— Wstawaj! Wstawaj, prezenty!
Nawet, gdybym chciała zignorować przeuroczy głosik Lily, nie wyszłoby mi to za dobrze, bo dziewczyna rzuciła się na mnie z impetem, zupełnie nie przejmując się zduszonym okrzykiem bólu, który opuścił moje usta. Najwyraźniej kompletnie nie dbała o los przyszłej bratowej.
— Nie musisz po mnie skakać, ryża wredoto — warknęłam i rozmasowałam sobie bolące miejsce.
Lily uśmiechnęła się radośnie, po czym wybiegła z pokoju. Przysięgam, dziewczyna czasami potrafiła być jak tornado — i to takie cholernie przerażające. Nie dziwiłam się wcale Albusowi, który najchętniej przywiązałby siostrę do słupa, aby zyskać chociaż godzinę spokoju. Za to James mrużył wściekle oczy na każdą wzmiankę o potencjalnych adoratorach dziewczyny, co było całkiem popularnym tematem w tej wielkiej rodzince.
Podniosłam się do pozycji siedzącej i ziewnęłam głośno. Obróciłam głowę, gdy usłyszałam chichot dobiegający z progu. James opierał się o framugę, ubrany w piżamę, na którą założył sweter podobny do tego, jaki widziałam u cioci Hermiony.
— Dzisiaj nic nie mogłoby jej zepsuć humoru. Nawet bycie nazwaną ryżą wredotą — zaśmiał się Potter, a ja zmierzyłam go wzrokiem.
— Dlaczego nie jesteś ubrany? — spytałam, a on przekrzywił nieco głowę.
— Tradycja świąteczna. Otwieramy prezenty w piżamach.
Co to za niedorzeczność? Nie było mowy, żebym zeszła na dół, ubrana jedynie w luźne spodnie i cienką bluzkę, w której zwykłam spać. James parsknął śmiechem — znowu — a ja posłałam mu wściekłe spojrzenie.
— Czy wy naprawdę robicie wszystko inaczej niż my? — burknęłam, a on skinął głową z dumą.
— Oczywiście — odparł i wyciągnął coś zza pleców. — Pomyślałem, że może będziesz chciała coś na siebie zarzucić.
W moją stronę poszybował sweter, który wyglądał tak, jak ten należący do chłopaka, z dwoma wyjątkami — był w kolorze zielonym, a na jego przedzie widniała wielka litera „V", wyszyta srebrną nicią. Otworzyłam usta ze zdziwienia, po czym podrapałam się po głowie, kompletnie nie wiedząc, jak powinnam się zachować.
— Babcia zrobiła go dla ciebie parę dni temu. Nie chciała, żebyś czuła się wyobcowana w taki dzień, jak dzisiejszy — stwierdził James i wszedł do pokoju, po czym usiadł obok mnie. — Nie musisz go zakładać, jeśli nie chcesz, ale ostrzegam, babci będzie przykro.
Spojrzałam na niego jak na kretyna, po czym naciągnęłam na siebie ciepły, przyjemny w dotyku materiał. Sweter pachniał perfumami Jamesa, a ja zaczęłam zastanawiać się, czy był to celowy zabieg, czy po prostu przesiąkł on tym zapachem, leżąc w pokoju chłopaka. Nie było to jednak istotne, bo przyjęłam ten fakt z zadowoleniem — nawet jeśli wydawało mi się ono nieco żenujące.
— Nie zrobiłabym jej tego — oświadczyłam z powagą i parsknęłam śmiechem. — Prawdopodobnie będzie musiała mi szyć wszystkie ubrania, jeśli dalej będzie mnie tak karmić.
James zachichotał i wstał z łóżka, wyciągając rękę w moją stronę. Chwyciłam ją bez wahania i pozwoliłam mu zaciągnąć się na dół, czując lekkie zdenerwowanie na myśl o czekających na dole prezentach. Poprosiłam Pottera jakiś czas temu, aby kupił upominki także i w moim imieniu, bo nie chciałam zjawić się z pustymi rękami, ale on stwierdził jedynie, że jego rodzina naprawdę niczego ode mnie nie wymaga. I choć wiedziałam, że mówił poważnie, wciąż nie potrafiłam powstrzymać się od przytłaczającego poczucia winy, które zmusiło mnie do kupienia prezentów na ostatnią chwilę, z pomocą Albusa. Chociaż on był w stanie zrozumieć moje pobudki.
CZYTASZ
Kryzysowy Narzeczony ✔ [James S. Potter x OC]
FanfictionValentina Zabini nie miała nic przeciwko wyjściu za mąż. Kiedyś. Ewentualnie. Nie był to jej życiowy cel, ale czasami nawet ona nie mogła powstrzymać się od wyobrażania sobie tego magicznego dnia - dnia ślubu z kimś, kogo kochała ponad wszystko. Mim...