Rozdział 5.2: Córeczka [Monika]

407 53 114
                                    

Ciemność. Widzę ciemność. I Florencję, tzn Marcosa z ciemności wyłaniającego się.


♠♠♠


Padało w Nowym Jorku, gdy usiedliśmy do stołu. Nie byłam głodna, ale Tim był niezłym kucharzem i jeszcze lepszym obserwatorem. Nie chciałam dawać mu więcej powodów do niepokoju. Starałam się nie okazywać emocji, które rozrywały mnie od środka. Udawałam normalność, bo sądziłam, że to jedyny sposób na przetrwanie.

– Porozmawiaj ze mną. – Zachęcił Tim, gdy niemrawo grzebałam widelcem w ryżu.

– O czym?

Błąd, skarciłam się w myślach. Powiedziałam to zbyt szybko. Misternie budowana fasada spokoju poszła się gonić.

– Od trzech dni się nie odzywasz i nic nie jesz.

– Nie jestem głodna. Jakoś straciłam apetyt po... – Zacisnęłam usta. Co miałam mu powiedzieć? – Nie chcę.

– Czego nie chcesz?

– Nie chcę do tego wracać.

– Możemy pomówić o tym, dlaczego uciekłaś ze szpitala?

Gdzie miałabym uciec z posiniaczoną twarzą? Bladozielone cienie zwracały uwagę. Pęknięta warga też. Wyglądałam jak bokser po kiepskiej walce. Tim zdawał się tego nie zauważać, ale każdy zwróciłby uwagę.

– Do tego też nie chcę wracać.

– Mam postawić pod twoimi drzwiami Ryana?

– Oj, daj spokój. Więcej tego nie zrobię, obiecałam.

– To może powiesz, czemu ukradłaś komórkę?

Nie byłam złodziejką. Pożyczyłam telefon pielęgniarki, bo chciałam zadzwonić na policję. Nie mogłam rozmawiać w klinice pełnej ludzi. Wyszłam na zewnątrz, a tam złapał mnie ochroniarz. Dosłownie się na mnie rzucił. To było przerażające. Zaczęłam się trząść, płakać i jąkać ze strachu. Zamknęli mnie w izolatce, zaćpali lekami i wezwali Tima. Chlipałam w poduszkę ze złości. Gdybym to lepiej przygotowała, miałabym szansę się wyrwać. Tim źle odczytał to zachowanie i zabrał mnie z powrotem do mieszkania na południowym Manhattanie.

Przesuwałam kawałek kurczaka z jednego końca talerza na drugi. Żółty sos zostawiał brzydkie smugi w ryżu. Tim patrzył wzrokiem zbitego psa. Nie miałam serca go oszukiwać. Mówił, że przez Ricka wyłysiał, a przeze mnie by niechybnie osiwiał, gdyby już nie był łysy. Wzruszyłam ramionami i powiedziałam to, co mógł zaakceptować:

– Chciałam zadzwonić do rodziny. Powiedzieć, że żyję.

Westchnął ostentacyjnie, jakby chciał móc powiedzieć coś innego, ale wydusił z tylko:

– Monika, jedyne co możesz zrobić, to pozwolić odejść tamtemu życiu i zbudować nowe.

– Ja nie chcę innego życia! Ja chcę się kłócić ze starszym bratem! Chcę iść na imprezę do Ogryzka i pół nocy plotkować z Beti!

– Znajdziesz innych znajomych.

– I innego brata?

Tim opuścił głowę, a potem wbił udręczony wzrok we mnie.

– Nie, brata ci nic nie zastąpi.

– Chcesz o tym porozmawiać?

– Niespecjalnie.

– Tim, ja nie mogę siedzieć w tym apartamencie do końca świata.

– Od nowego semestru wrócisz do szkoły.

[Rodzina Milesh 1] Nowe rozdanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz