Rozdział 16

241 33 3
                                    

Szczęśliwego dnia dziecka!

10 września 2018

Perspektywa Alana:

Zerkam ostatni raz na Nadię, której dopiero co udało się zasnąć, po czym zamykam drzwi do jej pokoju. Kieruję się na dół do kuchni, gdzie robię sobie kawę i śniadanie.

To była ciężka noc. Nadia przez parę godzin nie mogła się uspokoić i puścić mnie, chociaż na sekundę. Nie wiem, co się stało, ale coś widocznie musiało ją bardzo przestraszyć. Aż żałowałem, że akurat wczoraj Darek i Igor musieli wyjechać do miasta. Nie jestem zbyt dobry w pocieszaniu, tym bardziej kobiet.

Wzdycham, wkładając pusty kubek po kawie do zlewu. Rozglądam się po kuchni, zastanawiając się, czym mam się zająć, zanim nie przyjdą chłopcy. W końcu decyduję się ogarnąć trochę salon, który wygląda, jakby przeszło po nim tornado. Przez ostatni dni, gdy mieszkaliśmy tutaj w dwójkę, nie mieliśmy głowy do porządków. Dopiero gdy dołączył do nas Darek, uświadomił nam, w jakim syfie żyjemy. A że ma dzisiaj przywieźć ze sobą gościa, lepiej trochę posprzątam.

Naprawdę nie rozumiem, jakim cudem udało się Darkowi namówić mnie do pomocy. Nie potrzebowałem kolejnych kłopotów, wystarczyły mi moje własne, a jednak, gdy powiedział mi, o co chodzi, nie mogłem odmówić. Nie znoszę typów pokroju Filipa, który aż za bardzo przypominał mi mojego ojca.

Po godzinie salon niemal lśnił, a ja byłem z siebie niesamowicie dumny. Nie lubiłem sprzątać, ale miło było patrzeć na efekty swojej pracy.

Odwracam się i delikatnie podskakuje wystraszony, widząc Nadię w progu salonu. Dziewczyna patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami, a ja dopiero teraz zdaję sobie sprawę z tego, że nie zamknąłem na klucz drzwi od jej pokoju. Chociaż może to i lepiej? W końcu ile miałaby jeszcze tam siedzieć? Przestała się już rzucać i wrzeszczeć na wszystkich, więc może w końcu zaczęło coś do niej docierać.

— Hej — odzywam się pierwszy, posyłając jej delikatny uśmiech. — Wyspałaś się?

Wzrusza ramionami, rozglądając się dookoła.

— Gdzie jest Darek?

— Pojechali wczoraj z Igorem załatwić parę rzeczy. Powinni być wieczorem — wyjaśniam, podchodząc bliżej niej. — Jesteś głodna?

Nadia kiwa głową, więc prowadzę ją do kuchni, gdzie wskazuje jej miejsce przy stole.

— Jak się czujesz? — pytam, włączając palnik pod patelnią. Wyciągam z lodówki dwa jajka, a do tostera wkładam jeden tost.

— W porządku. — Zerkam na nią. Bawi się dłońmi, mając spuszczoną głowę. — Przepraszam cię za to, co się stało. Nie wiem, co we mnie wstąpiło.

— Nie masz za co przepraszać. Co się tak właściwie stało? — Czekam na odpowiedź, mieszając rozbite jajka na patelni. Gdy Nadia nadal milczy, odwracam głowę w jej stronę. — Nie chcesz o tym rozmawiać? — pytam, widząc, jak Nadia nerwowo zagryza dolną wargę, patrząc wszędzie, byle nie na mnie. Kiwa głową w odpowiedzi na moje pytanie, więc nie drążę tematu.

Chwilę później kładę przed nią talerz z jajecznicą i tostem, którego posmarowałem masłem. Nalałem jej także do szklanki soku pomarańczowego, a następnie zająłem miejsce naprzeciwko niej.

Obserwuje, jak je, wprawiając ją w zawstydzenie, co potwierdzają czerwone policzki. Uśmiecham się i łapię się na tym, że naprawdę polubiłem tę małą zołzę, co jest aż dziwne, bo jeszcze parę dni temu, najchętniej odstrzeliłbym jej łeb.

Perspektywa Nadii:

Wyczekuje powrotu mojego brata, siedząc na kanapie w salonie. Dziwne jest dla mnie to, że wyszłam z pokoju, w końcu bardzo długo te cztery ściany były wszystkim, co wdziałam.

Mam straszne mieszane uczucia i ogromną potrzebę, aby porozmawiać szczerze ze swoim bratem. To, co się stało w nocy, sprawiło, że mętlik w mojej głowie tylko przybrał na sile. Już nie wiem, kto mówi prawdę, a kto nie. Kto chcę dla mnie dobrze, a kto wręcz przeciwnie.

— Zrobiłem ci herbatę. — Patrzę na Alana, który stawia kubek z parującą cieczą na stolik przede mną i uśmiecha się do mnie, siadając obok. — Chcesz o tym pogadać?

Marszczę brwi.

— O tym, co cię męczy. O tym, co się stało w nocy. Wiesz, jak się wygadasz, będzie ci lepiej.

— Nie wydaję mi się, żebyś zrozumiał...

— Możesz się zdziwić.

Przyglądam mu się chwilę, gryząc się z myślami. Nadal nie pałam do Alana jakąś specjalną sympatią. Źle mi się kojarzy, bo to głównie on przychodził do mnie przez pierwsze dni.

— Tak właściwie, to, czemu wcześniej trzymaliście mnie w tym okropnym pokoju? — zadaje pytanie, które od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie. Alan zaczyna drapać się po karku.

— Bo widzisz... trochę się pośpieszyliśmy z zabraniem ciebie tutaj. Twój pokój nie był jeszcze na tyle gotowy, abyś mogła tam się od razu znaleźć.

— To znaczy?

Alan uśmiecha się niepewnie.

— Po prostu musieliśmy zadbać o to, abyś z niego nie uciekła, ani nie zrobiła sobie krzywdy.

Kiwam głową, rozumiejąc, co ma na myśli. Biorę łyk herbaty, marszcząc brwi.

— Uważasz, że jestem głupia?

— Dlaczego miałbym?

— W końcu byłam z kimś, kto mnie krzywdził, prawda? — odwracam się w jego stronę i widzę zdziwienie malujące się na jego twarzy. — Czuję się strasznie dziwnie. Z jednej strony zdaję sobie sprawę z tego, że Filip robił mi krzywdę i mnie bił, ale z drugiej...

— Dalej go kochasz — dokańcza za mnie, a ja krzywię się. — Nie dziwię się. Przecież z dnia na dzień nie usuniesz go ze swojego serca.

— Szkoda, bo byłoby to znacznie prostsze.

Alan śmieje się cicho, a ja nie mogę oderwać od niego wzroku. W końcu jednak się opamiętuje i udaję, że nic się nie stało. Weź się w garść Nadia.

— Najgorsze jest to, że wiem, że gdyby stanął tu teraz i mnie przeprosił, to wpadłabym mu w ramiona — wyznaję, wstydząc się sama za siebie.

— Nie pozwoliłbym ci na to.

Ponownie patrzę na Alana i uśmiecham się lekko.

— Trzymam cię za słowo.

Jeden rok (Zakończone) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz