Rozdział 23

71 9 2
                                    

Następnego dnia rano, William:

Gdy nastał nowy dzień, przy śniadaniu panowała nieco napięta atmosfera. Ale chciałem ją rozładować.

- Margaret, chciałbym cię o coś spytać.- powiedziałem.

- Nie musisz się martwić, już jutro się wyprowadzamy.- odparła.

- Co? Jak to wyprowadzacie?- spytałem nie ukrywając zaskoczenia.

- Przecież nie chcesz byśmy tu mieszkali, więc wyprowadzamy się.- odpowiedziała.

- Ale ja nie chcę byście się wyprowadzili. Chcę byście zostali z nami. Ze mną.

- Williamie, o co ci teraz chodzi?

Wziąłem głęboki oddech. Musiałem im powiedzieć co się wczoraj wydarzyło.

- Kiedy wczoraj byłem na bardzo niebezpiecznej wyprawie, w jednej chwili całe życie przemknęło mi przed oczami. W tamtym momencie zrozumiałem jaki byłem wobec was podły. Każde słowo, każdy czyn sprawiały, że coraz bardziej oddalaliśmy się od siebie. Zrozumiałem jak wielki popełniłem błąd chcąc się was pozbyć. Gdybyście odeszli, to czułbym się jakbym znów stracił jakąś część siebie. Teraz bardzo chcę naprawić nasze relacje. Chcę byście dali mi szansę. Nie chcę znów stracić rodziny. Jedną mamę już straciłem, bo ona wybrała inne życie. Nie chcę stracić drugiej i młodszego brata. Proszę, zostańcie z nami. Teraz rozumiem jak bardzo nienawiść mnie zaślepiła a jeden moment otworzył mi oczy. Czy, wybaczycie mi?- powiedziałem.

Margaret wstała z krzesła, więc zrobiłem to samo. Kobieta podeszła do mnie i mocno przytuliła. Momentalnie odwzajemniłem gest.

- Wybaczamy ci Williamie. Cieszę się, że w końcu zrozumiałeś swój błąd i przeprosiłeś.- powiedziała.

- Ja też się z tego cieszę. Kocham cię mamo.- odparłem, mocnej przytulając kobietę.

- Ja ciebie też kocham, synku.- odpowiedziała.

Gdy w końcu odkleiłem się od niej, ona kciukami delikatnie otarła mi łzy. Spojrzałem na młodszego brata, którego wziąłem z krzesła i przytuliłem do siebie. Potem ucałowałem go w policzek i połaskotałem pod bródką na co zachichotał. Mamę też ucałowałem i znów przytuliłem. Potem podszedł do mnie tata, więc postawiłem brata na podłodze i mocno przytuliłem rodziciela. On odwzajemnił gest. Potem ucałował mnie w czoło.

- Kocham cię synku.- powiedział.

- Ja też cię kocham, tato.- odparłem.

Tymczasem w bazie autobotów, Sideswipe:

Dziś Rada przysłała nam wytyczne dotyczące szkolenia młodych kadetów z akademii policyjnej i medycznej oraz prowadzenia resocjalizacji więźniów z Alchemoru. Na Ziemię przybędą również Knockout i Ratchet by wspomóc BlackJack'a w dalszym szkoleniu młodzieży z akademii medycznej. Crosshairs, ja i reszta będziemy uczyć kadetów z akademii policyjnej władania mieczem i strzelania z broni palnej. Rada Cybertronu uznała, że umiejętność władania mieczem może się im przydać, gdyż nigdy nic nie wiadomo. Pierwsi kadeci mają się pojawić jutro z Knockout'em na czele. Black chciał nam zadać jakieś pytanie, ale rozległ się alarm świadczący o pojawieniu się sygnału decepticon'a.

- Sideswipe, poradzicie sobie z tym?- spytał mnie Bumblebee.

- Powinniśmy. Strongarm, Cross, chcecie się może do nas dołączyć?- odparłem.

- Ja z chęcią.- powiedział Cross.

- Z przyjemnością, przyjacielu.- powiedziała Strongarm.

- Dobrze, tylko uważajcie na siebie.- odparł im Bee.

- Spokojna twoja głowa. Damy radę.- odpowiedział mu Cross.

- Autoboty, transformacja i gaz do dechy!- krzyknąłem i ruszyliśmy przez otwarty most ziemny w celu pokonania decepticon'a.

W przyjaźni z samurajem / transformers ff [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz