To jest ten rozdział, gdzie można typować największego złola Rodziny Milesh. Głosujemy!
1 - Marcos Milesh
2 - Mat Milesh
3 - Rick Milesh
4 - koleś w arafatce ;)
♠♠♠
Krótka seria z karabinu przeszyła cienką ściankę, wznosząc w powietrze gipsowy pył. Przytuliłam rozpalony policzek do marmuru.
– Kurwa, debilu, miała być żywa. Otwórz teraz tę szafę!
– Sam se otwórz!
Byłam tak skoncentrowana na kłótni zapalczywych kolesi, że nie poczułam dotyku. Coś zacisnęło się na mojej kostce. Wpiło się jak wygłodniały wilk i szarpnęło. Wrzasnęłam ze strachu, próbując złapać się czegokolwiek, ale moje dłonie ślizgały się po marmurach. Kopałam na oślep, próbując się uwolnić. Chwycił drugą nogę. Czułam się, jakbym walczyła z ośmiornicą. Wyrwali mnie spod łóżka.
– Na kolana, suko! – Zmusili do klęknięcia.
Próbowałam się osłonić, ale wykręcili mi ręce, zaciskając na nich plastikowe opaski. Serce, które chwilę temu zamarło w piersi, teraz pompowało krew z taką siłą, że puls czułam nawet na języku. Mrużyłam oczy od łez i światła, a przerażony mózg nie rejestrował obrazu.
– Człowiek chciał popatrzeć na młode cycki, to ta w dresie.
– Zabierajcie ją.
Skądś znałam ten głos. Znajomość napastników mogła być pomocna. Nie przyszli tutaj popatrzeć, wbrew temu co mówili. Zarzucili mi drapiący worek na głowę i pociągnęli za wykręcone ręce. Ledwo szłam, co krok się potykając. Upadłam, uderzając się w głowę. Opaski boleśnie wpiły się w nadgarstki.
– Wstawaj! Dobra, pierdolić.
– Pierdolić będziesz później.
Dostałam cios w żebra. Zwinęłam się. Ktoś mnie podniósł, czyjaś dłoń błądziła po moim tyłku. Pusty żołądek skręcał się ze strachu. Zaliczyłam twarde lądowanie. Zakaszlałam, nie mogąc nabrać powietrza. Otaczała mnie kakofonia jęków, błagań pomieszanych ze złorzeczeniami, przekleństw i próśb. W powietrzu unosił się odór potu i strachu. Zdrętwiałymi palcami zaczęłam macać wokół siebie. Syknęłam z bólu. Rozcięłam palec.
– Cicho. – Ktoś mnie szturchnął. – Nie chcę przez ciebie oberwać.
– Ty! Zamknij ryj! Milczeć, wy ścierwa!
Podciągnęłam kolana pod brodę i powoli zaczęłam się cofać. Uderzyłam o metalową ścianę. Nie mogłam wymacać niczego, czym byłabym w stanie przerwać opaski. Nie miałam miejsca. Ktoś położył mi się na stopach. Może zemdlał? Zaduch był potworny. Skuliłam się, próbując nie zostać zmiażdżoną, bo przy akompaniamencie przekleństw, do pomieszczenia wrzucono kolejnych więźniów. Korzystając z hałasu, pochyliłam się i wyszeptałam:
– Co się tu dzieje?
– Ej, ty tam! Siedź prosto!
Głos dobiegał z innej strony niż poprzednio. Wyprostowałam się powoli i starałam nie ruszać. Nie miałam pojęcia, do kogo się zwracali, ale z każdym krzykiem, wzdrygałam się ze strachem. Musiałam coś zrobić, myślałam gorączkowo, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Zdążyłam ścierpnąć, gdy ktoś krzyknął moje nazwisko.
– Lipska! Która to?
Zamarłam.
– Daj głos, Lipska. Ty jesteś Lipska? A może ty?
CZYTASZ
[Rodzina Milesh 1] Nowe rozdanie
Fiksi RemajaMarcosa i Mata baskijski półświatek nazywał braćmi Milesh. Dwadzieścia lat temu, byli nierozłączni. Mieli tylko siebie. Mówiono, że skoczyliby za sobą w ogień. Dzisiaj już nie są obszarpanymi chłopakami z portu, dzierżą stery w mafijnym biznesie i s...