Rozdział 5.1: Córeczka [Laura]

351 53 59
                                    

Farewell to the fairground, bo czemu nie zabawić się w piosenkę, której tytuł tak idealnie mi pasuje do rozdziału? Reguły zostały daleko za nami. Przedstawiam świat bez zasad. Mam wrażenie, że Mat i sytuacja, jaką stworzył, są jak kobra, zaciskająca się na szyi Laury.


♠♠♠


Podniosłam dumnie głowę. Ślizgałam się wzrokiem po zmęczonych życiem mężczyznach. Jeśli przeżyli w więzieniu to co Mat, mogli mieć dość. Współczułam im, ale nie mogłam stać się przepustką do lepszego życia dla uciekinierów. Byłam więźniem tak samo jak oni.

– Chodźmy stąd.

Kotwica dotknął moich pleców i lekko popchnął. Ruszyłam, przedzierając się przez tłum. Nie zatrzymywali mnie, ale nie zrobili przejścia. Zmusili, bym się o nich ocierała. Szłam bez strachu. Kotwica kolejny raz mnie szturchnął. Bał się linczu? Wyszliśmy z dusznej kuchni. Odetchnęłam z ulgą, przyspieszyłam kroku i prawie się przewróciłam, gdy silna dłoń zakleszczyła się na moim ramieniu.

– Nie tak szybko.

Zagryzłam zęby. Nie chciałam pokazać, że bolało. On to wiedział, ale nie zwalniał uścisku. Nigdy się tak nie zachowywał.

– Co to za historia z córeczką Mata?

Przyłożyłam dłoń do boku. Wyczułam wilgoć pod palcami. Krew? W półmroku nic nie widziałam.

– Pod celą Mat złorzeczył na brata, który dorobił się szczeniaka. On nie ma dzieci! Kim ty, u diabła, jesteś? – Potrząsnął moim ramieniem.

– Mam na imię Laura.

– A na nazwisko?

– Lipska.

Chciałam wykrzyczeć, że z Mileshami nie łączyło mnie nic, że to przedstawienie odegrałam, by przeżyć. Kotwica mógłby mnie zrozumieć. Potrzeba posiadania sojuszników kusiła, ale strach zwyciężył. W tym świecie nie mogłam nikomu zaufać. Podniosłam wzrok, patrząc marynarzowi w oczy.

Drzwi trzasnęły z impetem. Mat ruszył w naszym kierunku. Odruchowo się cofnęłam, dotknęłam ściany. Nie spodziewałam się uderzenia. Policzek zapiekł.

– Do gabinetu! – polecił i ruszył przodem.

Docisnęłam ramię do boku i powlokłam się za nim. Gdy weszłam, Mat stał przy barku. Wykorzystałam chwilę, gdy nie patrzył i dotknęłam grzbietem dłoni pulsującego policzka. Nie pomogło. Za to zauważyłam ciemną plamę krwi rysująca się na bluzie. Zrobiło mi się słabo. Docisnęłam ramię do boku. Modliłam się, by Mat tego nie zauważył. Wypił kieliszek wódki.

– Co to, kurwa, miało być?

Milczałam, a on nalał kolejny. Podszedł do biurka, wsparł się na fotelu, nachylając w moją stronę. Dzieliły nas ze trzy jardy i solidny blat, a miałam wrażenie, że przewiercał mnie wzrokiem.

– Już nie jesteś taka odważna?!

– Nigdy nie byłam. Chcę przeżyć.

Spojrzałam mu w oczy, dostrzegając w nich furię.

– Kiepsko się do tego zabierasz. Zapomniałaś, komu zawdzięczasz życie?

– Pozwól mi się odwdzięczyć.

Wstałam z fotela.

– Niby jak? Siadaj! – Zgromił mnie wzrokiem.

Wróciłam na miejsce.

[Rodzina Milesh 1] Nowe rozdanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz