Ten rozdział nie powstałby, gdyby nie Kapelusznik i jego #dailyDżonny. (Wybacz, aż muszę zadedykować rozdział, bo watt nie pozwala inaczej otagować.)
O ilustrację muzyczną konkurowały dwa utwory, ale zdecydowałam się na Kłamiesz. Tekst, muzyka, wykonanie i teledysk mnie absolutnie oczarowały. W ramach wishful thinking o uwolnieniu Laury.
Czy mówiłam już, żę to mój ulubiony rozdział?
♠♠♠
Siedziałam na wąskiej kanapie, zaciskając w pięści ubłocone dłonie. Nie chciałam, by się tak trzęsły. Włosy schły, zawijając się w brudne strąki. Niewidzącym wzrokiem snułam po ścianach ciasnej kajuty, ledwo widocznych w wąskiej strużce światła wpadającej pod drzwiami. Co innego mogła zrobić porwana dziewczyna na pokładzie uprowadzonego przez bandytów statku? Starałam się zachować pozory spokoju, tak jak mnie uczyli.
Gdy Sekretarz Stanu objął urząd, on i jego najbliższa rodzina musieli przejść obowiązkowe szkolenie służb specjalnych. Trzy dni w Górach Skalistych na granicy Wyoming i Idaho mocno wbiły mi się w pamięć. Miałam tylko trzynaście lat, a Secret Service puszczało filmy o terrorystach, porywaczach i świrach, przerywane pogadankami o zachowaniu pozwalającym przeżyć w ekstremalnych sytuacjach. Z niewielkiego kompleksu rządowego na skraju parku Grand Teton wyniosłam cenną lekcję:
– Nie nawiązuj kontaktu wzrokowego. Nie odzywaj się. Współpracuj.
Doprowadziłam do perfekcji te trzy zasady, a one sprawiły, że stałam się niewidzialna. Nauczyciele nie wywoływali mnie do odpowiedzi, znajomi przestali zapraszać na imprezy, a ochroniarze tylko ślizgali się po mnie wzrokiem. Wierzyłam, że tym razem będzie tak samo. Do diabła, byłam córką Sekretarza Stanu USA. Podniesienie na mnie ręki, byłoby końcem tych bandytów. Już mieli problemy i nie chcieli ściągnąć na siebie większych. Byli zbiegami, a ucieczka ze mną na pokładzie była szaleństwem, koncentrującym na nich wszystkie siły federalne. Mat nie zaryzykowałby konfrontacji z potęgą amerykańskich służb specjalnych i z ich wymiarem sprawiedliwości. Musiałam cierpliwie czekać na ratunek i nie zwariować ze strachu. Tylko tyle.
Nie wiedziałam, jak długo tak siedziałam. Było mi zimno. Letnia sukienka nadawała się na tropikalne upały, a nie zimne noce, była mokra i ubłocona. Po omacku zaczęłam szukać czegoś do okrycia i zataczając coraz szersze kręgi, trafiłam do łazienki. Światło zapaliło się automatycznie po otwarciu drzwi. Zmrużyłam oczy, patrząc w bladą, zastygłą w przerażeniu twarz. Zbliżyłam się do lustra, nie poznając się. Sukienka rozerwana do połowy uda, brudna i zniszczona nie nadawała się do niczego. Szarpnęłam za materiał, zwinęłam go w kulkę i cisnęłam pod umywalkę. Wytrzepałam piach z włosów, a potem prowizorycznie oczyściłam, co zostało z sukienki. Nie było sensu jej prać, czysta już nie będzie, a chciałam, by wyschła. Odwiesiłam ją na lustro, zrzuciłam bieliznę i drżąc z zimna, weszłam do niewielkiej kabiny. Ciepła woda przyniosła ulgę obolałym mięśniom i zmarzniętemu ciału. Wytarłam się niewielkim ręcznikiem, wiszącym przy umywalce. Postanowiłam zostać w środku, dopóki się nie rozgrzeję, ale traciłam ciepło, znów dygocąc w samej tylko bieliźnie. Z obrzydzeniem zarzuciłam ciągle wilgotną sukienkę i objęłam się ramionami.
CZYTASZ
[Rodzina Milesh 1] Nowe rozdanie
Teen FictionMarcosa i Mata baskijski półświatek nazywał braćmi Milesh. Dwadzieścia lat temu, byli nierozłączni. Mieli tylko siebie. Mówiono, że skoczyliby za sobą w ogień. Dzisiaj już nie są obszarpanymi chłopakami z portu, dzierżą stery w mafijnym biznesie i s...