Rozdział 4

310 41 0
                                    

16 września 2017 (sobota)

Gdy dzień po randce z Filipem obudziłam się, na mojej twarzy od razu zagościł uśmiech. Przed oczami miałam obrazy z wczorajszego wyjścia, które powodowały, że w moim brzuchu pojawiał się przyjemny uścisk. Czy to te słynne „motylki w brzuchu", o których mowa w każdym romansie, który kiedykolwiek czytałam?

Filip okazał się dokładnie takim chłopakiem, o jakim marzyłam przez swoje całe osiemnastoletnie życie. Czyżby los postanowił mi zrobić prezent na urodziny, stawiając go tydzień temu na mojej drodze?

— Dzień dobry — zaćwierkałam do rodziców, gdy, nadal będąc w piżamie, weszłam do kuchni.

— Dzień dobry — odparła moja mama, dziwnie mi się przyglądając. — Dobrze spałaś?

— Znakomicie. — Uśmiechnęłam się szeroko, biorąc się za jedzenie.

To zabawne, jak jeden wieczór spędzony z, praktycznie obcym, chłopakiem, może wpłynąć na humor i sprawiać, że jest on tak dobry już z samego rana.

— Smacznego — rzuciłam, nadal cała w skowronkach, smarując tost dżemem.

— Smacznego — odpowiedzieli chórem moi rodzice.

Reszta śniadania minęła nam w milczeniu. Tylko ja ciągle coś nuciłam pod nosem, nie mogąc pozbyć się uśmiechu z buzi.

***

Wieczorem tego samego dni, gdy odrobiłam już większość lekcji i wykonałam swoje obowiązki domowe, zaczęłam rozmawiać z Filipem na Facebooku. Chłopak dopiero wrócił z pracy, przez co, oprócz porannej wiadomości „Dzień dobry", przez cały dzień nie mieliśmy kontaktu.

Po piętnastu minutach nasza rozmowa została przerwana przez mój dzwoniący telefon.

Uniosłam w niedowierzaniu brwi, gdy zobaczyłam na ekranie imię swojego brata.

— Czyżby mój braciszek znalazł wreszcie czas, żeby ze mną porozmawiać? — zakpiłam lekko do telefonu, uprzednio odbierając połączenie.

Usłyszałam śmiech Darka po drugiej stronie.

— Wybacz. Kiepski ze mnie starszy brat.

— Z grzeczności nie zaprzeczę — mruknęłam, kładąc się płasko na łóżku.

— Chciałem ci złożyć życzenia osobiście, ale niestety nie dałem rady wrócić.

— Zdążyłam zauważyć.

— Musisz być taka opryskliwa? — rzucił z lekką pretensją w głosie. Wzruszyłam ramionami, wiedząc, że nie może tego zauważyć, po czym uniosłam lekko kąciki ust. Może i byłam na niego zła, że tak bardzo ma w dupie, ale nie mogłam nic poradzić na to, że cieszyłam się a każdym razem, gdy do mnie dzwonił.

— Chciałem tylko życzyć ci wszystkiego, co najlepsze, spełnienia marzeń, zdanej matury i dobrze wybranych studiów. Mam nadzieje, że mój prezent ci się spodobał.

— Najlepszym prezentem byłby dla mnie twój przyjazd tutaj — wymamrotałam, odwracając się na bok. — Tęsknię za tobą.

Usłyszałam jakiś szmer po drugiej stronie i głośne westchnięcie Darka.

— Ja za tobą też, kaczuszko.

Wydęłam niezadowolona dolną wargę.

— Nie nazywaj mnie tak, zgredzie!

Darek zaśmiał się głośno.

— Oczywiście, kaczuszko.

— Ugh, nienawidzę cię.

— Co tam w ogóle u ciebie? Dzieje się coś, czy to, co zwykle? — zmienił temat. Zagryzłam wargę, zastanawiając się, czy powiedzieć mu o Filipie. Mój brat zawsze był trochę nadopiekuńczy i chyba nie byłby zadowolony, że spotykam się z prawie obcym mi chłopakiem.

— Po staremu — odparłam, czując się źle, że okłamałam własnego dobra. Cóż, robiłam to dla jego zdrowia. Gdyby się dowiedział, o moim (jeszcze nie) chłopaku, popadłby chyba w jakąś depresję, przez to, że nie mógłby przyjechać i osobiście sprawdzić Filipa. Bo przecież ma tak dużo pracy!

— Nudne życie, nudnej nastolatki, hę?

— A żebyś wiedział.

***

5 września 2018

Budzę się, gdy drzwi do „mojego" pokoju ponownie się otwierają. Nie zdążam zrobić czegokolwiek, gdy zostaje brutalnie poderwana za ramię do góry, a następnie wyciągnięta z pokoju.

Szatyn, który wcześniej przynosił mi jedzenie, ciągnie mnie jasnym korytarzem, którego ściany pokrywa jasne drewno w kompletnie nieznanym mi kierunku.

— Ała! — krzyczę, gdy uścisk jego dłoni na moim ramieniu zwiększa się. Stajemy przed jakimiś drzwiami, które mężczyzna otwiera, a następnie, tak po prostu, wrzuca mnie do środka obcego mi pomieszczenia i zatrzaskuje za sobą drzwi.

Dziwię się, gdy okazuje się, że zostałam tak brutalnie wepchnięta do przestronnej, całkiem ładnie urządzonej sypialni. Na środku pomieszczenia znajduje się dwuosobowe łóżko pełne poduszek, a naprzeciwko na komodzie stoi telewizor z DVD i różnymi płytami.

Unoszę brwi w zdziwieniu, bo o ile spodziewałam się wszystkiego, to na pewnie nie tak ładnej i luksusowej sypialni. Zwłaszcza po tym, jak przez parę dni trzymali mnie w tej ruderze, którego nawet pokojem nazwać nie można.

Widząc duże okna, które rozświetlają całą sypialnię, podchodzę do nich i wyglądam na zewnątrz. W końcu może dowiem się, gdzie mnie wywieźli.

Wzdycham, widząc rozciągający się przede mną las. Nic więcej. Tylko las.

Sięgam po klamkę od okna, aby otworzyć je i wychylić się, żeby zobaczyć cos więcej wokół miejsca, w którym mnie zamknięto, ale nie natrafiam na żaden uchwyt. Jak się okazuje – okna są całkowicie pozbawione klamek. Po prostu świetnie!

Kolejny raz wzdycham, kompletnie załamana swoim położeniem. Odwracam się plecami do okna i zjeżdżam na ziemie, podkulając nogi do klatki piersiowej. Nic nie mogę na to poradzić, że po moim policzku spływa pojedyncza łza, a za nią parę kolejnych. Aż w końcu zaczynam po prostu płakać, wyrzucając z siebie wszystkie emocje ostatnich dni.

Jeden rok (Zakończone) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz