Budzę się i po chwili orientuje się że jestem tam, gdzie nie chciałam być. Znów byłam w tym cholernym mieszkaniu. Westchnęłam i usiadłam na łóżku, co nie obeszło się bez bólu. Przetarłam oczy, no tak... źle sie poczułam i zemdlałam. Do pomieszczenia wszedł, Tom.
– Co ty tutaj robisz? – zapytałam zdziwiona. Widziałam, że był zdenerwowany.
– Pilnuje cię – powiedział i usiadł obok mnie – Seb dostał wiadomość od Jima i zadzwonił do mnie, mówił, że muszę mu pomóc. Chyba jakaś grubsza sprawa.
– No tak – powiedziałam tylko i wstałam.
– Ej, ej a ty gdzie? – wstał razem ze mną. Popatrzyłam na niego jak na idiotę – Masz leżeć i odpoczywać. Zemdlałaś
– I? Czuje się świetnie. Nie jesteś moim ojcem.
– Jego też nie słuchasz – skomentował na co zgromiłam go wzrokiem.
– Uważaj, to że cię nie zabiłam nie oznacza, że możesz mówić do mnie co chcesz – powiedziałam.
– To że masz problem, nie oznacza, że musisz na mnie przelewać swoje fochy – prychnełam wściekła.
– Wyjdź – powiedziałam.
– Jeśli, Jima traktujesz tak samo to nie zdziwię się jak cię zostawi – te słowa mnie zabolały. Mogłabym się dalej z nim kłócić, ale nie było po nim już śladu. Myśli, że potrzebuje jego opieki? Nic z tego, poradzę sobie sama. Kiedy mieli mnie gdzieś też sobie radziłam. Ostatnio zbyt bardzo zaczęłam polegać na innych. Czas to zmienić.
❤️❤️❤️