Rozdział 1

225 10 4
                                    

Luksusowe mieszkanie w centrum Crown City, William:

Cześć wszystkim, na imię mi William i mam siedemnaście lat. Mieszkam razem z ojcem, macochą i jej bękartem w luksusowym mieszkaniu mojego ojca w samym centrum Crown City. Niedawno skończyłem liceum i niedługo mam pójść na studia albo do pracy. Szczerze przyznam, że wolę tą drugą opcję. Moją wymarzoną pracą jest właśnie praca dla Jeffrey'a Lockcode'a, który jest najlepszym właścicielem koncernu samochodowego w kraju. Chciałbym u niego pracować jako kierownik jednego z kilku działów. Nigdy nie byłem na terenie jego firmy więc nie wiem jakie są to działy, ale ponoć atmosfera w każdym z działów jest bardzo przyjemna. Jednak, wracając. Mój ojciec jakiś rok temu rozwiódł się z moją matką, bo ona go zdradzała na lewo i prawo. W czasie rozprawy rozwodowej wyraźnie zaznaczyłem, że chcę mieszkać z ojcem niż z puszczalską matką. Na początku nie było źle, aż mój ojciec nie poznał jakieś baby z dzieciakiem, który łazi za mną i mnie wkurza. A macocha chce bym go non stop niańczył. Kim ja niby jestem? Jakąś cholerną opiekunką do dzieci? Wielokrotnie jej odmówiłem i powiedziałem, że nie będę pilnował jej bachora. Niech wynajmie sobie jaką niańkę do niego, a mnie da święty spokój. Tak czy inaczej, mam też trójkę przyjaciół. Luke'a, Leona i Maję. Z nas wszystkich Luke jest najstarszy, a Maja najmłodsza. Jednak różnica wieku nam nie przeszkadza w przyjaźni.

- Williamie, otwórz drzwi.- usłyszałem.

Taa, siedzę teraz w swoim pokoju, albo raczej leżę na łóżku i gapię się w sufit. Macocha natomiast znowu zawraca mi głowę.

- Spadaj na bambus! Nie będę niańczył twojego głupiego bękarta!- krzyknąłem zły.

- Williamie, masz w tej chwili otworzyć drzwi.- odparła kobieta.

- Wal się! I spadówa spod moich drzwi!- krzyknąłem ponownie.

Tia, nienawidzę mojej macochy. Nie będę k***a niańczył jej bachora. Wtedy usłyszałem jej zrezygnowane westchnięcie i odgłos jej obcasów. Uśmiechnąłem się, bo wiedziałem, że odpuści. Jeśli ja się na coś uprę to nie ma zmiłuj. I ona ze mną nie wygra. Po jakieś godzinie, postanowiłem wyjść z pokoju i zrobić sobie jakąś przekąskę. Podniosłem się do siadu i już miałem wstać z łóżka, gdy zadzwonił mi telefon. Na ekranie wyświetlał się numer Luke'a, więc odebrałem.

- Siema Luke.- powitałem go.

- Heya Will. Jak się miewasz?- odparł.

- A całkiem nieźle. Pomijając fakt, że macocha znowu próbowała mi wcisnąć swojego bękarta pod opiekę, a ja nie będę go k***a niańczyć.- odpowiedziałem.

- William, słownictwo!- krzyknął do słuchawki.

- Sorry. Wymsknęło mi się.

Czasem mi się właśnie zdarza, że przeklnę wtedy Luke, Leon albo Majka zwracają mi o to uwagę mówiąc właśnie "William, słownictwo". Dzięki nim nie klnę jak szewc gdy się zdenerwuję. Staram się panować nad językiem, a oni bardzo mi w tym pomagają.

- Może wpadłbyś do mojego warsztatu? Muszę z tobą pogadać.- zaproponował.

- Jasna sprawa. A Leon też będzie?- odparłem.

- Tak. Majka nie przyjdzie, bo to bardziej męska sprawa do obgadania.- odpowiedział.

- Jasne. Będę u ciebie za pół godziny, albo za godzinę. Tylko coś przegryzę, jakąś kanapkę albo coś w ten deseń.

- Spoko, nie spiesz się. Ja mam czas.

- No to do zobaczenia.

- Do zobaczenia.

W przyjaźni z samurajem / transformers ff [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz