Szłam pomału przez Central Park. Jak co wieczór przechodziłam wzdłuż fontann, rozglądając się czy coś się zmieniło. Zazwyczaj były to drobne rzeczy typu puste butelki po piwie na trawie lub jakieś paczki po chipsach na ławkach. Tym razem, nic takiego nie zaobserwowałam. Delikatny uśmiech szczęścia wpłynął na moją twarz. Spojrzałam w niebo. Powoli robiło się wręcz czarne, a na nim zaczęły się pojawiać duże i małe lśniące gwiazdy. W moim oku pojawił się pewien błysk. Zauważyłam spadającą gwiazdę. Szybko pomyślałam życzenie, zamykając przy tym oczy, po czym z szerszym uśmiechem, dalej wędrowałam przez Central Park. Spuściłam głowę w dół i spojrzałam na moje dłonie. Pomiędzy palcami, pojawiły się malusie śnieżynki. Szybko zaprzestał tej czynności, słysząc cichy szmer z mojej prawej strony. Spojrzałam tam, lecz nic nie zobaczyłam. Zignorowałam to, lecz gdzieś z tyłu głowy pojawiła się myśl o zachowaniu bezpieczeństwa. Dzisiaj wyjątkowo, poszłam usiąść na ławce niedaleko. Zanim usiadłam, wyrzuciłam do śmietnika wszystkie śmieci, które leżały w pobliżu tej ławeczki i spokojnie usiadłam. Założyłam nogę na nogę, oparłam się o oparcie i zaciągnęłam się wieczornym powietrzem Nowego Jorku. Może nie jest specjalnie świeże, ale nie jest złe. Można powiedzieć, że jest na poziomie przeciętnym, zbliżającym się w stronę dobrego. Spojrzałam ponownie w niebo. Pamiętam czasy, kiedy byłam dzieckiem i razem z mamą patrzyłam w gwiazdy. Zawsze powtarzała "Każda gwiazda to tak naprawdę dusza zmarłej osoby. Każda dusza ma swoją gwiazdę... Właśnie tam są nasi bliscy, których już z nami nie ma i właśnie stamtąd nas obserwują". Trzymała się tego zawsze i odkąd rodzice umarli, co wieczór chodzę po Central Parku, patrząc w gwiazdy i wspominając czasy, gdy rodzice jeszcze żyli. Nagle usłyszałam huk. Dźwięk dochodził zza drzew, które znajdowały się za ławką. Odwróciłam się szybko i z przerażeniem stwierdziłam, że za drzewami stoi jakiś mężczyzna, który celuje do mnie z broni. Pewnie strzelił, ale nie trafił, albo strzelał do kogoś innego. Nagle czas spowolnił. Ponowny huk, strach i ciemność. Zamknęła oczy. Nie chciałam patrzeć, jak umieram, nawet jeśli było to niezbyt możliwe. Jednak, bólu nie poczułam. Otworzyłam niepewnie oczy i zauważyłam mężczyznę w dziwnej zbroi, czerwonej pelerynie i z młotem w ręku. Stał przede mną i kręcił młotem, trzymając za chyba pasek na rękojeści. Skoro nie poczułam bólu, spowodowanego postrzałem, to znaczy, że nie zostałam postrzelona, a ten mężczyzna ocalił mi życie. Prawda? Czy może już umarłam i to tylko mi się wydaje, przez ostatnie tchnienia... Nagle, uzbrojonego mężczyznę powalił inny mężczyzna. Był ubrany w czarno fioletowy strój. Na plecach miał kołczan ze strzałami i łuk. Dookoła nas pojawili się inni ludzie, również uzbrojeni. Wszyscy byli ubrani na czarno. Nie było widać ich twarzy. Otoczyli nas. W pewnym momencie jednak usłyszałam huk, jakby ktoś leciał odrzutowcem. Okazało się, że jest to Iron Man. Pojawili się również Kapitan Ameryka, Czarna Wdowa i Falcon. Mężczyzna z łukiem to Hawkeye, a z młotem to Thor! Avengersi! Mściciele zaczęli walczyć z innymi. Każdy z obcych ludzi miał na ramieniu czerwoną ośmiornicę. Nie mam pojęcia, co to znaczy i chyba nie chce wiedzieć... Nie wiedziałam co robić. Nie miałam jak uciec, bo wszędzie byli ci uzbrojeni, a zostać tam też raczej nie mogłam. Byłam przerażona. Nie wiedziałam co robić. Rozglądałam się w panice dookoła, dopóki nie poczułam bólu w brzuchu i ramieniu. Dostałam dwie kulki. Czułam spływającą krew po ręce i brzuchu. Przed oczami zaczęły pojawiać się mroczki. Czułam, jak słabnę. Krew wypływała na zewnątrz bardzo szybko. Już miałam upaść na ziemię, gdyby nie pewne męskie ręce. Ostatkiem sił spojrzałam na osobę, która mnie złapała. Był to Thor. Patrzył na mnie zmartwiony wzrokiem. Krzyczał coś, ale nic nie zrozumiałam. W uszach mi szumiało, a wszystkie inne dźwięki, były praktycznie niesłyszalne. Poczułam, jak bierze mnie na ręce. Pobiegł w jakieś bezpieczne miejsce, gdzie czekał już Falcon. Sokół wziął mnie na ręce, natomiast Thor poleciał dalej walczyć. Wiem, że Falcon wzbił się w powietrze i gdzieś, że mną leciał. Dalej nie wiem, co się działo, gdyż straciłam przytomność...
YOU ARE READING
New Feeling || Avengers [Wolno Pisane]
FanfictionOpowieść o pewnej niczego winnej dziewcze, która znalazła się w nieodpowiednim miejscu, o nieodpowiednim czasie. Umarłaby, gdyby nie pewny przystojny bóg piorunów. Jak bardzo zmieni się jej życie, gdy zbliżą się do siebie bardziej, niż ustawa przewi...