zapewniam cię, ekscytacji to akurat wtedy nie czułam. Powinieneś się cieszyć, że nie przeklęłam cię czymś paskudnym.
— E tam... Już wtedy wiedziałem, że czujesz do mnie miętę.
— Nie mogłeś tego wiedzieć, barania łąko, bo tak wcale nie było! — oburzyłam się, a on parsknął śmiechem.
— Skąd ty bierzesz te wszystkie kwieciste określenia, co? — mruknął i pokręcił głową, podwijając moją spódnicę do góry. Poprawiłam materiał i zgromiłam go wzrokiem. — No dobra, nie wiedziałem, że tak to się potoczy, ale miałem nadzieję. Co z tymi korepetycjami?
— To chyba nie był taki zły pomysł — przyznałam niechętnie i wzruszyłam ramionami. — Teraz, kiedy nie muszę przejmować się zdaniem rodziców, chciałabym spróbować dostać się na kurs dla Magomedyków.
— Pochwalam — odparł James z uśmiechem na ustach. — Wiesz... Coś czuję, że udzielanie tobie korepetycji będzie niezwykle ciekawym doświadczeniem.
— Nic związanego z Eliksirami nie może być ciekawe — burknęłam w odpowiedzi, a on poruszył się nieco.
— No nie wiem. Ty i ja, zamknięci w jednym pomieszczeniu, zupełnie sami... — zamruczał chłopak, co zmusiło mnie do spojrzenia na niego z powątpiewaniem, które szybko zamieniło się w zawstydzenie, gdy zdałam sobie sprawę z intensywności jego wzroku.
— Potter, ja potrzebuję korepetycji z warzenia mikstur, a nie z... — urwałam, speszona własnymi myślami.
— Z czego? — James nie zamierzał pozwolić mi na pozostawienie dalszej części zdania w domyśle. Natychmiast podniósł się z leżącej pozycji i usadowił tak, że odcinał mi ewentualną drogę ucieczki, zamykając mnie między swoim ramieniem a resztą ciała.
— Z innych rzeczy — dokończyłam wymijająco, a on zbliżył się nieco.
Właściwie siedział tak blisko, że czułam jego ciepły oddech na moich ustach, co — dziwnym trafem — sprawiło, że kompletnie zapomniałam, o czym właściwie chciałam z nim rozmawiać. Korepetycje mogły zaczekać, prawda?
CZYTASZ
Kryzysowy Narzeczony ✔ [James S. Potter x OC]
FanfictionValentina Zabini nie miała nic przeciwko wyjściu za mąż. Kiedyś. Ewentualnie. Nie był to jej życiowy cel, ale czasami nawet ona nie mogła powstrzymać się od wyobrażania sobie tego magicznego dnia - dnia ślubu z kimś, kogo kochała ponad wszystko. Mim...