Rozdział 12

664 73 18
                                    

    Tony cały dzień kręcił się po budynku i najbliższej okolicy, po rozmowie z Bannerem chciał jak najszybciej dowiedzieć się co ukrywa Loki, ale nigdzie nie mógł go znaleźć. W końcu, gdy zaczęło się ściemniać, wyszedł z pałacu i ruszył w stronę karczmy, gdzie kazał mu czekać Psotnik. Stark był wściekły na siebie za to, że robi dokładnie to, co tamten zaplanował, nie lubił się podporządkowywać, wolał żeby to inni działali na jego zasadach. Nie mógł jednak powstrzymać ciekawości, chociaż podejrzewał, że to może być pułapka i tylko wpakuje się w kłopoty. Przed wyjściem dokładnie sprawdził swoją zbroję, by w razie konieczności mógł ją natychmiast przywołać. Droga pod wyznaczone miejsce strasznie mu się dłużyła, mógł co prawda wziąć jeden z pojazdów strażników, lub polecieć we własnym pancerzu, ale to wywołałoby zbyt wiele pytań. Czuł, że powinien zachować w tajemnicy spotkanie z Lokim, przynajmniej na razie.

     Wreszcie zatrzymał się nieopodal wejścia do pubu. Wokół kręciło się mnóstwo ludzi, ale Tony nigdzie nie zauważył Lokiego, a znalezienie go nie powinno być trudne, biorąc pod uwagę to, że wszyscy tutaj byli czarnoskórzy. Rozglądał się uważnie, nadal nie mogąc dojrzeć bladej twarzy z kruczoczarnymi włosami.

- Czekasz na kogoś? – Starka zaczepiła młoda Wakandyjka, mówiła po angielsku z charakterystycznym akcentem, takim samym jak u T'Challi i Okoye.

- Zwiedzam okolicę – odrzekł Stark.

    Dziewczyna była bardzo ładna, miała długie włosy zaplecione w cienkie warkoczyki, a jej dolną wargę zdobił kolczyk. Poza tym promiennie się uśmiechała i gdyby myśli Tony'ego nie były zajęte bogiem wszystkiego co najgorsze, to odpowiedziałby równie szerokim uśmiechem, a potem pewnie zaprosił na drinka.

- Zwiedzasz tu okolicę już od dobrych dziesięciu minut. Chętnie pokażę ci inne, równie ciekawe miejsca.

    Stark uważniej przyjrzał się dziewczynie, wciąż uśmiechała się przyjaźnie i wyglądało na to, że szczerze proponuje wspólny spacer. Było w niej coś, co go do niej przyciągało, może to ta bijąca od niej pewność siebie, a może śliczna buzia i czarujący uśmiech. W każdym razie coś sprawiło, że Tony dał się wciągnąć w rozmowę.

- Przepraszam za maniery, nazywam się... - wyciągnął rękę i już chciał się przedstawić, ale nieznajoma mu przerwała.

- Tony Stark – powiedziała dźwięcznym głosem. – Iron Man. Wszyscy wiedzą kim jesteś.

- Ale ja nie wiem kim jesteś ty – Stark miał już gotową odpowiedź, w jego oczach błyszczały figlarne iskierki.

Nieznajoma piękność jednak nie odpowiedziała, odwróciła na moment głowę w stronę zniżającego się słońca, a gdy ponownie spojrzała na Tony'ego oznajmiła:

- Wygląda na to, że osoba na którą czekasz już nie przyjdzie, zamierzasz więc stać tutaj sam, czy może wolisz mi towarzyszyć?

    Po tych słowach uśmiechnęła się jeszcze ostatni raz i nie oglądając się za siebie ruszyła lekkim krokiem w stronę mało uczęszczanej uliczki.

     Tony był zaskoczony tym, jak zareagowała dziewczyna, a jeszcze bardziej tym, jak szybko udało jej się go zaintrygować i okręcić sobie wokół palca. Bił się przez chwilę z myślami, przecież przyszedł tu w konkretnej sprawie, cały dzień nie dawało mu spokoju to, co zasugerował Banner, że Loki ma tajemnicę, o której nikomu nie mówił; ale z drugiej strony czekał już dość długo, a Loki się nie pojawiał, może wcale nie zamierzał, może tylko obserwował go z ukrycia tak, jak poprzedniego wieczoru i czekał na okazję, żeby się pośmiać.

    A pieprzyć to.

    Ruszył za dziewczyną z warkoczykami, zanim zdążyła zniknąć mu z oczu. Nie próbował jej dogonić, była już spory kawałek przed nim, a nie chciał wyglądać na desperata, który ugania się za ślicznotką. Szedł niespiesznie po jej śladach i nie odrywał wzroku od jej pleców i ciemnobrązowych włosów, szedł tak długo, aż zostawił w tyle ostatnie domy i pola. Dziewczyna w końcu zatrzymała się tuż obok wysokiego drzewa, nie odwróciła się nawet, żeby sprawdzić czy Stark tam jest. Tony powoli podszedł, stanął obok niej i spojrzał w tym samym kierunku. Jego oczom ukazał się przepiękny widok, okazało się że stali na brzegu urwiska, pod ich stopami rozciągała się rozległa dolina porośnięta lasami, a przez sam środek płynęła rzeka, która miejscami poszerzała się tworząc liczne jeziora. Już sam krajobraz zapierał dech w piersi, a całości dopełniało złoto-czerwone światło słońca, które już prawie całkowicie zniknęło za horyzontem.

- Całkiem ładny widok, prawda? – Czarnoskóra piękność nie patrzyła przed siebie, tylko na Starka, tak jakby jego reakcja była ciekawszym zjawiskiem.

- Wow. Niesamowity.

    Tony patrzył dopóki nie zgasł ostatni promień słońca i tym samym pogrążył ich w całkowitej ciemności.

- Więc to takie macie rozrywki, poza balowaniem do białego rana – powiedział w kierunku, w którym mniej więcej powinna się znajdować twarz jego nowej znajomej.

- Byłam ciekawa, czy piękno natury potrafi wprawić w zachwyt człowieka, który większość swojego życia spędza w warsztacie.

    Powoli wzrok Tony'ego przyzwyczajał się do słabego blasku księżyca, widział, że dziewczyna stoi bardzo blisko niego i nadal się uśmiecha, tym razem tajemniczo i nieco figlarnie, jakby grali w jakąś grę i tylko ona znała zasady.

- Nadal nie wiem jak masz na imię – stwierdził Stark.

- A czy to ważne?

- Nie wiem, jak mam się do ciebie zwracać.

- Wielu rzeczy nie wiesz Tony Starku – mówiąc to nieznajoma przysunęła się jeszcze bliżej i położyła dłoń na ramieniu Tony'ego.

- Wiem też całkiem sporo. Nie bez powodu Newsweek okrzyknął mnie geniuszem i wizjonerem.

- Czyżbyś próbował mi zaimponować? – Tony poczuł jak dłoń dziewczyny przesuwa się w górę jego ramienia, zatrzymuje na chwilę przy szyi, po czym delikatnie dotyka jego policzka.

- Nigdy nie marnuję okazji, żeby się pochwalić – odpowiedział nieco zniżonym głosem zatapiając się w zielonych oczach swojej towarzyszki.

    Następne co poczuł, to usta dziewczyny na swoich własnych.

God of lost hopesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz