Rozdział 17

518 58 7
                                    

          Walkiria nie lubiła przesiadywać w pałacu i w jego pobliżu, w ciągu długich lat spędzonych na Sakaar odzwyczaiła się od dworskich klimatów, zrobiła wyjątek ze względu na ważne zebranie dotyczące ich przyszłości, a co za tym idzie, jej samej. Spotkanie zakończyło się dosyć szybko i gwałtowne i skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie spodziewała się takiego obrotu wydarzeń. Od momentu, kiedy spotkała Lokiego na korytarzu, intuicja podpowiadała jej, że coś pójdzie nie tak. A jej intuicja prawie nigdy nie zawodzi. Wychodząc na dziedziniec przypadkiem dostrzegła Thora, a raczej tył jego głowy, który oddalał się pospiesznie w stronę hangarów. Westchnęła głęboko i niewiele myśląc podeszła do najbliższego straganu, by kupić butelkę samogonu od Wakandyjskiego staruszka, po czym ruszyła w ślad za przyjacielem. Życie nauczyło ją, że tego typu spraw nie omawia się na trzeźwo.

          Znalazła go na tyłach największego hangaru, siedział na jednej ze skrzyń, w których prawdopodobnie trzymano zużyte części.

- Hej, znajdzie się dla mnie trochę miejsca? - zagadnęła przyjaźnie.

Thor podniósł głowę, miał zmęczony wyraz twarzy.

- Walkirio, to chyba nienajlepszy moment...

- Oh daj spokój, nie przyszłam z pustymi rękoma - Walkiria pomachała dłonią, w której trzymała butelkę. - Nie pozwolisz damie pić w samotności.

Thor uśmiechnął się lekko słysząc te słowa, pokiwał głową i przesunął się robiąc miejsce obok siebie. Walkiria usiadła i zębami odkorkowała butelkę, po czym upiła spory łyk i podała ją Thorowi.

- Nie przyszłam tu, żeby cię pocieszać, ale domyślam się, że to nie jest twój najlepszy dzień, a że jesteśmy przyjaciółmi to może chciałbyś się wygadać. Jestem dobrym słuchaczem - powiedziała.

Thor patrzył jej w oczy przez kilka chwil zanim się odezwał.

- Co zrobiłabyś na moim miejscu?

Tylko tyle, jedno zdanie, jedno proste pytanie. Jednak odpowiedź nie była wcale łatwa.

- Miałam cichą nadzieję, że o to nie zapytasz - westchnęła Walkiria. - Trudno jest mi postawić się w twojej sytuacji. Nie będę cię okłamywać, stoisz przed poważnym wyborem i ja nie jestem w stanie ci pomóc.

- Stark ma rację, prawda? - syn Odyna upił łyk alkoholu. - Z Lokim nie mamy szans na Ziemi.

- Tak, ma rację. Nie powinnam cię dobijać, ale ja osobiście uważam tak samo.

- Nie mam ci tego za złe, ale...

- ... to twoja rodzina, jedyna jaka ci została i nie możesz się go pozbyć - dokończyła Walkiria.

- Nie chcę się go pozbyć.

- Rozumiem.

          Nie wiadomo czy to pod wpływem chwili, czy też był to wyraz współczucia, czy jeszcze coś innego, Walkiria wsunęła swoją dłoń w splecione dłonie przyjaciela i ścisnęła lekko ale stanowczo i pewnie.

- Na pewno coś wymyślimy, jest tyle opcji, w ostateczności możemy poszukać sobie jakiejś innej planety - mówiła wcześniej, że nie będzie go pocieszać, a właśnie to teraz robiła. Być może dlatego, że sama chciała wierzyć w swoje słowa.

Thor zaśmiał się, prawdopodobnie była to zasługa już prawie pustej butelki.

- W twoich ustach brzmi to tak prosto - powiedział z uśmiechem, podniósł jej dłoń do swoich ust i ucałował.

          Nagle oboje znieruchomeli, jakby dopiero po fakcie uświadomili sobie, że tym drobnym gestem przekroczyli pewną granicę. To Walkiria wykonała kolejny ruch, pochyliła się i przyłożyła drugą, wolną rękę do policzka Thora, by następnie złożyć na jego ustach nieśmiały pocałunek. On nie pozostał jej dłużny. Gdy po minucie, czy dwóch oderwali się od siebie, żadne z nich nie pamietało już o czym wcześniej rozmawiali.

- Wybacz - szepnęła Walkiria. - Nie wiem co mnie opętało.

          Thor tylko usmiechnął się szeroko w odpowiedzi i z błyszczącymi z podniecenia oczami pocałował ją po raz drugi. Czuł, że to jest właściwe, właśnie tego mu brakowało. W tej chwili czuł jak ogarnia go błogość i spokój, chciał, żeby to trwało wiecznie. 

God of lost hopesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz