– Witam Panie Magnussen – elegancki młody mężczyzna, uśmiechnął się złośliwie i wyciągnął rękę.
– Panie Valdes, darujmy sobie te zbędne uprzejmości – zignorował podaną rękę, na co ten uśmiechnął się jeszcze szerzej i pokręcił przecząco głową.
– Ależ po co ten pośpiech? – Magnussen miał dość tego elegancika, który zachowywał się.... dziwnie, nie jak na człowieka zwykłego, nie jak na przyszłego przedstawiciela rządu.
– Dlaczego chciałeś się ze mną spotkać? – spytał już spokojniej mężczyzna w okularach. Valdes wskazał miejsce, na kanapie, na którą po chwili usiedli.
– Potrzebuję Pańskiej pomocy – powiedział na co Geniusz Szantażu, zaczął się śmiać, co zrobił również i drugi z obecnych w pomieszczeniu.
– Emily zna prawdę o sobie? – spytał nagle. W pomieszczeniu nastała cisza.
– Emily nie żyje i jaką prawdę? – spytał jak głupi, na co ten drugi, wyszczerzył zęby i podał mu teczkę.