#6. Gryfońska szlachetność

4.9K 295 223
                                    

Do tej pory nie sądziłam, że kiedykolwiek mogłabym określić podobny sen mianem koszmaru. Wszystko wskazywało jednak na to, iż moje poglądy zmieniły się diametralnie, w bardzo krótkim czasie. Biała suknia – prosta i piękna, wianek z czerwonych róż, kontrastujący z moimi jasnymi włosami... Wszystkie elementy obrazka, stworzonego przez mój umysł, były perfekcyjne. A jednak, gdy tylko otworzyłam oczy, zdałam sobie sprawę, że jestem zlana potem, a moja piżama przykleiła się do mnie w każdym możliwym miejscu.

Nie chodziło nawet o to, że osobą, która czekała na mnie przy ołtarzu, był James Potter. Prawdę powiedziawszy, mój mózg wykreował naprawdę imponującą podobiznę chłopaka – uśmiechającą się olśniewająco, czarującą i zaskakująco przystojną, co zapewne miało ogromny związek z idealnie skrojoną szatą wyjściową, w którą był ubrany. Nie... Chodziło o to, że z każdym moim kolejnym krokiem sceneria zmieniała się w coraz brzydszą, pozbawioną piękna, gnijącą wersję tego samego obrazka.

Podniosłam się z łóżka, chociaż miałam jeszcze kilkanaście minut do budzika. Moje współlokatorki wciąż spały, co przyjęłam z ulgą. Od kiedy tylko dowiedziały się o zaręczynach, nie dawały mi spokoju. Nieustannie posyłały mi wściekłe, pełne pogardy spojrzenia. Zapewne nie potrafiłyby się do tego przyznać, ale wcale nie chodziło o to, że śmiem hańbić dobre imię Slytherinu poprzez związek z Gryfonem. Większość podziałów przestawała mieć znaczenie, gdy w grę wchodził James Potter. Ten James Potter, pierworodny Wybrańca, którego sława dotarła we wszystkie zakamarki świata.

Czasami zastanawiałam się, jak on właściwie znosił podobne komentarze. Ja sama nie cierpiałam, gdy ktoś patrzył na mnie przez pryzmat mojego nazwiska, chociaż nauczyłam się ignorować wszelkie plotki i komentarze. Jakiekolwiek działania nie mogły zmienić niechęci, która była głęboko zakorzeniona w umysłach czarodziei od czasu ostatniej wojny. Przeszkadzało mi to, ale, z drugiej strony, nie chciałam mieć do czynienia z ludźmi, dla których takie rzeczy, jak nazwisko miały znaczenie.

Za to Potter uwielbiał powtarzać, że nie jest swoim ojcem. Słyszałam to nawet ja – osoba, z którą chłopak nie miał w zwyczaju rozmawiać. Potrafiłam zrozumieć jego irytację, przynajmniej do pewnego stopnia. Sądziłam jednak, że bycie utożsamianym z bohaterem wojennym nie stanowiło wcale najgorszej rzeczy pod słońcem. Najwyraźniej Gryfon miał inne zdanie. Może kiedyś uda mi się go o to wypytać?

Pomysł ten był tak niedorzeczny, że zakrztusiłam się wodą, która spływała po mojej twarzy. Właśnie takie są efekty myślenia o Potterze pod prysznicem. Skrzywiłam się nieznacznie i zakręciłam kurek, sięgając po różdżkę i przywołując ręcznik. Nie chciałam tracić czasu. Wolałam zjawić się w Wielkiej Sali przed wszystkimi uczniami i uniknąć tym samym spojrzeń i szeptów. Uniknęłabym także Pottera, który nigdy nie przychodził na śniadanie punktualnie. Zdaje się, że lubił sobie pospać.

Kiedy kilkanaście minut później zmierzałam w stronę Wielkiej Sali, z torbą przewieszoną przez ramię i wilgotnymi włosami, związanymi w niedbałego koka, zaczęłam rozumieć, dlaczego właściwie nikt nie przychodził na śniadanie przed siódmą; korytarze zamku wydawały się dużo chłodniejsze niż zazwyczaj. Objęłam się więc ramionami i przyspieszyłam kroku, przeklinając w myślach lokalizację Pokoju Wspólnego Slytherinu.

Gdy w końcu dotarłam do celu, okazałam się jedną z nielicznych osób, które postanowiły wstać tak wcześnie. Rozejrzałam się uważnie, aby upewnić się, że Pottera nie było w zasięgu wzroku, po czym odetchnęłam z ulgą i ruszyłam w stronę mojego miejsca. Usiadłam, po czym rozejrzałam się wokół, zatrzymując spojrzenie na Rose Weasley – Prefekt z piątego roku, która świdrowała mnie wzrokiem, od kiedy tylko weszłam do pomieszczenia. Wyglądała, jakby chciała zrobić także coś więcej niż tylko przyglądać się mi z intensywnością bazyliszka.

Kryzysowy Narzeczony ✔ [James S. Potter x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz