Rozdział 20

554 63 6
                                    

- Skąd to masz?

Stark patrzył oniemiały na przedmiot znajdujący się w dłoni Lokiego. Nie śmiał nawet odwrócić wzroku, chociaż jego blask jednocześnie go fascynował i przerażał.

- Zanim cokolwiek ci wyjaśnię, musisz przyrzec, że mi pomożesz.

Stark zmusił się do tego, żeby na chwilę oderwać wzrok od Tesseractu i spojrzeć Lokiemu w oczy, ale tylko na chwilę, ponieważ błękitne światło przyciągało go do siebie niczym magnes. Jak mógł odmówić? Jak miał to zrobić, kiedy nie potrafił nawet przestać patrzeć?

- Nadal nie wiem, jak miałbym ci pomóc - powiedział w końcu zauważalnie zrezygnowanym tonem.

- Sam jeszcze nie do końca wiem, co zrobić, ale wiem też, że ten oto artefakt daje wiele możliwości, otwiera wiele dróg, być może jedną z nich jest szansa na odkupienie moich win i tym samym podarowanie mojemu bratu szansy na obudowanie domu.

Loki brzmiał niezwykle poważnie, Tony już sam nie był pewien, czy to tylko gra, czy zwykła szczerość. Z nim nigdy nie było wiadomo na czym się stoi. Z jednej strony rozum podpowiadał mu, że nie powinien wchodzić z Lokim w absolutnie żadne konszachty, to jakby sprzedać diabłu duszę! Z drugiej jednak strony wiedział, że decyzję podjął już w momencie, w którym ujrzał Tesseract.

- Zgoda - powiedział Stark.

***

- Zgoda - usłyszał Loki.

Zdał sobie sprawę z tego, że od jakiegoś czasu trzymał w płucach powietrze, które wypuścił z cichym świstem dopiero, kiedy usłyszał to słowo. Udało się? Tony Stark ponownie zaskoczył go swoją reakcją. Spodziewał się wszystkiego, buntu, gróźb, ale nie tego, że przystanie na jego propozycję od razu.

Loki szybko otrząsnął się ze zdumienia i powrócił do swojej typowej postawy.

- Świetnie! - odwrócił się plecami do Starka, demonstrując tym samym, że nie czuje przed nim strachu, podszedł do łóżka i usiadł na nim miękko obok siebie kładąc Tesseract. - Teraz mogę odpowiedzieć na twoje pytania.

Stark powoli i z czujnością zbliżył się do niego, po czym opadł na posłanie tuż obok. Między nimi leżał sześcian oświetlający ich twarze bladym blaskiem. Stark nie odrywał od niego wzroku.

- Bezpieczne jest zetknięcie go z inną materią? - zapytał, a w jego głosie dźwięczała ciekawość. - Pamiętam, jak ojciec opowiadał mi, że Tesseract wypalił dziurę w dnie samolotu, którym rozbił się Rogers w czasach II Wojny Światowej.

- To zależy. W tej chwili nie jest aktywowany, i nie był już od dawna, ostatnie lata przeleżał w skarbcu Wszechojca pokrywając się kurzem - odparł Loki bacznie przyglądając się swojemu rozmówcy. - Jest uśpiony.

- Stamtąd go zabrałeś? Jak to się stało?

- Tuż przed końcem bitwy o Asgard poszedłem do skarbca, by zabrać z niego koronę Surtura i wrzucić ją do wiecznego ognia. Po drodze natknąłem się na Tesseract, więc go wziąłem, cóż miało mnie powstrzymać, wkrótce potem wszystko obróciło się w proch.

Teraz to Loki spuścił swój wzrok, a Stark patrzył wprost na niego zaintrygowany. Ile ten człowiek zdołał odczytać z jego słów? Czy udało mu się wychwycić ból, jaki Loki odczuwał wspominając zagładę Asgardu, swojego domu? Sam postarał się jak najszybciej zdusić w sobie to uczucie i wkrótce podniósł głowę, a na jego twarzy pojawił się uśmiech, tak dobrze wszystkim znany jego znak rozpoznawczy.

- Wróćmy do konkretów - mówiąc to Loki opadł w tył na łóżko i założył ręce za głową. - Pomyślałem, że wasi Ziemscy władcy będą zainteresowani wzięciem w swoje posiadanie tak wielkiego źródła energii, a ja mogę im to zapewnić. Z kolei ciebie potrzebuję do tego, abyś był moim pośrednikiem i dopilnował, aby wszystko poszło zgodnie z planem.

Usłyszał jak Stark ledwo słyszalnie parsknął pod nosem.

- To nie takie proste jak myślisz. Nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale wśród ludzi też można spotkać potwory. Skąd będziesz miał pewność, że nie oddajesz Tesseractu w niepowołane ręce?

- Od tego właśnie mam ciebie - Loki spojrzał na Starka spod półprzymkniętych powiek i zalotnie się uśmiechnął. Tamten zmarszczył tylko brwi podenerwowany i powrócił wzrokiem do sześcianu, który tak go fascynował. Podniósł swoją prawą rękę z wyraźnym zamiarem dotknięcia bryły.

- Nie! - Loki gwałtownie usiadł i złapał go za nadgarstek, zanim ten zdążył wykonać ostatni ruch. - Uwierz mi, lepiej go nie dotykaj, dla własnego dobra. Jesteś żywą istotą, natychmiast byś go aktywował.

- Ty możesz go dotykać.

- Ja nie jestem zwykłym człowiekiem. Mam w sobie dość siły, by się mu oprzeć. Za to ty... ty zostałbyś naznaczony, ukarany, a w najgorszym przypadku unicestwiony.

- Tak się o mnie troszczysz? - powiedział Stark wpatrując się w dłoń, która wciąż trzymała jego rękę.

Loki natychmiast go puścił.

- Nie troszczę się o ciebie. Jesteś mi potrzebny, to wszystko.

Chwycił Tesseract, który gdy tylko znalazł się w jego dłoniach, zniknął, jakby rozpłynął się w powietrzu.

- Wystarczy na dzisiaj - powiedział Loki wstając i rozprostowując nogi. - Przemyśl to wszystko. Daję ci tyle czasu, ile potrzebujesz, jednak nie zwlekaj zbyt długo.

Po tych słowach Loki pokonał odległość jaka dzieliła go do drzwi, otworzył je i już miał wyjść zamykając je za sobą, ale w ostatniej chwili przystanął i spojrzał za siebie na Starka.

- I nawet nie myśl o tym, żeby komuś mnie wydać, bo gdy tylko się o tym dowiem, zniknę na zawsze, a wraz ze mną to, czego tak bardzo pragniesz.




God of lost hopesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz