6. Dziękuję

2.6K 112 6
                                    

Gdy wreszcie postanowili iść na śniadanie, przypomnieli sobie też, że tak po prostu nie mogą iść koło siebie. Nie tylko ze względu tego, że nigdy nie pałali do siebie żadnymi uczuciami, które były pozytywne, a po prostu nie chcieli. Postanowili, więc że wyjdą wspólnie, ale rozdzielą się na głównym korytarzu. Obu to się podobało, a więc tak uczynili.

Wchodząc na Wielką Salę Harry wiedział, że po pomieszczeniu rozległy się szepty. Możliwe, że już się do nich przyzwyczaił. Gdy spokojnie usiadł na swoim miejscu przy stole Gryffindoru do sali wszedł także jego współmałżonek, a wtedy szepty umilkły. Harry jedynie uśmiechnął się pod nosem, to był jeden z niewielu plusów, tego że wzięli ten ślub,  jego męża bał się cały zamek.

Jak się potem okazało, a co Harry'emu totalnie wypadło z głowy, nowym nauczycielem eliksirów został Slughorn. Z jednej strony cieszył się, w końcu będzie mógł podejść do Owutemów z tego przedmiotu, co umożliwi mu pójście na kurs aurorów.  Jeszcze gorsze było to,  że jego ulubiony przedmiot przejął Snape. Wiedział, że muszą się do siebie jakkolwiek przekonać, ale to nie oznacza, że od razu Harry musi do niego pałać miłością. Podczas śniadanie Ron i Hermiona niechętnie odpowiadali na cokolwiek co mówił do nich Harry. Wiedział, że byli na niego zdenerwowani, ponieważ nie powiedział im o tym wcześniej. Szkoda, że nie dali sobie powiedzieć, że on sam dowiedział się kilka godzin przed samą ceremonią. Po zjedzonym śniadaniu Harry wrócił do lochów gdzie usiadł na kanapie. Miał dobre pół godziny zanim miała rozpocząć się pierwsza lekcja, którą miała być transmutacja. Chłopak nie wiedział na co to wszystko powiedziała opiekunka jego domu. Zapewne ona także dowiedziała się o wiele wcześniej niż wszyscy inni.

Po wyjściu z Wielkiej Sali Severus od razu skierował się do swojej klasy, w której pierwszą lekcją miała być Obrona Przed Czarną Magią z szóstym rokiem. Cieszył się jednak, że byli to Puchoni i Krukoni, ponieważ nie wiedział czy dałby radę przeżyć pierwszą lekcję tego, jakże cudownego poranka ze Ślizgonami i Gryfonami. Przedstawił szóstoklasistom nowe zasady, które miały panować na jego lekcjach i zaczął prowadzić lekcję o zaklęciach niewerbalnych, które w czarowaniu są najważniejsze. Wiedział, że taką samą lekcję będzie musiał dzisiaj przeprowadzić taką samą lekcję, ale ze Slytherinem i Gryffindorem, wiedział że będzie o wiele trudniej, więc gdy kilka godzin pomieszał ich w pary wiedział, że to nie skończy się najlepiej. Chcąc zachować jakiekolwiek pozory, że nadal jest tym samym Snape'm połączył między innymi Malfoya z Harry'm, a Granger z Parkinson. Już wtedy zdawał sobie sprawę, że wydarzy się coś złego.

- Dobrze, więc teraz macie poćwiczyć zaklęcia niewerbalne. Możecie rzucać jedynie zaklęcia ochronne. Za każde nawet wyszeptane zaklęcie wasz utraci piętnaście punktów - powiedział i machnął ręką na znak, że mogą zaczynać

. On sam oparł się o swoje biurko, które stało kilka metrów od "walczących" uczniów. Długo nie musiał czekać na spór między nimi. Wiedział, że to będzie z Harrym. Malfoy posłał biały strumień światła. Snape niemal od razu rozpoznał ten kolor. Na początku trochę go sparaliżowało, ale po kilku sekundach jeden ruch różdżki wystarczył, żeby Malfoy leżał na drugiej stronie sali. Nie chciał w końcu, aby jego małżonek został ugodzony zaklęciem, które on sam stworzył kilkanaście lat wcześniej. Sectumsempra była paskudną klątwą i tylko niektórzy znali ją, a jeszcze mniej osób znało zaklęcie leczące na nią.

Cała klasa spojrzała na swojego profesora. Wszyscy jakby nie dowierzając co właśnie się stało. Snape także nie wiedział dlaczego uratował go, ale wtedy przypomniał sobie to co obiecał Lily i temu cholernemu Dumbledor'owi. Wiedział, że jeszcze tego wieczora, a co najwyżej kolejnego dnia dostanie list od Lucjusza, dlaczego tak potraktował jego syna. Snape podszedł do Malfoya i szturchnął go w ramię. Chłopak obudził się po chwili mrużąc oczy.

- Zaklęcie Pottera trochę zbyt mocno Cię potraktowało, ale nic Ci nie jest - powiedział i szarpnięciem ręki przywrócił chłopaka do pionu, a sam wytarł ręce w spodnie.  Spojrzał ponownie na klasę i machnął ręką, aby znów wrócili do swojego zajęcia.

Po lekcji Harry został w sali Obrony Przed Czarną Magią, by porozmawiać ze swoim małżonkiem. Był wdzięczny za pomoc, choć sam nie wiedział na czym polegało zaklęcie.

- Dziękuję za pomoc, ale czy mógłby profesor mi powiedzieć co stało by się gdyby nie odrzuciło Malfoya? - zapytał i poprawił swoje włosy, które były już trochę przydługie i wpadały mu już prawie do oczu.

- Była to klątwa tnąca. I nie ma za co, w końcu jesteśmy małżeństwem - słowo  małżeństwo wypowiedział, w taki sposób jak większość kobiet mówi o pająkach. Harry pokiwał jedynie głową. Nie musiał śpieszyć się, ponieważ była to już jego ostatnia lekcja.

- Wydaje mi się, że to pana ostatnia lekcja, moja też i pomyślałem, że może... może wrócimy razem do komnat - zapytał, a Snape właśnie w tym momencie spojrzał na Pottera i zmarszczył brwi. Nie mógł w to uwierzyć, sławny Harry Potter wpadł w zakłopotanie.

Parsknął śmiechem i schował ostatnią kartkę do szafki w biurku, pokiwał jednak głową i wskazał chłopakowi ręką drzwi, mając nadzieję, że zrozumie o co chodzi Mistrzowi Eliksirów.

Po kilku minutach byli już w salonie, a w kominku płonął spokojny ogień. Harry usiadł na kanapie, a Snape zajął miejsce na fotelu. Przez dłuższą chwilę siedzieli w ciszy, ale Severus postanowił przerwać tą niezręczną siłę.

-  Wiesz o tym, że prawdopodobnie przez Ciebie będę miał małe problemy? Malfoy zapewne przypomni sobie, że to ja go odrzuciłem i poleci do ojca na skargę, a uwierz mi, że Lucjusz tego nie zostawi, szczególnie, że domyśli się, że chciałem Cię bronić - powiedział ciągle wpatrzony w ogień.

- Oh, nie wiedziałem, przepraszam - mruknął i spuścił głowę. Skąd miał wiedzieć, że Snape postanowi go bronić? Nie wiedział, nawet co to było za zaklęcie. Spodziewał się zwykłego zaklęcia obronnego, a nie jakiejś cholernej czarnej magii, ale w końcu czego miał się spodziewać po Malfoy'u. Każdy wiedział, że jego ojciec był śmierciożercą, on zapewne także poszedł w jego ślady.

Obiad postanowili zjeść w ich kwaterach, ponieważ byli już spóźnieni, a przyjść nawet po połowie obiadu było po prostu bez sensu, tak też zjedli w swoim towarzystwie, którego jeszcze kilka dni temu żaden z nich by nie zniósł.


W Ogniu Miłości | w trakcie poprawyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz