Rozdział 6.3: Wszystkie stare blizny [Monika]

326 50 86
                                    

Rozdział trochę przegadany, ale nie chciałam inaczej ukazywać życia Moniki na wyspie. Koniecznie przesłuchajcie sobie cover Big in Japan, bo Monika też czuje się tak nie na miejscu, chociaż nie wynikają z tego takie przywileje jak z bycia wysokim w Japonii :)

A jeśli doczytacie do końca, to dowiecie się, kto stoi za sukcesem Gry o tron i jaką pizzę lubi boss.

 

♠♠♠


– Co ty tu robisz?! – krzyknęłam przerażona.

Rick Milesh cisnął się w niewygodnym fotelu oświetlony bladym blaskiem świtu. Podniósł do ust butelkę, upijając łyk piwa. Zaczął uderzać paznokciem w szkło, wybijając irytujący rytm.

– Ojciec ma rację. Nie nadajesz się do tej roboty. Gdybym wszedł do jakiegokolwiek innego pokoju, miałbym już lufę przy głowie.

– I przyszedłeś tu szukać guza? – Zerknęłam na korytarz, pusto. – Wynoś się stąd! – syknęłam, modląc się, by mnie ktoś z nim nie nakrył. – Twój ojciec mnie zabije, jak nas razem zobaczy.

Polecenie Milesha było mi na rękę. Ostatnie czego chciałam, to przebywanie w towarzystwie jego rozwydrzonego synalka. Niewiele pamiętałam z nocy, gdy mnie zgwałcił. Wystarczyły mgliste urywki by go znienawidzić. Od tamtej pory widywaliśmy się przelotnie i w towarzystwie innych osób, a teraz byłam z nim sama.

– Od kiedy tak boisz się ojca? – zadrwił.

Bardziej bałam się jego niż seniora. Pusty korytarz, ciemny pokój i podpity Rick. To połączenie przywodziło na myśl zbyt wiele złych wspomnień. Teraz bym go zabiła, zanim zdołałby mnie tknąć. Rozbiłabym mu tę butelkę na głowie, a jeśli to nie ostudziłoby emocji, to wpakowałabym mu ją w gardło. Stałam przy drzwiach, trzymając spoconą dłoń na klamce. Dalej, znudź się gnębieniem mnie, czarowałam rzeczywistość. Wystraszył mnie, prawie dostałam zawału, misja wykonana, mógł pójść spać. Gdzie indziej.

– Wyjdź stąd, Milesh.

Chciałam zabrzmieć groźnie, wyszło żałośnie. Rick przechylił głowę, spojrzał na mnie, mrużąc oczy, bo pierwsze blaski wschodzącego słońca zaczęły go razić.

– Nie podoba mi się twój ton, Werner. Mam ci przypomnieć, kim jestem?

– Chamem i prostakiem! – szepnęłam po polsku.

– Możesz przestać się trząść. Dziś nie mam na ciebie ochoty.

– O, dzisiaj nie? – zadrwiłam, czując napływające do oczu łzy.

Pokręcił przecząco głową i pociągnął kolejny łyk.

– Jesteś kiepska w łóżku.

– Nienawidzę cię!

Wstał z fotela, stanął przy mnie, mierząc zimnym, pustym wzrokiem. Uderzył otwartą dłonią w drzwi. Huknęły o framugę, budząc pół piętra. Rick nachylił się nade mną. Cuchnął piwem.

– Jakbyś się nie zorientowała, idiotko, masz wypełniać moje polecenia. Moje! – Zamachnął się butelką i łyk bursztynowego płynu wylądował na mojej koszulce. Świetnie. – To jedyne za co ojciec ci płaci.

– Śmierdzisz, Milesh. – Uchyliłam się.

– Nie przywykłem powtarzać poleceń. Znajdź mi coś o Laurze.

Wrócił na fotel, kończąc pokaz siły. Było mi niedobrze od smrodu przetrawionego alkoholu i ze strachu.

– Co ona ci zrobiła, że tak jej szukasz?

[Rodzina Milesh 1] Nowe rozdanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz