Rozdział 2

399 45 1
                                    

3 września 2018

Patrzę z obrzydzeniem na jedzenie, które jakiś czas temu przyniósł mój porywacz. Nie zamierzam tykać niczego, co on mi daje, nawet jeżeli mój żołądek będzie nadal błagać o jakiekolwiek pożywienie.

Wstaję z zimnej i brudnej podłogi, aby przenieść się na równie wygodne łóżko. Przykrywam się kołdrą, po czym zamykam oczy, próbując znaleźć się myślami gdzieś indziej.

***

9 września 2017

W kinie ze Stefanią umówiłyśmy się na dwunastą. Rano zdążyłam jeszcze zjeść urodzinowe śniadanko z moimi rodzicami i odpakować prezent od nich. Jak się później okazało, nie tylko od nich.

— Dlaczego osobiście nie mógł mi tego przekazać? — spytałam, trochę zawiedziona faktem, że mój brat, nawet w moje osiemnaste urodziny, nie mógł wrócić do domu. Przesłał jedynie paczkę, w której znajdował się ładnie opakowany prezent dla mnie.

Spojrzałam na rodziców, którzy jak zawsze w sytuacji, gdy pytałam o Darka, nie wiedzieli, co powiedzieć. W końcu sami mieli marny z nim kontakt, a ja wymagałam od nich, aby wytłumaczyli mi skomplikowany charakter własnego syna.

— Nieważne. Jak będziecie z nim znowu rozmawiać, to przekażcie, że bardzo dziękuje — mruknęłam, po czym odłożyłam prezent na bok. Nie chciałam psuć sobie humoru, rozmyślając o moim nielogicznym i anty rodzinnym bracie.

— Nadia...

— Daj spokój, mamo. To moje urodziny i nie mam ochoty zaprzątać sobie nim głowy. — Uśmiechnęłam się w miarę szczerze i szeroko. — No! Lepiej pokażcie mi, co wy macie dla swojej solenizantki!

***

3 września 2018

Przewracam się na drugi bok, gdy czuję, jak sprężyny starego materaca trochę za bardzo wbijają mi się w żebra. Krzywię się, gdy mój żołądek po raz kolejny zaczyna domagać się pożywienia. Ponownie spoglądam na tacę z jedzeniem, ale i tym razem nie mam zamiaru nawet tknąć tego, co ten porąbany psychopata porywacz mi zostawił.

Układam się w miarę możliwości wygodnie na „łóżku" i zamykam oczy, próbując zasnąć, choć na chwilkę.

***

9 września 2017, 12:05

Stefania jak zwykle się spóźniała. Ta dziewczyna nigdy nie potrafiła być na czas i zaczynam się obawiać, że nawet na swój własny ślub się spóźni.

Westchnęłam, odblokowując telefon. Stef właśnie dała znać, że będzie za pięć minut.

– Ja już znam to jej pięć minut – mruknęłam sama do siebie. Zaczęłam jej odpisywać, wstając ze swojego miejsca, aby iść kupić bilety. Nie zdążyłam opuścić dobrze swojego stolika, gdy poczułam, jak coś mokrego ląduje na moich plecach i prawym boku.

– O Boże, przepraszam Panią bardzo! – odezwał się zza mnie męski głos. Zmarszczyłam brwi, a gdy zorientowałam się, że posiadacz tego głosu wylał na mnie szklankę soku pomarańczowego, nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać.

– O matko – sapnęłam, patrząc na wielkie pomarańczowe plamy na moim jasnym podkoszulku. Zorientowałam się także, że nagle wszyscy w kawiarni, w której siedziałam, zamilkli i zwrócili na mnie i sprawcę całego zdarzenia wzrok. Spojrzałam na winowajcę i na dosłownie sekundę zatopiłam się w błękicie jego spojrzenia.

— Proszę pani? — Zamrugałam szybko powiekami, orientując się, że facet mówił cos do mnie dobrą chwilę, a ja widocznie musiałam gdzieś odlecieć.

I to wcale nie dlatego, że aż mnie ścięło z nóg na jego widok, bo facet wyglądał jak z okładki jakiegoś kolorowego magazynu dla kobiet!

— Hm? — Sama sobie pogratulowałam tej jakże elokwentnej odpowiedzi. Nieznajomy uśmiechnął się rozbawiony, a mi prawie serce stanęło. O Boże, jaki on ma nieziemski uśmiech!

— Pytałem, czy mogę jakoś pani zrekompensować moją niezdarność?

— Eee... — Nagle jakby zabrakło mi śliny w ustach. Odchrząknęłam, ciesząc się, że większość ludzi w kawiarni, wróciła do swoich spraw i przestała zwracać na nas uwagę. — Tak, to znaczy... nie będę od pana wyciągała dziesięciu złotych za bluzkę, bez przesady. — Nie za bardzo wiedziałam, co mam powiedzieć. Nigdy nie byłam osobą, która robiłaby problemy z czystego przypadku, czegoś, na co ludzie nie mieli wpływu. Przecież ten facet nie wylał na mnie tego soku specjalnie, prawda?

Nigdy nie byłam także osobą nieśmiałą. Jasne, nie byłam może duszą towarzystwa, ale nawet w obecności chłopaków, którzy mi się podobali, pozostawałam pewna siebie i zabawną Nadią. Więc co on miał w sobie takiego, że aż zapomniałam języka w buzi?

To pewnie przez te oczy.

Starłam się, naprawdę starałam się nie patrzeć na jego usta, gdy tak seksownie zagryzał wargę, ale to było silniejsze ode mnie!

— Jestem Filip. — Przedstawił się, chwytając za moją dłoń, żeby pocałować jej wierzch, cały czas nie spuszczając ze mnie wzroku.

Omamojestemtwoja.

— Uhh, Nadia. — Również się przedstawiłam, ciesząc się, że udało mi się to zrobić bez zająknięcia się.

— Może w ramach rekompensaty zaproszę cię na kawę i ciastko? — Uniósł brew. — Albo do kina?

Chyba jestem w niebie, a on jest moim aniołem.

— Uhm, bardzo chętnie. — Uśmiechnęłam się szeroko, mając nadzieję, że nie wyglądam, jak chora psychicznie.

Filip wyciągnął telefon z kieszeni spodni, odblokował go, po czym mi go podał.

— Zapisz mi swój numer — poprosił, tak pięknie się przy tym uśmiechając, że nie byłam, w stanie mu odmówić. — Zadzwonię do ciebie — obiecał, gdy oddałam mu jego własność.

— O-okej. — Och, jasne. W końcu musiałam się zająknąć!

Chłopak przyjrzał mi się uważnie, po czym ściągnął z siebie czarną bluzę i, ku mojemu zdziwieniu, zarzucił mi ja na ramiona.

— Żebyś nie musiała chodzić z wielką pomarańczową plamą na bluzce — wyjaśnił, ostatni raz błyskając uśmiechem, po czym wyszedł z kawiarni, machając mi jeszcze na pożegnanie.

Gdy udało mi się uspokoić oddech i szybkie bicie serca, ruszyłam do kina, które znajdowało się naprzeciwko kawiarni. Jak się okazało, w środku czekała na mnie Stefania.

— Cześć! — Uśmiechnęła się na mój widok, po czym pocałowała w policzek. — Długo musiałam na ciebie czekać. O fajna bluza. Nowa?

Nic nie mogłam na to poradzić, że na mojej twarzy znowu pojawił się uśmiech i delikatne rumieńce...

Jeden rok (Zakończone) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz