Gdyby ktoś pytał, czy są easter eggs, to odpowiadam, że owszem. Są!
Dajcie znać w komentarzu, gdy znajdziecie ❤
♠♠♠
Przejmujący ból głowy wyrzucił mnie na brzeg świadomości, jak morze wypluwa zdechłą meduzę. Łupało w skroniach w rytm gitarowego riffu Papa Roach. A może ocuciło mnie coś mokrego? Z trudem otworzyłam oczy. Na suficie malowała się okazała plama w kształcie litery 'F' albo 'Ł'. Kolejna kropla z cichym plaśnięciem rozbiła mi się na policzku. Starłam ją z obrzydzeniem. Usiadłam powoli. Tony kurzu, spowijające cuchnącą piwem i chipsami kanapę, przyprawiały mnie o mdłości. Czemu przyszło mi dogorywać po imprezie u Ogryzka w śmierdzącej spelunie?
Spojrzałam z niedowierzaniem na wytarte dżinsy i bluzę z kapturem. Poszłam tak na imprezę? Wolałabym sczeznąć, niż pokazać się tak Mareczkowi! Rany, przecież on mnie widział w szkole. Dzisiaj. Poczułam się jak zagubiony podróżnik w czasie. Impreza miała być jutro. Dlaczego miałam kaca? Gwałtownie wciągnęłam powietrze i wirujący w nim pył. Gdzie ja byłam? Włamałam się komuś do piwnicy? Pomacałam się po kieszeniach. Nie miałam komórki. Po tym jak zgubiłam poprzednią, rodzice zagrozili, że kolejnej nie dostanę, więc pilnowałam jej najlepiej, jak umiałam: nie brałam na dzikie akcje w porzeczkach albo imprezy u Ogryzka. Czyli musiało być po imprezie. Co się ze mną stało? Złapałam się za głowę. Chciałam tylko zagłuszyć ten pulsujący ból.
– Goool!
Wrzask rozbił martwą ciszę na miliony kawałków. Zerwałam się ze stęchłej wersalki. Skrzypnęła i wyrzuciła mi sprężynkę w kość ogonową.
– Jaki spalony?! Gdzie spalony?
Zdławiłam jęk. Dopóki nie zorientuję się w sytuacji, lepiej być cicho. Spróbuję dyskretnie się ulotnić, a potem pomyślę co dalej. Ruszyłam w stronę potężnych drzwi.
– Monika, bądź jak ninja, jak przyczajony tygrys, jak ukryty smooo... – szeptałam do siebie, żeby dodać sobie odwagi i jak nie przywaliłam w coś kolanem.
Zdusiłam przekleństwo, gryząc się w język. Niewiele widziałam w półmroku, ale czyżbym właśnie kopnęła lampę naftową? Może to była wymyślna kara za wyrzucenie ze szkoły? Rodzice oddali mnie do skansenu, żebym nie usunęła internetów. Podrapałam się w głowę. Nie mogłam sobie przypomnieć rozmowy z rodzicami ani powrotu do domu. Szykował się opieprz stulecia, a ja nic nie pamiętam. Wydawało mi się, że pochłonęła mnie ciemność. Na rozwiązywanie zagadek przyjdzie czas później, gdy się wydostanę. W półmroku nie mogłam wymacać klamki, więc naparłam całym ciałem na masywne drewniane wrota. Nie drgnęły. Ktoś mnie tu zamknął? Lodowata panika rozlała się w sercu i powoli wypełniła żyły. Słyszałam swój przyspieszony oddech. Rozglądałam się. Niewielkie, zakratowane okno znajdowało się niemal przy suficie. Przy odrobinie szczęścia mogłabym doskoczyć do krat. Podciągnęłam się na rękach i znów coś kopnęłam. Chyba się rozbiło, na szczęście dźwięk zagłuszyło dzikie wycie:
– Z dziesięciu metrów nie trafić?!
Byłam zbyt nisko, by wyjrzeć. Ręce mi omdlewały. Zamiast opuścić się z gracją, spadłam na kolana wprost w kupkę śmieci. W piwnicy rozpętała się burza kurzowa, a ja rozkaszlałam się jak stary gruźlik. Przytrzymałam się ściany i niemal wrzasnęłam ze strachu. Pięć centymetrów przed nosem z szarej poświaty wyłoniło się oblicze szczupłego mężczyzny z włosami na jeża, patrzącego na mnie przez druciane lenonki. Uśmiechał się półgębkiem z plakatu.
– Lista wyborcza numer sześć? – Odcyfrowałam z trudem. – Igor Sołżyn. Twój kandydat do Rady Miasta. Co to jest?
Gdy wzrok przyzwyczajał się do półmroku, dostrzegłam Igora Sołżyna spozierającego na mnie z każdego zakamarka. Ktoś wytapetował nim piwnicę. Różne są zboczenia. Nie oceniam. Mój pokój zdobił Alex.
CZYTASZ
[Rodzina Milesh 1] Nowe rozdanie
Teen FictionMarcosa i Mata baskijski półświatek nazywał braćmi Milesh. Dwadzieścia lat temu, byli nierozłączni. Mieli tylko siebie. Mówiono, że skoczyliby za sobą w ogień. Dzisiaj już nie są obszarpanymi chłopakami z portu, dzierżą stery w mafijnym biznesie i s...